W drodze

74 5 2
                                    

  Trafiło mi się pojedyncze miejsce, jednak nie oznaczało to, że było wygodne. Musiałam usiąść od przejścia, co uniemożliwiało znalezienie wygodnej pozycji do spania. Miejsce od strony okna było zajęte przez gitarę, małe plecaki mój i Róży i moją torbę. Próbowałam się oprzeć o tę stertę i zasnąć, ale za każdym razem po niecałych dziesięciu minutach budziłam się z okropnym bólem szyi.
  Po przetestowaniu wszystkich możliwych pozycji, poddałam się i po prostu siedziałam z głową opartą o zagłówek, patrząc przed siebie i myśląc o minionym obozie.
  W pewnym momencie podszedł do mnie Hiszpan.
  -No proszę - mruknął cicho tonem, jakiego zwykle używał, gdy miał zamiar rzucić kolejny docinek. - A kto to siedzi całkiem sam?
  -Nie siedzę sama - odparłam, wskazując na moją gitarę.
  Uśmiechnął się z politowaniem i nachylił się nade mną.
  -Na pewno jest ci tu wygodnie? - Spytał.
  Zrobiłam minę świadczącą, że raczej nie. Janek zdjął okulary, przetarł je skrajem koszulki (miał taką samą jak ja, tyle że z napisem przyboczny) i założył z powrotem.
  -Mam wolne miejscy przy oknie - oznajmił. - Chcesz się może dosiąść?
  Rozejrzałam się, jakby szukając odpowiedzi. Po chwili przetarłam dłońmi twarz i spojrzałam zmęczona na chłopaka.
  -Niech będzie - westchnęłam, wzięłam do ręki bluzę, leżącą na gitarze i wstałam, z trudem prostując nogi.
  Hiszpan puścił mnie przodem. Przeszliśmy parę siedzeń w tył. Zajęłam miejsce, o którym wcześniej mówił. On również usiadł. Za oknem niebo zasnuło się ciemnymi chmurami. Patrzyłam na nie z pewną tęsknotą w sercu. Taka pogoda przypominała mi noc ewakuacji. Wbrew pozorom, nie było to złe skojarzenie. Przynajmniej dla mnie. Wkrótce zaczęło padać tak mocno, że nie było można dojrzeć nic, co znajdowało się dalej niż czterdzieści, może pięćdziesiąt metrów od drogi.
  -Lubię jak pada - oznajmiłam, przerywając ciszę.
  -Ja w sumie też - odpowiedział Janek.
  Znów zamilkliśmy. Przypomniałam sobie, jak tamtej nocy staliśmy zmarznięci, a deszcz spływał mi po twarzy. Nagle całe moje ciało przeszył zimny dreszcz. Odwróciłam się od okna.
  -Tak właściwie - zagadnął chłopak - dlaczego mnie nie lubiłaś?
Spojrzałam na niego, unosząc jedną brew.
  -A skąd ten czas przeszły? - Odparłam.
  Janek zrobił poirytowaną minę. Westchnęłam ciężko i poprawiłam się na siedzeniu.
  -No wiesz - zaczęłam. - Byłeś niemiły, arogancki, ciągle zaczynałeś ze mną kłótnie, za wszelką cenę starałeś się udowodnić, że masz rację i chciałeś stawiać na swoim. Poza tym ogólnie mnie denerwowałeś, a do tego dochodził fakt, że sporo dziewczyn, które znałam, były w tobie zakochane, co irytował mnie równie mocno jak ty sam. No i jakby nie patrzeć, non stop toczyła się między nami rywalizacja.
  Pokiwał głową w zamyśleniu.
  -A ty, dlaczego nie lubiłeś mnie? - Spytałam.
  Wydął usta.
  -W sumie za to samo, za co ty mnie z tym wyjątkiem, że moi znajomi się w tobie nie kochali - rzekł, uśmiechając się cynicznie. - A dlaczego mnie polubiłaś? Albo raczej przestałaś nienawidzić?
  -No wiesz, na tym wyczynie byłam skazana tylko na ciebie i okazało się, że czasem potrafisz nie być palantem. A ty?
  -Pomijając fakt, że mnie uratowałaś, to chyba najwięcej zmieniło odkrycie, że bywasz czasem miła i mi ufasz.
  Siedzieliśmy potem patrząc na siedzenia przed nami.
  -Jakieś plany na tydzień po obozie? - Zapytał Janek.
  -Odsypianie - zaśmiałam się. - I spotykanie się z Różą, ale jeszcze nie wiem, jak to wyjdzie.
  -Dlaczego nie wiesz?
  Zastanowiłam się przez chwilę, czy na pewno mogę mu powiedzieć o tym, że Witek i Róża mają się ku sobie i niewykluczone, że spędzi ona ten tydzień właśnie z nim. Wbiłam wzrok w okno i zagryzłam wargę. Janek szturchnął mnie łokciem w bok, ponaglając.
  -A po co chcesz to wiedzieć? - Odezwałam się w końcu.
  -Lubię wiedzieć rzeczy niepotrzebne.
  -No bo... - W myślach zaczęłam kalkulować, czy jeżeli teraz powiem mu, jak wygląda sytuacja, to czy on czegoś nie wypaple, albo czy niechcący nie zapeszę. - Po prostu zazwyczaj po obozie spotykam się z Różą, ale nie wiem, jak to będzie w tym roku.
  -Dlaczego? - Dopytywał chłopak.
  -Bo... Niewykluczone, że będzie się przez ten czas spotykać z chłopakiem.
  -Z Witkiem?
  Spojrzałam na niego nieco zdziwiona.
  -Strzałka, Strzałka, jak ty mało wiesz - westchnął, poprawiając się na siedzeniu.
  Prychnęłam w odpowiedzi. Nie chciałam wdawać się w dyskusję.
  Po chwili Hiszpan wyciągnął z kieszeni telefon i słuchawki i zaproponował mi wspólne słuchanie muzyki. Ze standardową dozą nieufności, zgodziłam się. Ze względu na dość krótki kabel, musiałam oprzeć się o siedzenie tak, aby być jak najbliżej chłopaka.
  -Jakieś propozycje? - Spytał.
  Machnęłam ręką na znak, że mi wszystko jedno. Włączył więc swoją playlistę "Na podróże". Pierwszą piosenką była "I can't get through to you". Zaczęły mi się przy niej zamykać oczy i przy następnej piosence "Right before my eyes" oparłam głowę o hiszpanowe ramię i zasnęłam.




  Obudziłam się, gdy zajeżdżaliśmy na stację benzynową. Deszcz za oknem ustał, lecz niebo wciąż zasnute było czarnymi chmurami. Rozejrzałam się dookoła. Hiszpana nie było na miejscu. Stał parę siedzeń dalej i prowadził żywą dyskusję z Krzyśkiem i Wojtkiem. Wszystkiemu z uwagą przysłuchiwały się Zuza i Agata, które specjalnie przesiadły się na chwilę bliżej. Nie wstałam do nich. Zaczekałam aż autokar się zatrzymał, wstałam i zaraz po tym, jak Zuza oznajmiła, że można wychodzić, podobnie jak część dziewczyn, opuściłam pojazd. Gdy tylko stanęłam na ziemi, przeciągnęłam się. Z moich zmęczonych stawów dobiegło charakterystyczne chrupnięcie.
  -O matko, nareszcie - stęknęła Róża, wpadając na mnie od tyłu.
  -Widziałam, że rozmawiałaś z Witkiem - rzuciłam.
  -Tak, ale potem oboje zasnęliśmy - mruknęła Róża. - A ty i Janek?
  Posłałam jej zawistne spojrzenie i skierowałyśmy się do łazienki. Po mniej więcej dziesięciu minutach (tym razem jak na dwie damskie drużyny kolejka była wyjątkowo krótka) wyszłyśmy z powrotem. Na krawężniku przed wejściem do sklepu na stacji siedziała reszta kadry wraz z Mają i Natalką. Dołączyłyśmy do nich i zaczęłyśmy rozmawiać o tym, jak nam przykro, że obóz, który miał tyle trwać, się skończył. Po chwili przyłączyły się do nas kadry chłopaków.
  -Po tym postoju jedziemy już prosto do Warszawy - oznajmił Andrzej. - Najpierw jedziemy do magazynu Tropiku na Śródmieściu, a potem do nas na Targówek.
  -Czyli mamy jeszcze półtorej godziny obijania się - rzekł zadowolony z życia Max.
  Zaśmialiśmy się. Potem padło pytanie o Tropik i dlaczego dziewczyny nie wyszły na postój. Okazało się, że kadra oznajmiła dziewczynom, że mogą wyjść i poszła spać dalej. Był to bez wątpienia przykład jednego z najbardziej harcerskich zachowań.
  Wróciliśmy do rozmów o tym, co kto będzie robił następnego dnia. Na krótką chwilę zapadła cisza. Hiszpan, ewidentnie się nią nudząc, zaczął śpiewać "Escape", czyli tzw. "Piña colada song". Większość z nas to znała, więc się przyłączyliśmy. Zaraz po tym wstaliśmy i skierowaliśmy się do autokaru, a Janek zaczął tańczyć. Gdy przechodziłam obok niego, złapał mnie za rękę i obrócił w piruecie. Jedyną osobą poza mną, z którą tak postąpił był Witek (obozowe legendy głosiły, że ci dwaj przyboczni byli w poprzednim życiu jedną istotą, lub co najmniej braćmi).
  Zajęliśmy z powrotem miejsca i ruszyliśmy w "ostateczną podróż". Niedługo po odjeździe zasnęłam.

Trochę wolniej - historia pewnego obozuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz