Rozdział drugi

211 26 7
                                    


Nieznośne promienie słońca wspinały się po ścianach wysokiego apartamentowca, powoli wdzierając się do wnętrza salonu Kim Taehyunga, jednocześnie drażniąc ów właściciela. Mocno skacowanego właściciela, warto wspomnieć.

Mężczyzna z trudem otworzył oczy, próbując zignorować pulsowanie głowy i suchość w gardle. Posiadówy z Jiminem zawsze się tak kończyły. Ostatnią rzeczą, którą Taehyung pamiętał, było otwieranie którejś z kolei butelki soju i nazwisko Jeon, które przewinęło się zeszłego wieczoru zdecydowanie zbyt wiele razy.

– Jimin?! Jesteś tu jeszcze? – zawołał tak mocno zachrypniętym głosem, że aż sam siebie przeraził. Brzmiał gorzej niż wkurwiony Hoseok.

– Ciszej, na litość boską. Łeb mi pęka – odpowiedział blondyn, marszcząc brwi. Właśnie wyszedł z łazienki, której mleczno szklane drzwi znajdowały się naprzeciwko ławy, obok której, widocznie, spędzili noc. Jak romantycznie. – Ogarnąłem trochę ten syf, wziąłem szybki prysznic i tobie radzę to samo, bo jebie tu jak w gorzelni, a szczególnie od ciebie. Otworzę okna, a ty wypad do kibla.

Taehyung nie miał siły protestować. Gdyby nie kac, w stronę jego najlepszego przyjaciela już dawno poleciałaby jakaś odzywka, ale postanowił sobie darować. To nie był dzień na takie numery ani słowne przepychanki.

Posłusznie, choć z trudem, skierował się najpierw po tabletki przeciwbólowe i szklankę wody do kuchni, a następnie do łazienki, by oblać się zimną wodą prosto z chromowanej deszczownicy, licząc na chociażby odrobinę orzeźwienia.

– Zabrałbyś ze sobą chociaż czyste gacie, mordo – parsknął Jimin i rzucił majtkami prosto w plecy wchodzącego do toalety Taehyunga, kręcąc głową w zrezygnowaniu. Skacowany Tae totalnie nie ogarniał życia.

– Dzięki – powiedział cicho, podnosząc z ziemi materiał, po czym dokładnie mu się przyjrzał i coś tu nie grało. – Ej, ale to są majtki Minsun!

Cóż, najwidoczniej skacowany Jimin również nie ogarniał życia.

Było już po piętnastej, kiedy Jimin opuścił mieszkanie Taehyunga. Przedtem zamówili pizzę, lecz Tae zdołał wcisnąć w siebie tylko jeden kawałek; jego żołądek na kacu odmawiał posłuszeństwa.

Blondyn, który był w zdecydowanie lepszym, acz w dalszym ciągu słabym stanie, zadbał, by na etażerce w sypialni Taehyunga zostawić dzbanek z wodą, z cytryną i mięta, listek tabletek przeciwbólowych, tak na wszelki wypadek, gdyby młodszy wciąż ich potrzebował oraz telefon Taehyunga, by miał go pod ręką. Tak, przyjaciel z prawdziwego zdarzenia. Chciał nawet zostać z brunetem do wieczora, lecz zadzwonił dosyć zniecierpliwiony Yoongi. Kim nie chcąc wnikać w weekendowe plany tej dwójki, kazał iść Jiminowi do domu. Wychodził z założenia, że jego chłopak bardziej go potrzebował, niż wegetujący w łóżku Taehyung.

Nagle w pomieszczeniu rozległ się głośny dźwięk powiadomienia ze smartfonu. Taehyunga nie męczył już tak silny ból głowy, jednak i tak zmrużył oczy, i po omacku odnalazł telefon na szafce nocnej. Podświetlił ekran, lecz jako że miał ustawione ukrycie wrażliwych danych, pokazała się jedynie informacja, iż napisał nieznany numer. Wpisał kod, wszedł w wiadomości i momentalnie pożałował, że w ogóle postanowił odczytać powiadomienie.

Nieznany

z tej strony jungkook. myślę że na czas wyjazdu powinniśmy mieć swoje numery telefonu także piszę. a i gówno mnie to obchodzi że nie życzysz sobie wiadomości ode mnie czy cokolwiek.

Taehyunga wyprowadził z równowagi już sam styl pisania. Młodszy jak widać ze znaków interpunkcyjnych uznawał tylko kropki, a i wielkimi literami gardził. Pomijając fakt, że rzeczywiście nie życzył sobie, by Jeon miał jego numer, to musiał przyznać mu rację – na czas tego poronionego zlecenia musieli mieć ze sobą kontakt. No chyba że pozabijaliby się jeszcze przed dotarciem do hotelu, bo taka opcja też wchodziła w grę.

since paris || kth x jjkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz