Po wizycie w fokarium zwiedziliśmy jeszcze dwa bunkry. Następnie dotarliśmy do Gdyni, skąd mieliśmy dojechać pociągiem do Warszawy (ponieważ Janek miał coś odebrać), potem, po przesiadce, do Ostródy, z Ostródy do Olsztyna, by ostatecznie wrócić stopem do obozu. Niestety, gdy mijaliśmy Kątne, pociąg, którym jechaliśmy, popsuł się, blokując tor. Staliśmy tak ponad godzinę. W końcu koło dwudziestej pierwszej przyjechała lokomotywa, która dociągnęła nas do najbliższej stacji. I tak oto około w pół do jedenastej wysiedliśmy na dworcu kolejowym w Nowym Dworze Mazowieckim. Z racji, że nie mieliśmy gdzie się zatrzymać na noc, Hiszpan zdecydował, by wykorzystać noc jak najlepiej i pieszo dojść do Janówka, skąd mogliśmy dojechać busem do Warszawy.
Więc wyruszyliśmy. Pomimo ogromnego zmęczenia, nie mogłam zasnąć w pociągu tak, by odpocząć. Cały czas tkwiłam w swego rodzaju stanie czuwania, przez co na każdy dźwięk inny niż charakterystyczny stukot pociągu, natychmiast się budziłam. Wystarczyło nawet, by Hiszpan wstał z miejsca i szurnął butem po podłodze, by wyrwać mnie z drzemki.
Jednakże teraz zmęczenie zaczęło stawać się wręcz nieznośne.
-Janek, a ty na pewno wiesz, którędy mamy iść? - Spytałam po piętnastu minutach marszu.
Hiszpan poświecił na mnie latarką. Byłam tak zmęczone, że odpuściłam sobie zwyczajowe "Nie po oczach!".
-No mam Google Maps'a i kompas, więc chyba wiem - odparł. - A co?
Przeniósł światło latarki na drogę przed nami.
-A... - Zawachałam się. - A daleko jeszcze?
Nadal na wpół przymkniętymi oczyma, spojrzałam niepewnie na Janka, nie wiedząc, czy udzieli mi normalnej odpowiedzi, czy rzuci jakiś sarkastyczny komentarz.
-Jakieś pół godziny drogi - odpowiedział spokojnym głosem.
Skinęłama głową i półprzytomna ruszyłam za towarzyszem.
Faktycznie, po czasie niewiele dłuższym niż dwa kwadranse, ujrzeliśmy światła Janówka. Jednakże nie doszliśmy do samego miasta. Postanowiliśmy spędzić noc w lesie, na karimatach.
Gdy się położyliśmy, zmęczenie gdzieś zniknęło, a znowu wróciło to dziwne "czuwanie".
Dochodziła północ. Leżałam, patrząc w gwiazdy. To był męczący dzień, a jednak nie mogłam zasnąć. Ilekroć zamykałam oczy, w głowie pojawiała się myśl "Nie ma warty. Ktoś może przyjść i nas okraść, albo gorzej. W końcu jesteśmy blisko miasta.".
Po raz kolejny przewróciłam się z boku na bok, wzdychając ciężko. W tej samej chwili zza moich pleców dobiegł głos Janka:
-Strzałka, nie śpisz?
Mruknęłam w odpowiedzi.
-Nie musisz "wartować" - rzekł po chwili milczenia. - Jak chcesz, mogę popilnować naszych rzeczy i nas, żeby nikt nas nie zamordował. Musisz się przespać, bo nie mam zamiaru cię jutro nieść na stację.
Uśmiechnęłam się słabo i zamknęłam oczy.
-Na pewno nie zaśniesz? - Spytałam.
-Nie ufasz mi?
-Nie - rzuciłam.
Wiedziałam, że i tak prędzej, czy później zmęczenie wygra i pójdzie spać, jednak świadomość, że przynajmniej w najbliższym czasie ktoś będzie nas pilnował, pozwoliła mi się nieco odprężyć i po chwili zasnęłam.Tuż przed godziną piątą rano obudziła mnie muzyka, która dochodziła z odległości nie większej niż jakieś dwieście metrów. Poderwałam się do pozycji siedzącej. Janek spał nadal, z głową opartą o swój plecak.
Pomimo tego, że było jasno, nie byłam w stanie dojrzeć nikogo w pobliżu. Zaniepokoiłam się, więc postanowiłam obudzić Janka. Wygrzebałam się ze śpiwora i podeszłam do niego, po drodze naciągając rękawy bluzy na dłonie, by się nie tracić ciepła.
-Janek, wstawaj - rzuciłam cicho. Nie zareagował. - Jasiek, obudź się. Błagam. Tu ktoś jest!
Chłopak wydał z siebie nie zrozumiał pomruk. W tym samym momencie do moich uszu dobiegły ludzkie głosy, przebijające się przez muzykę. To była rozmowa. Nie byłam w stanie wyłapać słów, ale rozpoznałam trzy głosy męskie i jeden kobiecy.
-Janek, wstawaj! - Nieco spanikowana potrząsnęłam nim.
Zmarszczył brwi i spojrzał na mnie.
-Co się dzieje? - Spytał niezadowolony, że go obudziłam.
W odpowiedzi dałam mu ruchem głowy znak, że coś jest z tyłu. Hiszpan wsłuchiwał się chwilę, po czym szybko wstał.
-Nie mam pojęcia, co to za ludzie, ale zdecydowanie powinniśmy stąd iść - oznajmił spokojnie.
Zwinęliśmy śpiwory i karimaty, założyliśmy plecaki i ruszyliśmy w stronę miasta.
Przeszliśmy pięćdziesiąt metrów, sto, sto pięćdziesiąt, dwieście. Nadal nic, nikogo nie było widać, a cały czas słyszeliśmy muzykę i głosy. Szliśmy dalej. Niedługo potem nieproszone odgłosy zaczęły się oddalać. Mimo to, dopiero po wyjściu z lasu odetchnęłam z ulgą.
-Jak myślisz, kto to mógł być? - Zagadnęłam, by nieco rozluźnić atmosferę.
-Może ktoś sobie zorganizował imprezę - odparł Janek. - A teraz chodź, trzeba ogarnąć coś do jedzenia i dowiedzieć się, o której odjeżdża pierwszy autobus do Warszawy.
Skinęłam głową i znowu poszliśmy dalej.Z racji, że sklepy były jeszcze zamknięte, zdecydowaliśmy zaopatrzyć się w prowiant już w stolicy.
Jak się okazało, autobus odjeżdżał o szóstej, więc minęło trochę zanim przyjechał.
-To na pewno dobry autobus? - Rzuciłam, wsiadając.
-Na sto procent - zapewnił mnie Janek. - Nie ufasz mi?
Uśmiechnęłam się. I znowu to samo pytanie.
-Nigdy - odparłam.
Kupiliśmy bilety i zajęliśmy miejsca. Oprócz nas były jeszcze trzy osoby.
Autobus ruszył.
Spojrzałam na Hiszpana, który zaczął przysypiać. "Nie ufasz mi?" - w głowie pobrzmiewało mi to pytanie. "Przecież, gdybym nie ufała, to bym za tobą tutaj nie przyszła" odpowiedziałam w myślach i zaczęłam szukać po kieszeniach słuchawek, by urozmaicić sobie tę jakże długą (trzydziestominutową) podróż muzyką.
CZYTASZ
Trochę wolniej - historia pewnego obozu
Conto"Strzałka" to świeżo upieczona przyboczna jednej z warszawskich drużyn ZHR, która trafiła na obóz z super drużynami i znienawidzonym druhem z bratniej drużyny. Chociaż brak empatii jest odwzajemniany przez obie strony, koleje losu zmuszą ich do trud...