Chapter Four

686 48 2
                                    

Avalon

- Dzięki bro, to już ostatnie pudło - w końcu koniec przeprowadzki. Teraz mieszkam z daleka od tych popaprancow.

- Spoko, pamiesztasz, że dzwonisz do mnie z każdym problemem? - zapytał się mój troskliwy pryszywany brat

- Tak wiem. Nawet jak nie będę przebijać gwóźdź to zadzwonię bo jeszcze sobie oko wybije. -  czasem zachowywał się jakbym miała pięć lat i nie znała życia.

- Dokładnie. To mi się podoba - na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Zawsze mi się to w nim podobało - szczerość.

- Widzimy się jutro w szkole  nie przesadzaj. Nie raz uciekłam od was i nadal żyje. - wywrocilam oczami

- Tak wiem, ale teraz to co innego. Nie będzie mi przy tobie jak będziesz spać. Zawsze może ktoś nie dobry przyjść po ciebie w nocy. - zaczął się zbliżać w moją stronę, rzucił się na mnie przez co wylondowalosmy na łóżku. Śmiejąc się zacząłam go laskotac. Boże taki on wielki a drze się jak baba xD.

-Dobra koniec! Poddaje się. Avalon musze iść! Przestań! - wydusil. No cóż zrobić, puściłam go z mina szczeniaczeka. Dzięki temu wiem ze się nie obrazi.

- Czemu musisz iść?

- Ty nie masz już obowiązków, ale ja nadal nim podlegam. Niestety - westchnął.

- Nie przejmuje się, ja zawsze będę Cię wspierała. Zawsze mogę pomóc Ci kogoś na straszyć. Wal śmiało. - poszliśmy do drzwi. Przytulił mnie i wszedł.

Był wieczór, nie miałam innego wyjścia niż przyszykowac się na jutro i iść spać. Normalne życie. Zawsze o tym marzyłam. Mogę tylko mieć nadziej, że nic tego nie zmieni...

Rano obudził mnie wkurzający budzik. Nie cierpię tego.  Jak robot poszłam pod prysznic i wykonałam poranną toaletę. Pomalowana i ubrana zeszlam do kuchni zrobić swoje rytualne śniadanie. Zimne mleko z miodowymi płatkami i sok multiwitamina do tego.

Torba, telefon, portfel i kluczyki od nowego autka. Czarne terenowe BMW.

Był ciepły wrześniowy poranek. Byłam ubrana w krótkie jeansowe spodenki z wysokim stanem i szeroki, dość krótki t-shirt z napisem FU*K.

Gdy zajechałam pod szkole było pełno ludzi. Nie powiem moje auto zwróciło uwagę. Fakt, że wysiadła z niego blondynka był jeszcze bardziej szokujący. Ha! Jeszcze nie raz ich zaskocze.  Według planu miałam teraz Chemię w sali 123B. Zaczepilam jakiegoś kolesia

- Ej Ty! Gdzie jest Sala 123B?

- Siemka mała. Nie wiem czy wiesz, ale radze grzeczniej się do mnie zwracać - posłał mi uśmiech. Z jego postawy może było wyczytać pewność siebie.

- Słuchaj nie mam czasu ani ochoty a tym bardziej cierpliwości na słuchanie twych mądrości. Wiec powiedz łaskawie gdzie ona jest - nie lubię omijać w bawełnę

- Spokojnie kotku. Złość piękności szkodzi. Może się przedstawisz?

- Avalon. Mam teraz Chemię a skoro aż tak bardzo na mnie lecisz to pokaż mi ta sale -  odpowiedziałam chłodno. -

- Wiesz co? Lubie takie ostre panienki - mruknął do mnie biorąc mnie pod rękę -  Jestem Ashton. Ashton Irwin.

- Anderson. Po za tym chyba, źle zaczęliśmy znajomość - w chwili gdy on był cały czas spokojny dotarło do mnie, że miałam zmienić swoje życie. Przez co powinnam być bardziej miała dla innych. Ale to jest ciężkie... Ufff

- Jesteś tu nowa zgadza się?

- Taa. Przeprowadziłam się z innej dzielnicy. -  w sumie to prawda.

- Co cie sprowadza wiec do szkoły sportowej? Wiesz baletu tu nie my - na co cicho zachichotalam. Ja i balet. To jak pies i kot.

- Oj. Zdziwił byś się co potrafię - uśmiechnęłam się figlarnie

- Ja też się dziwię co potrafisz - usłyszeliśmy za nimi, niski głos. Gdy odwróciłam głowę nie mogłam uwierzyć kto za mną stoi...

Wiem trochę nudy, ale tak jest gdy bohaterowie zmieniają stan zamieszkania xD

Buziaki dla was :*

Innocent (5SOS/l. H. )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz