Rozdział dziewiętnasty

310 28 10
                                    

   Wchodzę do baru na wpół żywa. Nie zmrużyłam oka w nocy. Po przejrzeniu akt sprawy, po prostu nie byłam w stanie. Gdy ją widzę, stojącą za barem,  moje serce ściska się z żalu. Oh, Lauren, przez co musiałaś przejść. Zauważa mnie kątem oka i unosi dłoń, w geście powitania. Unoszę własną, by jej odmachać

- A Tobie Cabello co się stało? - nagle się ożywia i wychyla zza baru

- Nic, tylko dłoń rozciełam - silę się na uśmiech. Chyba nie do końca mi wierzy, bo otwiera drzwiczki i momentalnie jest przy mnie, bacznie mi sie przygladając - Hej - uśmiecham się niezręcznie gdy wbija we mnie zielone tęczówki

- Fatalnie wyglądasz - rzuca z rozbrajającą szczerością

- A Ty przepięknie Sarenko  - stwierdzam z całym przekonaniem

- Na litość boską, durniu - kręci oczami, powodując tym mój chichot - widzę, że masz zabandażowana dłoń, ale to w głowie jest prawdziwy problem - fuka. Widze po jej minie jak badawczo mi się przygląda. Mimo jej standardowej pozy widzę, że jest zatroskana moim stanem- Masz zamiar pracować z tą ręką? - zaplata ramiona na piersiach i unosi brew

- Tą mam całą - unosze lewą dłoń - a tu wolne palce - kiwam nimi ponad bandażem. Ruch powoduje pulsowanie rany, ale robie dobrą minę do bolesnej gry 

- W sumie jutro wypłata. Jak coś rozpierdolisz to będziesz się miała z czego wypłacić - wzrusza ramionami w udawanej obojętności i wraca za ladę

Przyjście dziś do pracy chyba naprawdę było błędem. Szumi mi w głowie od zmęczenia, a rana boleśnie ciągnie. Doskonale zdaję sobie sprawę, że z ranną ręką niewiele zrobię. Jednak nie byłabym w stanie wysiedzieć dziś w domu. Poza tym musiałam być przy niej. Z trudem zamykam szafkę lewą ręką. Nie mogę sobie z nią poradzić, to cholerstwo jest zepsute ,odkąd tu przyszłam. Odruchowo uderzam w nią dłonia, by dobić do zamka, zapominając całkiem o ranie

Piszczę z bólu i chwytam się za dłoń. Nawet nie wiem kiedy Lauren wbiega do środka

- Camila, w porządku? - doskakuje do mnie - pokaż mi to - bierze moja dłoń. Teraz  dostrzegam przesiąknięty krwią opatrunek - Cholera Camz..pokaż mi to.. - odwija opatrunek - No przecież to się nadaje do szycia!- piszczy - Rozłazi się na prawo i lewo! - stwierdza fakt, który sama doskonale widzę

- Plasterkami skleiłam - mamroczę, widząc szwy po jednej stronie rany

- Plasterkami skleiła w miejscu , gdzie dłoń cały czas pracuje - rzuca najwyraźniej sama do siebie-no geniusz Camila, po prostu Macgyver chirurgii z Ciebie -zawija mi pobieżnie dłoń - jedziemy do szpitala ale to już - rzuca tonem nieznoszącym sprzeciwu. Po chwili siedzimy w jej aucie. Rozwścieczona szatynka nawyzywała na Matta, który pokornie zgodził się zostać po nocnej zmianie.

- Mój rycerz -chichoczę i zerkam na nią

- O co znów Ci chodzi Cabello ? - zerka na mnie bokiem

- O to, jak załatwiłaś z Mattem i o to, że teraz jedziesz  mnie ratować - uśmiecham sie słodko, zapominając  chwilowo o bólu

- Raczej nasze wypłaty - fuka - już widze jak coś rozpierdalasz przez tą rękę. Z dwoma jesteś niezdarna a co dopiero z jedną - kręci głową

- Świetnie! Skoro to nie o  mnie chodzi, to zatrzymaj samochód, sama pojadę - unoszę dumnie brodę

- Pogięło Cię? - spogląda na mnie , marszcząc brwi - nigdzie Cię nie puszcze w tym stanie - warczy

- Jednak kocha - chichoczę i macham jej zabawnie brwiami

- Wariatka - stwierdza i koncentruje wzrok na drodze

- Mówisz tak jeszcze do którejś? - przybliżam do niej głowę, uśmiechając się szeroko

- Nie Cabello, tylko do Ciebie - widzę, jak ledwo powstrzymuje śmiech -  Powiesz mi jak to zrobiłaś ? - wzdycha, zerkając na mnie z ukosa

- Kieliszek mi w dłoni pekł - odpowiadam zgodnie z prawdą

- Ah kieliszek.. no tak.. to też wiele tłumaczy - kręci głową ii czyni nieokreślony gest dłonią - Camila mnie wyobraźnia czasem poniesie, ale widzę, że Ciebie bardziej- Dojeżdżamy pod szpital. Dziewczyna wyskakuje z auta i bez słowa otwiera mi drzwi - Nie przyzwyczajaj się do mojej dobroci - fuka posyłając mi spojrzenie, które chyba miało być złowrogie ale za cholerę jej nie wyszło. Nieważne ile razy mi powie, że nie jest odpowiednia dla mnie, takie momenty pokazują mi ,jak cudownym człowiekiem jest. Otwiera mi drzwi do budynku, starając się zachować grobową minę. Tyle, że ja widzę, z jakim przejęciem na mnie spogląda

- Dzień dobry - rzuca do pielęgniarki stojącej na recepcji- trzeba zszyć tego durnia - szturcha w moje ramie

- A panienka za siebie nie potrafi mówić? - starsza kobieta spogląda na nas z ponad okularów

- Przyśle pani lekarza czy ja mam sie rozejrzeć - uderza zniecierpliwiona w blat

- Żebym ja się za ochroniarzem nie rozejrzała - posyła Lauren wymowne spojrzenia

- Lo, spokojnie - chwytam szatynkę zdrowa ręka za ramie - trzeba pewnie jakieś papiery wypełnić i zaraz lekarz przyjdzie - usmiecham się do pielęgniarki najsłodziej jak potrafię - przepraszam panią najmocniej. To taki nerwus - słyszę jak szatynka sapie na te słowa. Zerkam na nią wymownie. Kreci oczami i idzie usiąść na krzesło, na które opada ze złością. Zabieram podstawione przez pielęgniarkę druki i idę do niej. Kucam przy krześle. Bez słowa patrzy jak wypełniam formularz lewą ręką

- Nieźle Ci idzie lewą ręką - zerka na moje pismo

- Inne rzeczy tez ogarniam lewa ręka - macha mi zabawnie brwiami - widzę jak zbiera się, żeby mi odpyskować ,ale w tym samym momencie wyłania się przed nami wysoki, siwy mężczyzna

- Zapraszam do szycia, jeśli papiery są wypełnione - rzuca obojętnie i wchodzi do sali zabiegowej, która jak się okazało, była tuż koło nas. Lauren pierwsza podrywa się z krzesła

- Chodź Cabello - poklepuje mnie w bark

- Wchodzisz ze mną? - uśmiecham się, widząc jej determinacje

- Z oka Cię nie spuszczę, bo znów coś odpierdolisz - wchodzi, posyłając mordercze spojrzenie zdezorientowanemu lekarzowi

- Panie razem ? - zezuje to na jedną, to na drugą

- Chciałabym - odpowiadam z rozmarzonym westchnięciem

- Niedoczekanie twoje Camila - mróży złośliwie oczy - czy mógłby pan jej oprócz ręki zaszyć usta? - zwraca się do lekarza,

- Oh bardzo nie chcesz zaszywać tych ust - chichoczę, po czym podskakuję na ukłucie igły ze znieczuleniem

- Camila, tu są różne ostre przedmioty, zważ na to - warczy

- Ja panią zaraz wyproszę - mężczyzna nagle traci cierpliwość

- Już nic nie mówię - szatynka unosi obronnie ręce

------
Trochę spóźniony ale jest🙈 miłego weekendu ♥️

A Different WayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz