Rozdział 5

763 59 16
                                    


~Alec~

Rozejrzałem się po mojej nowej sypialni, zastanawiając się, w co się wpakowałem. Jedyną rzeczą, o której myślałem, było uratowanie Jace'a i Isabelle. Byłem gotów zrobić wszystko, by ich stąd wydostać, nawet zająć ich miejsce. Kiedy słowa „weź mnie zamiast nich" wyszły z moichust, miałem to na myśli tylko w połowie.

Nie chciałem być tu uwięziony na zawsze, ale wolę być tutaj niż Jace i Isabelle. Obaj są ważnymi Nocnymi Łowcami. Utrata ich zraniłaby świat. Utrata mnie nie wpłynie na nic. Myślę, że gdyby była jedna rzecz, która mogłaby pójść nie tak, to następny Inkwizytor nie byłby Lightwoodem.

– I tak nie chciałem być Inkwizytorem. – mamroczę do siebie, opadając na łóżko. Kurz unosi się w powietrzu, udowadniając, że ten pokój nie był używany od dłuższego czasu. Pan tego zamku nie wygląda na osobę towarzyską, więc nie jest to tak zaskakujące.

Myśląc o człowieku, który mnie tu uwięził, nie mogłem nie wspomnieć jego oczu. Były tego rodzaju, jakich nigdy wcześniej nie widziałem na innej osobie. Złote z zielonym pierścieniem wokół, a pośrodku źrenice przypominające kota. Żaden człowiek nie mógłby mieć takich oczu.

Marszcząc brwi, przypomniałem sobie, kiedy odesłał Jace'a i Isabelle. Mężczyzna o zielonej skórze podszedł do ściany i jakimś cudem pojawił się w niej wirująca zielona dziura. Właściciel zamku przerzucił ich, zanim zniknął z istnienia. Gdybym nie wiedział lepiej... pomyślałbym, że to magia.

Rozległo się pukanie do drzwi, wyrywając mnie z zamyślenia.

– Kto to? – zapytałem, w moim głosie było więcej złośliwości niż to konieczne. Jednak nic na to nie poradzę. Ostatnią rzeczą, na którą mam ochotę, jest ponowna rozmowa z tym facetem.

Drzwi uchyliły się do połowy i wsunęła się przez nie głowa brązowych, niechlujnych włosów. To był jeden z chłopców, który kilka minut temu zaprowadził mnie do mojego pokoju. Wydawał się kilka lat młodszy ode mnie i miał na sobie niebieskie dżinsy i wyblakłą koszulkę z jakimś przyziemnym logo superbohatera. Jak w ogóle coś takiego zdobył, mieszkając w Idrisie?

– Masz na imię Alec, prawda? Miło cię poznać. Nazywam się Simon Lewis i jestem tutaj, aby upewnić się, że twój pobyt będzie jak najbardziej komfortowy. Czy jesteś głodny? Twój brzuch burczał, więc założę się, że tak.

– Pan tego zamku powiedział, że nie wolno mi nic jeść, dopóki nie ma go przy mnie. Jednak odmawiam jedzenia z nim, więc wygląda na to, że po prostu umrę z głodu.

Simon uniósł na to zmieszaną brew.

– Czy zawsze robisz to, co ci każą?

Na moich policzkach pojawił się zażenowany rumieniec, gdy odwróciłam od niego wzrok.

– Cóż... um... tak.

Przewrócił oczami z uśmiechem.

– Och, nie musisz słuchać starego, durnego Magnusa. Jest po prostu uparty i myśli, że może cię wykurzyć z tego pokoju, głodując.

– Magnus? Czy tak ma na imię? –nigdy mi nie powiedział, jak ma na imię, więc właśnie na zwałem go panem zamku.

– Tak, to jego imię. Teraz Tessa powiedziała mi, że nie ma mowy, żeby mogła siedzieć obok i patrzeć, jak umierasz z głodu. Więc ma dla ciebie tajną kolację na dole. Jeśli pójdziesz za mną, zabiorę cię do jadalni.

Wstałem z łóżka, obserwując go sceptycznie.

– Myślałem, że powiedział ci, że zostaniesz ukarany, jeśli mnie nakarmisz. Dlaczego ryzykujesz, że będzie na ciebie zły?

Beauty and the BeastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz