Rozdział ósmy

301 27 11
                                    

   To wcale nie tak,że ufam DJ na tyle, by wierzyć, że nic nie wykombinuje. Po prostu wiem, że dziewczyna jest skłonna wbić do mnie , przyprowadzając Bóg wie kogo ,a ja nie będę miała żadnej możliwości ucieczki. Mój genialny plan zawiera pojawienie się w mieszkaniu blondynki, odbębnienie paru i tak zbędnych godzin i ewakuacja w pierwszej możliwej chwili. Uśmiecham się, dumna ze swojego pomysłu.  Kończę staranne kreski na górnych powiekach. Aby raz jestem zadowolona z efektu pracy. To jest maksimum wysiłku , jaki wkładam w  swój dzisiejszy wygląd. Domyślam się jak Mani i DJ się odpierdolą ,ja jednak stawiam na komfort . Zakładam czarne obcisłe jeansy, t shirt  w tym samym kolorze i koszule w czarno czerwoną kratę. Po chwili jestem gotowa i wychodzę z mieszkania.
  Podejrzenie w zderzeniu z rzeczywistością jest druzgocące. Normani otwiera mi drzwi  a ja stoję osłupiała wgapiając się w boskie ciało tej drapieżnej pantery oblepione obcisłą brokatową sukienką
- Jebnął ci ktoś Jauregui na przywitanie? Przecież widze,że trzymasz gały na cyckach mojego Skarbeczka- Dinah fuka zza pleców Normani, na co ja reaguję kręceniem głowy, by jakoś wyjść z tego hipnotycznego stanu. Czarnoskóra chichocze i łasi się do DJ mrucząc,że jest jej słodkim zazdrośnikiem. DJ nie wygląda gorzej. Czerwona, obcisła i kłusa sukienka. Stop Jauregui. Karcę samą siebie. Przyszłaś tu podziwiać kota nie przyjaciółki. Zdejmuję kurtkę i odwieszam ją na wolny haczyk
- Do jasnej cholery czemu ty wyglądasz jak typowa lesba?- gromi mnie głos blondwłosej
-  Bo jestem lesbą DJ?- warczę zabijając ja wzrokiem
- Ale żeby też w Sylwestra??- fuka i marszy brwi w oburzeniu
- Tak DJ..- uśmiecham się bezczelnie- na Sylwestra lesbijstwo mi nie przechodzi - usmiecham się nieszczerym uśmiechem
- Doskonale wiesz, że nie to miałam na myśli gburze!- trzaska mnie przez ramie. Nie komentuję. Chwytam się za bolące miejsce i sunę do pokoju. Wchodząc,  wstrzymując oddech. Mimo wszystko obawiam się, czy ta cisza nie jest złudna i czy w pokoju nie czeka stado goblinów pokroju DJ Hansen. Oddycham z ulgą , widząc pusty pokój. Siadam na kanapie tuż obok przystrojonego drzewka świątecznego. Mimo, że od pewnego czasu nienawidzę świat, to miłość do świecącej choinki pozostała niezmącona.
Dla upewnienia zerkam na stół. Wszystkiego po trzy plus masa apetycznie wyglądającego jedzenia. Odstawiam kieliszek za to biorę talerzyk
- Co robisz?- DJ stawia na stole roladki z łososia, którym uprzejmie robie miejsce, rozsuwając inne przystawki
- Nie mam zamiaru pić Dinah- chrypię, dobrze pamiętając ,że chce stąd wyjść za góra dwie godziny
- To po co, żeś tu przylazła?- chwyta się paradnie pod boki
- Bo mnie zaprosiłaś durna małpo - fukam i nurkuje rękoma w choinkę, która zaczęła się niespodziewanie ruszać- no i koteczka chciałam pogłaskać- zmieniam ton  głosu na przepełniony słodyczą- no kto tu do mnie przyszedł?- pytam pieszczotliwie i odwracam kota na grzbiet, by miziać go pod  trójkątną brodą
-Raczej do tego łososia, którym DJ właśnie stół zastawiła- Normani dosiada się do mnie i chichocze -  Dziewczyna pozbawia mnie złudzeń. Jakby na potwierdzenie jej słów kot wyciąga szyję w stronę apetycznie pachnącej przystawki. Kręci się niespokojnie, nie chcąc go tracić z rąk, odrywam kawałek łososia i karmie nim sierściucha
- Jak mi tym upieprzycie kanapę, to oboje wypierdolę za drzwi- blondynka zabija nas wzrokiem
- Ty go nie kochasz po prostu, nie mówiłabyś tak!- fukam i nie robiąc sobie z jej uwag kompletnie nic , karmie kota kolejnym kawałkiem -  ciocia cie zabierze od złej mamci - cmokam kota w wilgotny nosek , ignorując rybi zapach z jego pyszczka
- I równie szybko oddasz, widząc ile to żre .Miałabyś za dużą konkurencje- rechocze złośliwie. Już mam rzucić ciętą ripostą , gdy po mieszkaniu roznosi się dźwięk dzwonka. Zamieram i pytająco patrze na Mani, która zostawiona ze mną, uśmiecha się tylko niezręcznie,w sposób, coś na skraju 'przepraszam' a ' proszę, nie zabijaj'  Gdy do moich uszu dobiega znajomy świergot moja mina zmienia się na morderczą
- To ja doniosę zastawę- ucieka spod nacisku moich wściekłych tęczówek .Oddycham szybko, nerwowo tłamsząc kota, któremu najwyraźniej ten sposób masażu przypadł do gustu, bo mruczy. Nijak mnie tym razem to nie uspokaja.Mam ochotę stąd uciec. Słyszę jak Mani wita się z nowo przybyła, wymieniając przy tym uprzejmości .W następne chwili brunetka wchodzi do pokoju.
- Kurwa - mamrocze zerkając na nią. Odpierdoliła się jak na Sylwestra. To nietrafione porównanie. Grzmi w mojej głowie. To raczej mój strój jest nietrafiony. Opuszczam głowę by napotkać swój czarny, osiersciony na cyckach T shirt. Zaciskam szczęki z bezsilności i złości.
- Cześć Lolo - mimowolnie zerkam na nią, słysząc nowe pieszczotliwe zdrobnienie. Zabija mnie uśmiechem i spojrzeniem brązowych oczu. Tak mi sie przynajmniej zdaje, gdy moje serce na chwile przestaje , by w następnym momencie rzucić się w szaleńczym pędzie. Jest ubrana w czarną obcisłą kieckę, którą uzupełnia czarna, aksamitna obróżka zapięta na szyi. Konam .Spinam się nerwowo . Dziewczyna wsuwa się miedzy stół a kanapę, z przerażeniem zerkam na jej wielki tyłek sunący powyżej zastawionego stołu. Siada kolo mnie tak blisko, że łączą się nasze uda
- A co to za piękności?- jej ton głosu jest jeszcze słodszy niż zazwyczaj
Zachwyca się kotem, którego czule głaszcze. Ten w odpowiedzi mruczy i rozciąga się , odsłaniając pręgowany brzuch. Dziewczyna chichocze , jest tak blisko, że czuje jej  jaśminowy szampon do włosów
- Wiesz co, trzymaj go- wciskam jej kota na kolana i gwałtownie wstaje. Jestem uwieziona.Z jednej strony choinka a z drugiej Cabello. Patrzę z przerażeniem, szukając drogi ucieczki.Dziewczyna widząc moje zmieszanie,  podnosi się z kotem na rękach, który jako jedyny nic nie robi sobie z tej niezręcznej sytuacji. Beztrosko leży w jej ramionach, mrucząc w najlepsze.Camila wychodzi bokiem , patrząc na mnie z konsternacją
- Wszystko w porządku Lauren? - pyta, marszcząc przy tym pięknie zarysowane brwi
- Tak, tak, idę Dinah udusić. Znaczy..sprawdzić,  czy mięso się udusiło. Głodna jestem- mamroczę nieskładnie,  unikając przy tym wzroku brunetki i klnąc w myślach. Mijam brązowooką oraz chichoczącą Normani i wpadam jak sam Szatan do kuchni, w której urzęduje Dinah Jane
- Czy ty mnie tak bardzo nienawidzisz, że sprowadziłaś tu Cabello?- syczę na blondynkę, która najspokojniej na świecie układa  porcje jedzenia na talerzykach
- Oh nie ,kochana. Co do nienawiści do Lauren to nikt nie pokona ciebie samej- unosi wymownie brew
Milknę. Zabolało.  Choć było niezwykle prawdziwe
- Czemu ją tu sprowadziłaś?- wzdycham. Mój ton jest już łagodniejszy, wydaje mi się, że brzmię wprost rozpaczliwie
- Bo wydaje się sympatyczna, inteligentną dziewczyną, która w dodatku ma Cię na oku. Poza tym nie miała planów- wzrusza ramionami nawet na mnie nie patrząc
- A ja nie mam planów związanych z tym, ze się jej mogę podobać- warczę zniżonym głosem
- Nie możesz a podobasz- kreci oczami znad sałatki z owocami morza
- Nic mnie to nie obcho
- Oh zamknij się już Lauren! - Dinah nie wytrzymuje- w sumie to jej współczuję ,że takiego durnia sobie za obiekt westchnień wybrała - jej orzechowe tęczówki wpatrują się we mnie ze złością
- O co Ci teraz chodzi? - kręcę głowa i rozkładam ramiona
- O to,  żebyś przestała wylewać te swoja gorycz na wszystkich wokół. Ja wiem,ze Ci jest ciężko , ja wiem Lauren. Do kurwy, byłam przy tobie przez te wszystkie lata Lauren i wiesz, że kocham Cię całym sercem. Wszystko bym dla Ciebie zrobiła.  Ale obrywa się mnie,wiesz , chuj ze mną. Obrywa się Normani, a to mnie juz boli. Moim rodzicom także. Tym też mnie dotykasz. .A teraz także Camilii ,za to,ze inni postąpili z tobą w parszywy sposób. To nie my Lauren - jej głos w końcu łagodnieje. Patrzy na mnie smutnym, bezradnym wzrokiem.
Patrze oniemiała na blondynkę .Ma rację. Co do słowa. Ona i Normani są przy mnie, cokolwiek by się nie działo. A ja od dawna jestem po prostu chujowa przyjaciółka. Skoncentrowana na sobie i na swoim bólu
- Powinnam już iść..- odkładam talerzyk na blat kuchenny
- Ani mi się kurwa waż!- syczy blondynka i wbija mi palec wprost w mostek- dobrze wiesz,ze nie o to mi chodziło, że masz wyjść- patrzy na mnie na nowo rozeźlonym wzrokiem
- Nie odwracaj kota ogonem - syczy
- Właśnie obróciłam, wciskając go Camili..- wzdycham, chwytam talerzyk i bez słowa udaję się do pokoju, w którym siedzą dziewczyny

----------

Miłego dnia i spokojnego weekendu❤

A Different WayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz