Dzień czwarty - Warszawa Gdańska

76 9 2
                                    

  Siedzieliśmy na Dworcu Gdańskim oparci o plecaki. Przechodzący obok ludzie patrzyli się na nas, jakbyśmy byli atrakcją turystyczną. Bardziej jednak niż my, ciekawiła ich tuba, którą pół godziny temu wręczył kolega Janka. Nie wiedziałam, co było w środku i nie interesowało mnie to. Przynajmniej tak sobie wmawiałam. Zapewne, były to rzeczy programowe typu: rurki PCV, materiały na zajęcia lub pochodnie w wygodniejszej do przewozu formie.
  -Która jest? - Spytał Hiszpan ziewając.
  Spojrzałam na zegarek, niechętnie odsłaniając nadgarstek. Zimno przeniknęło całe moje ciało. Pomimo tego, że był środek lipca, temperatura nie przekraczała ośmiu stopni.
  -Za dwie dziewiąta.
  Hiszpan jęknął cicho.
  Od wyczynu na windsurfingu nie wyglądał za dobrze, a dzisiejsza pogoda wcale nie polepszała sytuacji. Był blady jak ściana i co chwila kasłał, trzęsąc się z zimna. Na dodatek nie miał za bardzo czym się okryć, ponieważ jego polar był w połowie mokry, w wyniku próby napicia się wody podczas jazdy busem. Proponowałam mu wcześniej wymianę, ja bym mu oddała moją suchą bluzę, a on mi swój polar, jednak się nie zgodził.
  Siedzieliśmy więc tak, czekając na pociąg, który miał się pojawić dopiero za piętnaście minut. Patrzyłam na kolegę, myśląc, jak zapobiec jego ewidentnie zbliżającej się chorobie.
  Nagle kichnął. Wyciągnęłam z kieszeni spódnicy mundurowej paczkę chusteczek i mu podałam. Bez słowa wziął i wyciągnął jedną. Gestem dałam mu do zrozumienia, że może je zatrzymać. Na jego twarzy pojawiło się coś na kształt niemrawego uśmiechu, odpowiadającego słowu "dziękuję".
  Wstałam z miejsca i zaczęłam krążyć po peronie. Liczyłam, że choć trochę pomoże mi się to rozgrzać. Nie dało to co prawda efektu, na jaki miałam nadzieję, ale poczułam, jakby było minimalnie cieplej. Zaczęłam więc ruszać się bardziej, pocierając przy okazji ramiona dłońmi. Ostatecznie rozgrzałam się na tyle, by powiedzieć, że wytrzymam jeszcze to nieszczęsne dziesięć minut. 
  Ale Janek nie wyglądał, jakby miał dotrwać do przyjazdu pociągu. Po chwili namysłu i desperackiego poszukiwania rozwiązań dla zamarzającego, zdecydowałam się podjąć próbę ratowania go.
  -Hiszpan, chcesz mój koc? - Zaproponowałam.
  Jego oczy aż błysnęły. Zaraz jednak pokręcił głową. Obrzuciłam go więc pogardliwym spojrzeniem i kucnęłam do plecaka. Po chwili grzebania, wyciągnęłam zwinięty w kostkę granatowy koc w brązową kratkę, zrobiony z polaru. Wstałam i podeszłam bliżej chłopaka. Otuliłam go miękkim materiałem. Już nie protestował. Gdy poprawiałam okrycie, dotknęłam przypadkiem jego ręki. Była jak lód. Ja przy nim wypadałam temperaturowo jak jądro Ziemi przy Alasce.
  Przyciągnęłam mój plecak bliżej i usiadłam obok Hiszpana. Spojrzałam na niego, marszcząc brwi.
  -Janek, wiesz, ja jestem cieplejsza - zaczęłam. Spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym "Do czego zmierzasz?", więc kontynuowałam: - Jak chcesz, możesz się do mnie przytulić, może trochę się rozgrzejesz.
  Chłopak nadal patrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Zaczęłam czuć się coraz bardziej niezręcznie. "Po co ja to powiedziałam? Wyszłam na jakąś nienormalną, jeszcze pomyśli, że mi się podoba." pomyślałam. 
  Po dłuższej chwili ciszy, wzruszyłam ramionami i chciałam wstać, jednak Hiszpan chwycił mnie i przyciągnął do siebie. Przytulił mnie tak, że znalazłam się prawie cała pod kocykiem, oparta o jego tors. Twarzą dotknęłam mokrej części polaru. Wzdrygnęłam się, gdy na policzku poczułam wilgoć, ale po chwili się do tego przyzwyczaiłam. Janek cały dygotał. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, jak bardzo zmarzł.  
  Przesiedzieliśmy tak do przyjazdu pociągu i muszę przyznać, że nie wiem, jak on, ale ja naprawdę się rozgrzałam.
  Gdy wsiedliśmy do wagonu, okazało się, że w przedziale jesteśmy sami. Janek, jak na prawdziwego harcerza przystało, zajął więc wszystkie miejsca po jednej stronie, kładąc się na boku. Gdy się ułożył, podeszłam do niego i dotknęłam dłonią jego czoła. Miał wysoką gorączkę. I tak oto zaczęła się moja kolejna bezsenna podróż.
  Przez całą drogę pilnowałam, żeby Janek nie spadł i był przykryty, od czasu do czasu przynosiłam też okłady z ręcznika papierowego zwilżonego zimną wodą, aby choć trochę zbić temperaturę. Co robiłam, kiedy się nim nie zajmowałam? Zasypiałam, pomimo walki ze znużeniem. Ale cała ta sytuacja aż tak mi nie przeszkadzała. Lubiłam opiekować się innymi, zwłaszcza na obozie. Wtedy czułam się naprawdę potrzebna.

Trochę wolniej - historia pewnego obozuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz