Rozdział 10

2.4K 161 58
                                    

Ścisnęłam kwiaty w ręce i próbowałam wymyślić plan, który uwolni mnie od plotek na mój temat. Gdybym uciekła do domu, to wzięto by mnie za tchórza. Nie mogę wejść do szkoły w towarzystwie Hendersona, bo wezmą nas za parę. Muszę pozbyć się tych badyli i sprawić, żeby wyglądało tak, że nienawidzę Cartera. Plan idealny. Wykonanie trudniejsze. Nabrałam więcej powietrze i rzucając w chłopaka jego okularami, odwróciłam się na pięcie i zaczęłam szybkim krokiem zmierzać w stronę wejścia. Czułam na sobie palący wzrok wszystkich uczniów za zewnątrz, którzy czekali tylko na jakąś dramę. 

 - Madison! - usłyszałam donośny głos bruneta, ale nie zatrzymywałam się. - Wróć tutaj, do cholery! 

Zacisnęłam zęby i ledwo się powstrzymując przed odwróceniem, przeszłam obok kosza na śmieci i pewnym ruchem wrzuciłam tam bukiet róż. Moje serce bolało przez to, że musiałam wyrzucić swoje ulubione kwiaty, ale nie było innego wyjścia. To przeze mnie ta szopka i to ja muszę ją zakończyć bez żadnych skutków ubocznych. 

 - Zwariowałaś? - uścisk na moim ramieniu uniemożliwił mi dalszą drogę. - Dlaczego je wyrzuciłaś?

 - Bo ich nie chcę, Carter - wysyczałam i upewniłam się, że wszyscy to doskonale słyszeli. - Nie chcę od ciebie niczego. Zostaw mnie w spokoju i nie zbliżaj się do mnie więcej!

Chłopak stał zdezorientowany i w ogóle nie załapał, że to tylko udawanie. Zmarszczył gniewnie brwi i prychając po nosem, wyminął mnie i uderzył z ramienia. Przełknęłam ślinę i udając, że nie widzę tych wszystkich spojrzeń w moją stronę, weszłam do szkoły. Było już kilka minut po dzwonku, więc weszłam spóźniona do klasy i przepraszając nauczyciela, usiadłam koło Aurory w ostatniej ławce. Całkowicie odcięłam się od otaczającego mnie świata i powróciłam myślami do wczorajszego wieczoru. Nie wiedziałam, że Carter naprawdę się mnie posłucha. Przecież równie dobrze mogłabym mu powiedzieć coś na złość. Może on doskonale wie, że to ja i dlatego to zrobił. Żebym wyszła na idiotkę, która nie umie się przyznać do kłamstwa. 

 - Myślisz, że Henderson mnie nie lubi? - zapytałam dziewczynę obok mnie, która przestała gryźć długopis i spojrzała w moją stronę. - No wiesz, czy ma do mnie jakiś problem. 

Ciemnowłosa wykrzywiła usta i spoglądając na nauczyciela, który pisał coś na tablicy, nachyliła się w moją stronę.

 - Jesteś jedyną osobą, którą w tym momencie lubi - wyszeptała mi do ucha, przez co wywróciłam oczami.

Nie odczuwałam tego, za mną przepada. Wręcz odwrotnie miałam wrażenie, że robi wszystko, aby mnie wkurzyć lub upokorzyć. Zgrywanie miłego i ciągłe rzucanie dwuznacznych tekstów i doprowadzanie do takich sytuacji. Wykorzystał mnie przy pierwszej lepszej okazji, a teraz próbuje uratować to kwiatami. Do tego poradziła mu to dziewczyna, której nawet nie zna, a pisze z nią całymi wieczorami. Chyba mi odwala. 

 - Okej, ale powiedzmy, że chciałby się zemścić. Upokorzyć kogoś i zranić. Jak by do tego dążył? Podstępem, czy może od razu plułby jadem. 

 - O co ci chodzi? - westchnęła i spojrzała na mnie wzrokiem, który oznaczał tylko jedno.

Błagam, tylko nie to.

 - O nic - mruknęłam i odwróciłam się w stronę tablicy.

 - Madison - złapała mnie mocno za ramię i zmusiła do powrócenia na nią wzrokiem. - Znam cię jak rodzoną siostrę, więc mów od razu. Carter ci się podoba, prawda? Dlatego nie chcesz mu powiedzieć o tej pomyłce. Szukasz jakichkolwiek sposobów, żeby cię nie znienawidził, bo na niego lecisz. Chryste, przecież on cię zabije jak się o tym dowie. 

 - Nie podoba mi się - zaprzeczyłam od razu. - Po prostu pierwszy raz od długiego czasu mogę być przy kimś sobą i nie udawać kogoś, kim nie jestem. Jak byłam z Lucasem to musiałam się hamować, jego koledzy uważali mnie za pustą laskę, a przy Carterze mogę mówić co myślę i jego znajomi chyba mnie lubią, a przynajmniej akceptują. Nie zakocham się, spokojnie. Przecież wiesz, że przyrzekłam sobie, że nie będzie związków do końca liceum. 

I Don't Wanna Be Your LoverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz