Rozdział 7

122 5 2
                                    

Kiedy się obudziłam nie wiedziałam gdzie jestem.  Zeszłam na dół zobaczyłam że w kuchni i ogólnie w całym domu panuje totalny bałagan. Pomyślałam '' co tu się dzieję, czemu jest wszędzie taki bałagan''.  Usłyszałam że ktoś puka drzwi. Kiedy je otworzyłam, ku moim oczom ukazał się wysoki chłopak był to Kacper.

- Cześć.- powiedział i wszedł do środka.

- Hejka. Wiesz może co się tutaj wczoraj działo ?- zapytałam.

- Tak wiem.  Zrobiłaś imprezę, na którą zaprosiłaś całą szkołę. Potem zjadłaś ciastka w których była marycha.

- Że co ?- zapytałam zdziwiona.

- Tak. Ale to jeszcze nie koniec. Powiem Ci że na twojej imprezie została postrzelona Paulina.

- Jak to? Kto ją postrzelił? - Zapytałam zszokowana.

- Tak to. Postrzelił ją Grzesiek i teraz ona walczy o życie w szpitalu. A gdzie , a no w pokoju z bronią twojego ojca.

Kiedy skończył mówić poszłam do pokoju w którym była broń. Weszłam do pokoju pierwsze co mi rzuciło się w oczy to ogromna plama krwi. Zszokowana powiedziałam do Kacpra:

- Zabierz mnie do Pauliny. Natychmiast.- poprosiłam go.

- No dobrze. Pojedziemy autobusem.

- Ale zanim pojedziemy daj mi 10 minut.

- No dobrze.

Poszłam na górę. Wziełam szybki prysznic, nałożyłam delikatny makijaż. Z szawki wziełam pierwsze lepsze rurki i pierwszą lepszą bluzkę. Założyłam conversy i poszłam do wyjścia. Kiedy zamykałam drzwi od domu zadzwonił do mnie telefon.

- Halo.

- Czy rozmawiam z córką państwa Fresz?

- Tak to ja. A o co chodzi ?

- Mam dla pani złą wiadomość. Pani rodzice zgineli w wypadku samolotowym.

- O Boże.

- W ciągu kilku dni powinno do pani dojść pisno w sprawie testamentu.Wyrazy współczucia.

Nagle telefon wypadł mi z ręki. A ja usiadłam na schodach i zaczełam płakać.

- Co się stało ? Czemu płaczesz?- zapytał zaniepokojony Kacper.

- Moi rodzice......oni nie żyją.

Kacper usiadł koło mnie i mocno mnie przytulił. Siedzieliśmy tak z jakieś 20 minut.

- Wiem jak to jest stracić ważną osobę w swoim życiu. - powiedział po cichu.

- Tak?

- Ja jak miałem 7 lat to zmarła mi mama i zostałem sam z tatą.

- Współczuję Ci.- powiedziałam szlochając.

- To co jedziemy do szpitala ?

- Nie mam siły już na nic.

- To co zrobisz?

- Pójdę do domu i zamknę się w swoim pokoju.- powiedziałam smutno.

- Mam z tobą zostać?

- Tak.

Został ze mną. Pomógł mi posprzątać cały bałagan, a potem powiedział żę zostanie na noc.

Całe życie z wariatami.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz