27

101 6 0
                                    

- Zapraszam wszystkich do klasy! - usłyszeliśmy głos profesor McGonagall. Pozbieraliśmy rzeczy i weszliśmy do klasy.

Usiedliśmy do ławek: ja obok Hermiony, a Ron i Harry w ławce obok nas.
- Dzisiaj macie za zadanie przemienić te ptaki w srebrne puchary. - oświadczyła profesor McGonagall. Chwyciliśmy różdżki w dłonie i zaczęliśmy próbę zrobienia zadania.

- Powiem Ci Y/N, że jeżeli dalej będziesz tak wymiatać na wróżbiarstwie to puchar domów mamy w kieszeni. - zagadnął mnie Ron. Machnął różdżką, ale jedyne co się stało to ptak delikatnie podskoczył i opadło mu kilka piór.
- Daj spokój, przecież Ślizgoni wymiatają na eliksirach, nie robiąc nic. - przewróciłam oczami. Tym razem ja machnęłam różdżką i mój ptak zamienił się w piękny, srebrny pucharek.
- Y/N ma trochę racji. Snape faworyzuje Ślizgonów, a nam się obrywa za nic. - powiedział Harry kładąc brodę na stoliku przed pierzastym pucharkiem
- Ale inni nauczyciele oceniają nas sprawiedliwie, eliksiry wcale nie dają im aż takiej wielkiej przewagi. - Hermiona dołączyła do naszej rozmowy po tym jak ona również wykonała zadanie poprawnie
- W sumie jest jeszcze opieka nad magicznymi stworzeniami, transmutacja, zaklęcia i uroki. Damy sobie radę, muszę tylko trzymać język za zębami na eliksirach. - uśmiechnęłam się
- Jest jeszcze obrona przed czarną magią, na której jestem pewna, że Ty i Harry będziecie najlepsi. - Hermiona objęła mnie ramieniem
- Nie oceniaj dnia przed zachodem słońca. - spojrzałam na nią
- Nauczyłaś nas zaklęcia patronusa więc na pewno jesteś słaba z obrony przed czarną magią. - szepnęła przybliżając się trochę do mnie. Zaśmiałam się cicho.

Dzwonek oświadczył o końcu lekcji. Schowaliśmy podręczniki i różdżki do toreb, narzuciliśmy sobie je na ramiona i poszliśmy w stronę następnej klasy.

Lekcje minęły całkiem znośnie, chociaż podczas zaklęć i uroków filiżanka Seamusa wystrzeliła w powietrze i uderzyła mnie w głowę.

- Jeszcze raz Cię przepraszam, to nie miało się tak skończyć. - Seamus przepraszał mnie po raz kolejny kiedy szliśmy do wielkiej sali na obiad
- Daj spokój, nic się nie stało. - spojrzałam na niego i przetarłam ostatni raz miejsce, w które uderzyła filiżanka.

Usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy nakładać sobie jedzienie.
- Nie chcesz iść do skrzydła szpitalnego? Nie boli Cię głową? - Hermiona nachyliła się nad talerzem żeby mi się przyjrzać
- Na prawdę nic mi nie jest. Poboli i przestanie. - uśmiechnęłam się do niej
- Co kogo boli? - usłyszałam za sobą głosy rudowłosych bliźniaków
- Seamus niechcący uderzył mnie filiżanką w głowę na zaklęciach. - spojrzałam na nich - Ale spokojnie, nic mi nie jest. Nie potrzebuje iść do skrzydła szpitalnego. - rzuciłam kiedy zobaczyłam, że Fred chce coś powiedzieć
- Skoro tak uważasz. - wzruszył ramionami i usiadł obok mnie. George usiadł po prawej stronie Freda i również przygotowali się żeby coś zjeść.

- Jak było na obronie? - zagadnęłam bliźniaków
- Przerabialiśmy jeszcze raz zaklęcia niewybaczalne. - George spojrzał na mnie
- Szalonooki przyznał się nam, że chętnie pokazałby nam działanie każdego z zaklęć na żywo, ale minesterstwo się nie zgadza. - Fred przewrócił oczami
- I mają rację. Nie bez powodu użycie ich grozi osadzeniem w azkabanie. - Hermiona się oburzyła
- Daj spokój, on wiedziałby co robi. - spojrzałam na nią - Poza tym, aurorzy mogą używać zaklęć Imperius i Cruciatus w wyjątkowych sytuacjach. Jednak nigdy tego nie robią, bo większość uważa, że jest to nadużywanie swoich przywilejów. - uśmiechnęłam się
- No proszę, ktoś tutaj jest oczytany jeżeli chodzi o prawa aurorów. - Fred się do mnie uśmiechnął
- Przecież już mówiła, że chce zostać aurorem w przyszłości to musi wiedzieć co gdzie i jak. - George objął ramieniem swojego bliźniaka
- Poza tym... Całe moje życie spędziłam z auroremi. Harry z resztą też. - puściłam oczko do okularnika
- Syriusz, tata, mama, Moody... No jest ich trochę. - uśmiechnął się
- Tata też chciał pracować jako auror, ale przez jego przypadłość ministerstwo boi się, że nie będzie w stanie. - wzruszyłam ramionami - Ale za to często im pomaga i dużo razy się zdarzyło, że gdyby nie tata pozostali mieliby na prawdę utrudnioną pracę. - uśmiechnęłam się
- Dalej nie mogę uwierzyć, że rodzice nas ze sobą nie poznali. - Harry na mnie spojrzał
- No w sumie tata powiedzieła dlaczego, ale i tak uważam, że powinni nas sobie przedstawić. Szczególnie, że James jest moim ojcem chrzestnym. - założyłam ręce na klatkę piersiową
- No to właśnie! Tym bardziej powinniśmy się poznać! - oburzył się
- Czyli była jeszcze jedna, istotna dla nas rzecz. - Hermiona się zaśmiała
- Czyli? - spojrzałam na nią pytającym wzrokiem
- Że tata Harry'ego jest Twoim ojcem chrzestnym. - odpowiedziała mi
- A no tak... Umknęło mi to. - podrapałam się po karku - Rodzice chciwli żeby Syriusz był moim ojcem chrzestnym, ale Lily i James byli pierwsi. - zaśmiałam się.

Ginny w końcu również do nas dołączyła. Spojrzałam na nią i zobaczyłam, że ma małe ranki.
- Spadłaś z hipogryfa? - zapytał Ron. Ginny w odpowiedzi tylko pokiwała głową i usiadła obok mnie.
- Hagrid Cię posadził? - Harry na nią zerknął
- Sama zapytałam. - pokręciła głową - Ale chyba ostatni raz... - przetarła sobie ramię
- Same kaleki dzisiaj. Y/N dostała w głowę filiżanką, nasza kochana Ginny spadła z hipogryfa, no ja nie wiem. - George pokręcił głową z "zażenowaniem"
- Sam jesteś kaleką! - podniosłam delikatnie głos i się zaśmiałam
- Mówi to osoba, która dostała z filiżanki. - Fred na mnie spojrzał. Uderzyłam go w ramię, a on się zaśmiał.
- Jak na dziewczynę to masz na prawdę dużo siły. - przetarł sobie ramię
- No, a jak? Jak byłam młodsza to bardzo często siłowałam się z tatą albo którymś z wujków. - uśmiechnęłam się dumnie
- Wytłumaczycie mi jedną rzecz? - Ginny spojrzała na mnie i Harry'ego - Dlaczego Y/N do Syriusz i Jamesa mówi wujku, a Ty Harry normalnie do Syriusza i Ramusa po imieniu? - zmarszczyła brwi
- W sumie nie wiem. Jakoś tak podłapałem od rodziców żeby mówić do nich po imieniu i tak mi zostało. - Harry wzruszył ramionami
- Tata od zawsze mówił do mnie na przykład "Dzisiaj zostaniesz z wujkiem Syriuszem, bo ja musze pomóc wujkowi Jamesowi i cioci Lily." więc się przyzwyczaiłam. - spojrzałam na nią
- Ciekawe co by Syriusz zrobił gdybym go nagle nazwał wujku. - Harry zaczął się zastanawiać
- Pewnie by zareagował, bo już przyzwyczajony przeze mnie. - zaśmiałam się.

Spojrzałam na Ginny i zauważyłam, że gniecie jakiś kawałek pergaminu w rękach.
- Co to? - szepnęłam do niej
- Nic takiego. - speszyła się
- Wiesz, że mi możesz powiedzieć. - uśmiechnęłam się
- Chciałam zaprosić Harry'ego na jakiś spacer albo coś i chciałam to zrobić liścikiem, ale chyba jednak odwagi nie mam. - zaczerwieniła się
- Poczekaj. - położyłam jej dłoń na ramieniu - Hej, Harry? - spojrzałam na chłopaka
- Ktoś mnie wołał? - również na mnie popatrzył. Poczułam jak Ginny chowa twarz w dłonie, ale kontunuowałam:
- Masz może ochotę na spacer z Ginny po lekcjach?
- Jasne. Chętnie się przejdę. - uśmiechnął się. Rudowłosa spojrzała na niego przez palce i jak zobaczyła jego uśmiech opuściła powoli ręce.
- Po lekcjach przy wyjściu? - Harry uśmiechnął się do niej
- Pewnie. - uśmiechnęła się i zauważyłam, że rumieniec zaczyna schodzić z jej twarzy.

Zjedliśmy do końca, pozbieraliśmy się i poszliśmy na następną lekcje.

_______________________________________

Tak wiem, nie było mnie tutaj mega długo, ale ostatnimi czasy wogóle nie mam weny co z resztą widać po tym rozdziale. Mam jednak nadzieję, że mi wybaczycie i będziecie cierpliwie czekać na następny rozdział. A teraz życzę wam miłego dnia, popołudnia bądź nocy zależy kiedy to czytacie. Pa pa.

Odnalazłam w Tobie Spokój [ZAWIESZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz