Rozdział 2

42 4 4
                                    

                          Od kilku tygodni Arlena i Siwon ciężko pracowali, by zarobić chociaż jedną monetę. Siwon współpracował z grupami, które planowały różne akcje sabotażowe przeciw okupantom. Transportował broń, był informatorem, a zdarzyło się również że miał współudział w ataku na Japończyków przesiadujących w kawiarni. Wówczas ledwo uszedł z życiem i przyrzekł swojej narzeczonej, że już nigdy tak nie zaryzykuję za jedną monetę. Natomiast Arlena czyściła buty przechodniom i dawała lekcje języka japońskiego małym dzieciom, którym trudno było przyswoić ten język w szkole. Japoński był przymusowy, trudno było znaleźć jakiegoś Koreańczyka, zwłaszcza urodzonego w tych ciężkich latach, co go nie znał. Każdy obywatel musiał go umieć, w przeciwnym razie było to traktowane jako brak szacunku, a nawet zdarzało się, że w szkołach karano uczniów, którzy mieli niższe stopnie. Arlena nie miała z tym językiem żadnego problemu. Znała go perfekcyjnie i spokojnie potrafiła się dogadać, dlatego postanowiła wykorzystać tę umiejętność do zarobienia kilku monet. Oczywiście nie uczyła byle kogo. Były to dzieci zamożnych rodzin koreańskich, którzy swój majątek zawdzięczali poparciu rządów japońskich. Wówczas wrogowie nie ingerowali zbytnio w życie takich ludzi, zwłaszcza że czuli przychylność z ich strony. Niestety było dość dużo takich przypadków, gdyż uważali, że Japonia pomoże koreańskiemu krajowi się rozwinąć gospodarczo. Trochę było to prawdą, że Korea rozwijała się, ale niestety była też druga strona medalu. Może i państwo szło do przodu, ale obywatele wcale nie mieli łatwego życia. Sprawowana kontrola i próbowanie na siłę stworzyć Japończyków z koreańskiego społeczeństwa budziło wiele niezadowolenia i buntów, co w końcu przeradzało się w walki i tortury. Jednak mimo wszystko znaleźli się i tacy co uważali, że to dla dobra kraju i nic się takiego nie dzieje. Arlena i Siwon, jak i ich rodziny z pewnością do tego grona nie należeli. Od początku byli przeciwni tej władzy, a ojcowie tej pary narzeczeńskiej nawet walczyła w 1907 roku w Armii Sprawiedliwych. Niestety poniesiono klęskę, a życie straciło około osiemnastu tysięcy ludzi. Na szczęście Panu Parkowi i panu Yongsikowi udało się ocaleć. Był to jedyny głośny sprzeciw kierowany w stronę Japończyków. Od tamtego czasu już nigdy na taką skalę nie podjęto działań obalających okupantów, ale nie oznaczało to, że ludzie nie próbowali, że nie budził się w nich duch walki i przypływy nadziei. Nadzieja wciąż towarzyszyła, jednak z biegiem czasu przyświecała coraz słabiej.

-Jeszcze tu wyczyść. - pewien mężczyzna wskazał palcem na buta.

Arlena skinęła głową i z wielką dokładnością, czyściła każdy milimetr obuwia. Kiedy skończyła, mężczyzna rzucił jej przed nogi jedną monetę i odszedł. Nastolatka natychmiast chwyciła do rąk kawałek metalu i schowała do niedużego pudełeczka. Potem z torby wyciągnęła pastę do butów i nowe szczotki i szmatki, śpiewając przy tym. Nagle osłonił ją cień jakiegoś pana w średnim wieku. Siedząc na schodkach, spojrzała w górę. Przed nią stał dostojny, dobrze ubrany z niedużym zarostem, w okularach i kapeluszu mężczyzna.

-Nie przeszkadzaj sobie, śpiewaj dalej. Jeszcze takiego głosu nie słyszałem, choć żyję już trochę lat na tej ziemi. - oznajmił, siadając na krześle.

Sądząc po mowie, był to w stu procentach Koreańczyk.

-Nie, nie będę panu przeszkadzała. - odparła dziewczyna.

-Ale ja chcę, byś zaśpiewała, zapłacę podwójnie. - powiedział mężczyzna.

Arlena słysząc te słowa, długo się nie zastanawiała, od razu zaczęła śpiewać.

Mężczyzna spoglądał na nią i delikatnie się uśmiechał. Głos siedemnastolatki był niesamowity. Przypominało to śpiew aniołów. Bardzo delikatny jak wiosenny watr, otaczał serce klienta. Po skończonym zadaniu mężczyzna wstał i podał jej do rąk dwie monety.

"Arlena"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz