Wdzięczność – uczucie, z którym ludzie spotykali się częściej lub też rzadziej. Jungkook zdecydowanie należał do tej drugiej grupy. Zazwyczaj na innych się zawodził, aniżeli był im za coś wdzięczny. Tym razem stało się jednak inaczej.
George i Jeanette spadli jemu i Taehyungowi z nieba. Jungkook nie wiedział, co stałoby się z Kimem i jak dotarliby do szpitala, gdyby nie Amerykanie w białym kabriolecie. Tae nadal niekoniecznie kontaktował, kiedy wchodził do gabinetu na badania, lecz Kook nie posiadał się z wdzięczności wobec małżeństwa. Był pewien, że nie poradziłby sobie sam. W szczególności gdy okazało się, że musiał udać się do hotelu po książeczkę ubezpieczeniową Taehyunga. Dodatkowo chciał zabrać jakieś kosmetyki i czyste ubrania dla starszego, który z pewnością wolałby się ogarnąć, gdy poczuje się lepiej i przyjdzie czas opuszczenia szpitala. No i przy okazji Jeon sam chciał się na szybko opłukać pod prysznicem i przebrać w pokoju hotelowym.
– Ja tutaj zostanę i jakby coś, nie daj Boże, działo się z Taehyungiem, zadzwonię. Przecież wymieniliśmy się numerami. A ty jedź z Georgem do hotelu po wszystkie potrzebne rzeczy i ogarnij się, bo wyglądasz jak siedem nieszczęść, dziecko drogie – Jeanette zwróciła się do Jungkooka, obrzucając go zmartwionym spojrzeniem.
– Dobrze, tak zrobię. Jeszcze raz dziękuję. Nie wiem, jakbym sobie poradził, gdyby nie wy. – Kook po raz kolejny podziękował, na co para zareagowała delikatnym rozbawieniem. Dziękował im wszak już jakiś piąty raz w ciągu godziny.
– Nie dziękuj tyle i leć. Mąż czeka. – Kobieta puściła mu oczko, uśmiechając się szeroko, a Jeon już nawet nie spinał się na fakt, że według wszystkich był małżonkiem Taehyunga. Chyba po prostu przestało mu to przeszkadzać, odkąd miał ważniejsze sprawy na głowie.
– To co, jedziemy? – zagaił George, na co Jungkook przytaknął i od razu udali się w stronę wyjścia ze szpitala. – Wiem, gdzie jest wasz hotel. Nosi niejako moje imię.
Jungkook zaśmiał się krótko w odpowiedzi na komentarz mężczyzny. Faktycznie hotel nazywał się Four Seasons George V. Jedyny zabawny drobiazg w tej całej porąbanej sytuacji.
Około dziesięciu minut później Jeon opuścił auto, za bardzo trzaskając drzwiami. Posłał przepraszające spojrzenie w stronę George'a, który tylko machnął ręką i zaśmiał się serdecznie, jak to miał w zwyczaju.
Jungkook choć padał z nóg, nie był w stanie zostawić Kima samego. Być może dlatego, że czuł się zwyczajnie winny za całą zaistniałą sytuację. Chciał się tylko szybko umyć i przebrać, aby nie wzbudzać sensacji. Nie dbał o to, że od niemal jedenastu godzin nic nie jadł i pił jedynie wino.
Gdy wszedł do pokoju, skupił się na zapakowywaniu rzeczy Taehyunga. Nie wiedział, czego Kim może potrzebować, lecz wybrał te, jego zdaniem, najważniejsze przedmioty, stawiając na luźniejsze ubrania i podstawowe środki higieny. Na koniec, dosłownie na pięć minut wskoczył pod prysznic, po czym chwycił pierwsze lepsze dresy ze swojej walizki i bluzę z łóżka. Był święcie przekonany, że nie brał ze sobą takiej bluzy; właściwie to nie wiedział nawet, czy w ogóle kiedykolwiek miał taką w szafie, jednak ostatecznie stwierdził, iż posiadał tyle ubrań, że zaczął zapominać o niektórych.
Niewiele myśląc, chwycił butelkę wody ze stołu i plecak z rzeczami Tae, po czym opuścił pokój. Szybko udał się do windy i zjechał na parter. Przemierzając foyer, natknął się kogoś, kogo zdecydowanie wolałby już nigdy nie widzieć, a już w szczególności w takich okolicznościach. Westchnął męczeńsko i zatrzymał się przy Kim Namjoonie.
– Jeżeli zamierzasz znowu rzucać niemoralnymi propozycjami, to wstrzymaj się, proszę – Jungkook odezwał się, zanim zdążył to zrobić Namjoon. Jeon widział, że drugi przymierzał się do palnięcia czegoś, odkąd nawiązał kontakt wzrokowy z młodszym, i wolał zapobiec głupim komentarzom.
CZYTASZ
since paris || kth x jjk
FanficPołączenie przynoszącej spełnienie i satysfakcję pracy oraz zlecenia w jednym z najpiękniejszych miejsc na świecie - stolicy Francji, brzmiało jak sen, z którego ani Jungkook, ani Taehyung nie chcieli się wybudzać. Niestety, cudowne marzenie senne...