21

199 8 0
                                    

- Kogo my tutaj mamy. - zaśmiał się George kiedy nas zobaczył - Y/N, coś nie pasuje w Twoim ubierze. - dodał kiedy usiedliśmy do stołu
- Co niby? Wszytko jest na swoim miejscu. - wzruszyłam ramionami i się uśmiechnęłam
- Nie do końca wszystko jest na swoim miejscu. - odezwała się Hermiona - Masz na sobie sweter Freda. - zaśmiała się
- Oj no. Zachaczyliśmy jeszcze o dormitorium chłopaków, bo Fred chciał z niego zabrać różdżke. - spojrzałam na nią kiedy nakładałam sobie jedzenie - A pożyczył mi go, bo zrobiło mi się troche zimno, a nie chciało nam się wracać do naszego dormitorium. - uśmiechnęłam się i wzięłam widelec do ręki
- I muszę Ci przyznać, że powinnaś częściej go ubierać. - Fred szturchnął moje ramie - Wyglądasz w nim uroczo, a poza tym każdy będzie wiedział, że jesteś moja. - chwycił mnie za rękę
- Jaki z Ciebie romantyk, Fred. Od tej strony to Cię jeszcze nikt nie znał. - zaśmiała się Ginny
- Nawet ja, pomimo tego, że spędziłem z Tobą całe, nasze życie. - George podparł się o stolik
- Dosłownie całe. - uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam jeść
- Wydaje mi się, że rodzice znają was najlepiej. - uśmiechnął się Ron
- Gdyby nas tak dobrze znali to zrozumieli by dlaczego nie chcemy pracować w ministerstwie. - George spóścił głowę - I cieszyliby się z naszych planów. - zaczął grzebać widelcem w jedzeniu
- Tata się cieszy. - Ginny położyła rękę na jego ramieniu - A mama... Mama musi jeszcze się poznać na waszych produktach i na pewno się przekona. - dodała uśmiechając się pokrzepiająco
- Ja w każdym momencie będę po waszej stronie. - spojrzałam na niego - Wasze produkty są bardzo ciekawe, a plany na założenie sklepu bardzo ambitne. - uśmiechnęłam się patrząc na ich obu. Fred objął mnie ramieniem, przytulił do siebie i pocałował w skroń.
- Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne. - uśmiechnął się
- A właśnie! Będziecie musieli mi pokazać więcej swoich produktów, bo jak na razie pokazaliście mi tylko bombonierki. - uśmiechnęłam się
- Pokażemy Ci jutro. Dzisiaj już jest za późno. - zaśmiał się
- Trzymam Cię za słowo. - spojrzałam mu w oczy
- Zaufanie to podstawa związku. - Hermiona spojrzała na nasz
- Ginny? - Harry spojrzał na młodszą siostrę mojego chłopaka - Ufasz mi? - uśmiechnął się
- Oczywiście, że Ci ufam. - Ginny się zarumieniła
- Hermiona...?
- Tak, Ron, ufam Ci.
- Jak uroczo. - uśmiechnęłam się i przyłożyłam obie ręce do swojej twarzy - Teraz możecie się pocałować. - zaśmiałam się i wskazałam na nich
- Chwila... My jesteśmy na czyimś ślubie? Kto bierze ślub? Od kiedy, Y/N może udzielać ślubu? - George spojrzał na nas zdezorientowanym wzrokiem
- To jest ten moment z cyklu: "George się wyłączył ze świata realnego." - zaśmiał się Fred
- Jesteśmy na ślubie Ginny i Harry'ego oraz Hermiony i Rona. - odpowiedziałam na jego pytanie - A ślubu mogę udzielać od dzisiaj. - wyszczerzyłam zęby
- Bardzo śmieszne, Y/N. Bierz się lepiej za jedzenie, bo na głodno nie powinno się kłaść spać. - Hermiona wskazała na mój talerz - Na śluby mamy jeszcze czas. - zaśmiała się. Ja również się zaśmiałam i zabrałam się do jedzenia. Gwar w wielkiej sali pomału ustępował, a ja usłyszałam za sobą czyjąś rozmowę.
- Byłem tak blisko żeby w końcu Y/N się we mnie zakochała, ale musiał się napatoczyć ten głupi Weasley. - Draco zaczął nażekać
- Jeszcze się w Tobie zakocha, stary. Zrozumie co straciła i od razu do Ciebie przybiednie. - odpowiedział mu jego przyjaciel
- Chyba w jego snach. - usłyszałam obok siebie. Spojrzałam na Freda i zauważyłam, że spogląda na Malfoy'a. Wyciągnął różdżke z kieszeni, wycelował w Malfoy'a i dorobił mu parę oślich uszu. Przyłożyłam dłoń do ust przez co stłumiłam swój śmiech. George, Ginny, Ron, Harry i Hermiona wybuchli śmiechem co i ja po chwili zrobiłam. Draco odwrócił się w naszą stronę i wyjął swoją różdżke. Wycelował w Freda i przez to, że Fred ponownie uniknął zaklęci to ono trafiło w jego talerz, a jedzenie, które na nim leżało eksplodowało. Fred wstał i stanął na przeciwko Draco.
~ O nie. Znowu się zaczyna. ~ pomyślałam. Kiedy zauważyłam, że Fred szykuje się do ataku, wstałam i stanęłam między nimi.
- Już raz nasze domy ucierpiały za waszą głupotę. - powiedziałam poważnym tonem i spojrzałam na nich - Jeżeli na prawdę zależy wam na tym, że wasz dom wygrał puchar domów to nie traćcie punktów w tak głupi sposób. - dodałam
- Niech ten idiota przywróci mi moje normalne uszy. - Draco wskazał na Freda swoją różdżką
- Po pierwsze: jedyny idiota, który tutaj jest to Ty, a po drugie: te uszy idealnie do Ciebie pasują. - Fred założył ręce na klatkę piersiową. Malfoy się skrzywił, przygotował się żeby użyć zaklęcie jednak w momencie zbladł, opuścił różdżke i spojrzał nad ramie Freda. Fred się odwrócił, a ja spojrzałam w tym samym kierunku. Zauważyłam rozgniewaną twarz profesor McGonagall.
~ No to mamy przekichane. ~ pomyślałam i spuściłam głowę
- Pana Weasley'a, Pana Malfoy'a i Pannę Lupin zapraszam do mojego gabinetu. - popatrzyła po nas
- Y/N nic nie zrobiła, ona powinna wrócić do swojego dormitorium...
- Zapraszam całą waszą trójkę do mojego gabinetu. Bez wyjątku. - Pani profesor mu przerwała i ruszyła przed siebie. Cała nasza trójka grzecznie powędrowała za profesor McGonagall do jej gabinetu.

Weszliśmy do środka, pani profesor usiadła przy biurku, a my stanęliśmy na przeciwko niej.
- Po pierwsze... - profesor McGonagall przywróciła Draco jego normalne uszy - A po drugie: Proszę podać powód, przez który zamieniłeś uszy Draco na ośle. - mówiąc to spojrzała na Freda
- Mówił Zabiniemu o tym, że podał Y/N amortencje, a Zabini powiedział, że ona jeszcze się przekona kogo straciła i przybiegnie do Malfoy'a. - Fred bezmyślnie odpowiedział na pytanie pani profesor
- Dobrze, ale zazdrość nie upoważnienia Pana do transformowania uszu innego ucznia. - powiedziała delikatnie wyprowadona z równowagi
- Obiecuje pani, że następnym razem powstrzymam Freda przed zrobieniem takiego głupstwa, tylko proszę, wręcz błagam, niech pani nie odbiera nam punktów. Ani Gryffindorowi, ani Slytherinowi. - podeszłam trochę bliżej biurka profesor McGonagall. Spojrzała na mnie lekko zdziwionym wzrokiem po czym spojrzała na chłopaków.
- Panno Lupin, za takie coś powinnam odebrać punkty ponieważ nie jest to do końca zgodne z naszymi zasadami. - powiedziała poprawiając się na krześle
- Wiem. Jednak Fred zrobił to pod wpływem nagłego przypływu złości, nie myślał co robi. Proszę. - delikatnie ugjęłam kolana i złożyłam ręce przed klatką piersiową. Profesor McGonagall ponownie spojrzała na mnie od góry do dołu, po czym powiedziała:
- Dobrze. Tym razem wam odpuszczę.
- Dziękuje...
- Jednak! Jeżeli to się powtórzy punkty zostaną odjęte podwójnie. Zrozumiano? - spojrzała na nas niebezpiecznym wzrokiem
- Jasne. Obiecuje, że to się więcej nie powtórzy. - uśmiechnęłam się z ulgą i się wyprostowałam
- Możecie się rozejść. - powiedziała opierając się o oparcie swojego krzesła. Odwróciłam się na pięcie w stronę chłopaków, podeszłam do Freda, chwyciłam go za rękę i pociągnęła za sobą.

Wyszliśmy z gabinety opiekunki naszego domu i ruszyliśmy w stronę wieży.
- Byłaś zbyt dobroduszna dla tego przygłupa Malfoy'a. - Fred objął mnie ramieniem
- Te wasze rywalizacjie są bezsensowne. Nie szkoda trącić punktów za takie głupoty? - spojrzałam na niego
- Co ja na to poradzę, że zazdrość mnie zrzera kiedy on mówi, że Ciebie zdobędzie. - również na mnie spojrzał
- Spróbuj się opanować. Nie słuchać go, olać, wziąść głęboki oddech, zacisnąć pięść...
- I dać mu w nos? - przerwał mi
- Co? - zmarszczyłam brwi - Nie... Zacisnąć pięść i odejść. - dokończyłam
- Szkoda. Czasami przydałoby się mu porządnie przywalić. - spojrzał spowrotem przed siebie
- Już mu raz przywaliłeś. To wystarczy. - założyłam ręce na klatkę piersiową i przyśpieszyłam kroku przez co jego ręka zjechała z mojego ramienia. Fred przystanął na chwilę lekko zdezorientowany.
- Ej! Nie obrażaj się! - krzyknął po czym do mnie podbiegł
- To się uspokój i nie daj się ponosić aż tak emocją! - spojrzałam na niego - Następnym razem profesor McGonagall nie będzie dla NAS taka dobroduszna! Odejmie punkty razy dwa! - krzyknęłam patrząc na niego
- Dobrze, już. - powiedział spokojnym toenm i przybliżył się do mnie - Przepraszam. Nie krzycz na mnie. - chciał mnie przytulić ale odrzuciłam jego rece
- Ty nie przepraszaj tylko następnym razem zastanów się co robisz. - zmarszczyłam brwi i ruszyłam przed siebie. Fred zrobił to samo, jednak szliśmy w ciszy i z lekkim odstępem między sobą.

Doszliśmy do wieży i już chciałam wejść na schody prowadzące do dormitoriów kiedy Fred chcywcił mnie za nadgarstek. Spojrzałam na niego.
- Nie złość się na mnie. Obiecuje, że następnym razem pomyślę zanim coś zrobię. - powiedział z żalem w głosie
- Dobrze. - powiedziałam cicho. Uśmiechnął się, zrobił krok w moim kierunku i przytulił. Na początku nie chciałam odwzajemnić uścisku, ale słysząc jego bicie serca odruchowo go przytuliłam, wręcz się w niego wtuliłam.
- Dobranoc, śliczna. - pocałował mnie w czubek głowy
- Dobranoc, idioto. - zaśmiałam się, co on również uczynił. Od sunęliśmy się od siebie i rozeszliśmy się do swoich dormitoriów.

- I co? - spytała Hermiona kiedy weszłam do pokoju
- Mamy przechlapane? - Ginny podeszła do mnie
- Na szczęście nie. Udało mi się ubłagać profesor McGonagall żeby nie odejmowała nam punktów. - usiadłam na swoje łóżko
- Tyle dobrego. - powiedziała Hermiona z ulgą - Lepiej szykujmy się do spania. - dodała uśmiechając się. Ja o Ginny poparłyśmy ją, przygotowałyśmy się do spania i zasnęłyśmy.

_______________________________________

Proszę w was, nie piszcie, że chcecie więcej jakiś scenek. Ja mam mniej więcej zaplanowaną historię, wiem co pisze, wiem co, gdzie, kiedy i jak. Rozumiem, że sielanka jest nudna ale nie mogę robić dymów w co drugim rozdziale. Przepraszam jeżeli ktoś poczuł się urażony, bądź podburzony czytając to. A teraz... Nie zabieram wam już więcej dnia, popołudnia bądź nocy zależy kiedy to czytacie. Pa pa.

Odnalazłam w Tobie Spokój [ZAWIESZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz