22🎄

2.4K 432 137
                                    

Wszystko wydarzyło się bardzo szybko. Już chwilę później Paola siedziała na wyspie kuchennej Zabiniego, marnie próbując się uspokoić, podczas gdy on przygotowywał jej herbatę.

- Przepraszam, że przyszłam - wydusiła dziewczyna, z nerwów wyginając swoje palce tak, jakby chciała je połamać. - Wiem, że jest późno, ale nie wiedziałam, dokąd pójść...

- Przestań - przerwał jej Blaise, choć nie patrząc na nią, zajęty kuchenką. - Zawsze możesz tu przyjść - dodał, bo gdy na nią nie patrzył, to odwagi miał znacznie więcej. Trudno mu było zresztą uwierzyć, że jeszcze przed chwilą ją do siebie przytulał.

Paola uniosła głowę, chociaż wciąż się trzęsła. Serce biło jej jak młotem.

- Dziękuję - wyszeptała, a następnie mocno przełknęła ślinę, by powstrzymać kolejne łzy; tym razem i wzruszenia. - Chociaż w sumie nie wiem, czemu ty chcesz mi tak pomóc, nadal w sumie krótko się znamy i...

- Ty mi pomogłaś, znając mnie kilka godzin - zauważył Blaise, na co Paola zaśmiała się żałośnie, przypominając sobie, jak zaciągnęła zupełnie pijanego Blaise'a do mieszkania.

- Niby fakt.

- Poza tym... - Zabini powoli odwrócił się w jej stronę. - Nie wiem, nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ty. I jesteś jedną z niewielu osób, z którymi w ogóle chce przebywać. Dziś zresztą... Szczególnie się o tym przekonałem.

W tamtej chwili te słowa były dla Paoli jak lek, który choć na moment ukoił ból w jej sercu. Była jednak wtedy zbyt roztrzęsiona, by doszukiwać się w tych słowach drugiego dna.

- Vice versa - odparła mu, wymuszając mały uśmiech. Pociągnęła po tym nosem, wciąż wyginając palce.

- Powiesz, co się stało? - zapytał Zabini, opierając się o blat naprzeciwko niej, czekając, aż zagotuje się woda.

Paola wzięła głęboki wdech.

- Kończyłam obraz dla Llian. W sensie wiesz, na ten ślub, to prezent. Ktoś zapukał do drzwi, myślałam, że to ona, więc złapałam za różdżkę, zakryłam obraz i podeszłam tak do drzwi. Otwieram, a tam co? Nie kto inny, jak mój wspaniały były. I to jeszcze z tą zdzirą, z którą mnie zdradził, Marią.

Kiedy Blaise to usłyszał, natychmiast coś się w nim zagotowało.

- Czego chciał?

- Nie wiem, czego chciał, bo zanim cokolwiek powiedział, zaczęłam słać na niego zaklęcia - odparła Paola oczywistym tonem, co sprawiło, że Blaise miał ochotę się zaśmiać, bo jakoś lubił tę jej impulsywność. - Nie myślałam nawet, jakie, ale zdrowo go poturbowałam... Ta dziwka była trochę sprytniejsza. Uniknęła mnie i natychmiast wezwała Aurorów. Pojawili się tak szybko, że nawet bym się nie zdziwiła, gdyby to wszystko nie było ustawione. On doskonale wie, jaka jestem...

Paola wzięła kolejny głęboki wdech. Głos jej drżał, jednak opowiadała dalej:

- Zabrali mnie. Przesłuchiwali mnie  godzinę, grozili Azkabanem, rozumiesz?! Za tego chuja! - zawołała z rozpaczą w głosie. - Aż w końcu przyszedł Patrick. On też jest Aurorem, poręczył za mnie i mnie wypuścili, ale ten kretyn mi się jeszcze odgrażał, może się zresztą ubiegać o jakieś odszkodowania... A teraz jeszcze ta zdzira pójdzie do wydawnictwa, które zaproponowało mi współpracę i na pewno coś na mnie nagada, bo ich zna, zresztą słyszałam, i... - Paola nie wytrzymała. Ukryła twarz w dłoniach, oddając się emocjom, które zmusiły ją do rozpłakania się.

Blaise patrzył na nią, nie wiedząc, czy znowu może ją objąć. Podszedł do niej, a gdy go zauważyła, ponownie uniosła głowę.

- Przyszłam stamtąd prosto tutaj, bo nie umiałam wrócić do mieszkania, mógłby mnie tam znaleźć... Merlinie, wszystko się wali, wszystko - wyłkała. - Wiem, jaka jestem, ale ja też jestem tylko człowiekiem, Blaise. Ile mogę jeszcze tego znieść?

To, że nazwała go po imieniu, wyjątkowo go zdziwiło - ale niestety zapewniło też, że była w okropnym stanie.

- On nie da ci spokoju, póki wie, gdzie mieszkasz. Tu cię nie znajdzie.

- Wiem. Ale ile mogę się chować? To on powinien się chować! A teraz Maria odbierze mi jeszcze te pieniądze...

- Mówiłem ci, żebyś tu została - powiedział Blaise, kładąc dłonie po obu jej stronach, by oprzeć się na blacie.

- Nie powiem... Dziś na noc nawet chętnie - przyznała cicho.

- Sypialnia twoja. - Chłopak wskazał głową na drzwi, za którymi raz już spała.

- Tak po prostu? Czy zaraz powiesz, że mam zrobić śniadanie? - Paola otarła twarz, a Blaise zaśmiał się pod nosem.

- Nazwałaś mnie Blaise. Musisz serio źle się czuć.

- I to cię przekonało? - zapytała Paola, rozchmurzając się na moment w całej beznadziei sytuacji. - A nie to, jak wyglądam?

Gdy to powiedziała, Blaise cofnął się nieco, by jej się lepiej przyjrzeć. Utwierdził się wtedy w przekonaniu, że nawet taka zapuchnięta i skulona podobała mu się bardziej, niż dziesięć takich dziewczyn z pubu. Czuł to; a przynajmniej czuło jego szybko bijące serce.

- Czyli jak wyglądasz?

Paola pociągnęła nosem.

- Mój stryj by powiedział, że wyglądam, jakby mnie wrzucili do Tajo - powiedziała z małym uśmiechem. - No, szczerze, to wolę być mokra z innych powodów - dodała, ponownie ocierając twarz.

Gula stanęła Blaise'owi w gardle, a ten prędko ją przełknął.

- Nie wątpię - dodał, a następnie podszedł z powrotem do kuchenki, udając, że sprawdzał, czy woda się zagotowała.

- Wiesz, w sumie to pierwszy raz, kiedy rzeczywiście jestem przez niego mokra. To zawsze jakiś sukces.

Wtedy Blaise nie wytrzymał; parsknął śmiechem, kręcąc głową sam do siebie.

- Jesteś bezbłędna - rzucił do dziewczyny, patrząc na nią kątem oka.

- Ech, gdybym była, tobym nie siedziała tu mokra od płaczu - odparła, przejeżdżając dłonią przez włosy. - A w sumie jak o tym mówię... Mogę się umyć? Zmyć z siebie to wszystko?

- Prysznic, wanna, co tam wolisz - powiedział Blaise, wskazując palcem za siebie w kierunku łazienki.

- No tak, zapomniałam, że jestem u burżuja. - Paola zeskoczyła z blatu, kręcąc głową. - Tylko... Ech... Czy ja chcę wracać po ubrania... - powiedziała bardziej do siebie niż do niego, wlepiając wzrok w podłogę.

- Dam ci coś.

Zanim Paola zdążyła coś dodać, Blaise wyszedł z kuchni i ruszył prosto do swojej sypialni. Wrócił po kilku chwilach z jedną ze swoich licznych czarnych koszul oraz sportowymi spodenkami.

- No, nie mów, że damskie ciuchy też tu trzymasz gdzieś pod ręką - powiedziała Paola, co uspokoiło Blaise'a, bo choć nadal mówiła przez nos, zdawało się, że odzyskiwała humor.

- Moje, ale raczej będzie ci pasować. - Wręczył jej oba ubrania, a ona zaczęła się im przyglądać.

- Rzuci się zaklęcie zmniejszające czy coś... - stwierdziła cicho, po czym westchnęła. - A tak szczerze, dziękuję. Naprawdę dziękuję.

Oboje zastygli na moment naprzeciw siebie, zmrożeni chwilą. Ona patrzyła na niego wciąż zaszklonymi oczami, oddychała ciężko, bo jej nos był zatkany, ale i tak wyjątkowo mu się podobała. Nie ruszył się jednak, by zrobić to, co chodziło mu po głowie; to nie był dobry moment

A ona widziała Zabiniego, tego cholernego Zabiniego, który był przystojny, który miał ten atrakcyjny tyłek, te żyły na szyi, a w tamtej chwili jawił się jej też jako piękny w sercu - wybawiciel.

Obojgu serca biły coraz szybciej. Paola pomyślała, że może ten piernik, który wtedy ugryzł, a nie dokończył, był znakiem tego, że będzie jeszcze do niej wracał. I niezmiernie się cieszyła, że wrócił.

Robiło się coraz cieplej, atmosfera gęstniała, sprzyjało im wszystko, nawet światło, które wtedy paliło się tylko w jednym miejscu kuchni. Wreszcie Paola kichnęła, zaprzepaszczając całą magię chwili.

- To ja pójdę do łazienki.

Nadgryziony Pierniczek • Blaise ZabiniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz