Rozdział dwudziesty pierwszy

303 25 9
                                    


Siostra prosi siostra ma czarna_pustka prosze bardzo😇😏
____________________________________
- Lauren, chce być z tobą całkowicie uczciwa - brunetka patrzy na mnie smutno i kładzie przede mną teczkę opisaną numerem 1954/2015 - Po tym co mi powiedziała Dinah, postanowiłam trochę pogrzebać- zagryza swoje pełne usta -  błagam nie złość się na mnie, to są akta Twojej sprawy - rzuca niemal rozpaczliwie a jej i tak już spuchnięte oczy na nowo zachodzą łzami

- Czytałaś? - zagryzam usta, by powstrzymać płacz. Chwilowe skoncentrowanie się na innym źródle bólu pomaga. Brunetka kiwa potwierdzająco głową. Spuszczam wzrok. Jest mi tak kurewsko wstyd. Spod moich rzęs wypływają łzy, których już nie potrafię powstrzymać

- Lauren, jeśli mi pozwolisz, poprowadzę tę sprawę. To nie uległo przedawnieniu, pójdą siedzieć- kuca naprzeciwko mnie i stara mi się zajrzeć w oczy

- Camila, to nic nie da. Ten skurwiel ma ojca  w - chyłkam od płaczu

- Lauren, ty naprawdę nie wiesz z kim masz teraz do czynienie, prawda? - zbiera kciukiem łzę z mojego policzka - gwarantuję Ci, że gdy się tym zajmę to oni pójdą siedzieć na długie lata -  mówi to ze stanowczością - Zeszłabym do samych piekieł, aby ich ukarać, więc możesz mieć pewność, że spotka ich zasłużona kara -  gładzi moje włosy. Chowam twarz w dłoniach, nie chcę by znów widziała jak płaczę. - Lauren, słuchaj. Musisz być silna. Oni zostaną ukarani, za to co Ci zrobili. Ale wcześniej musimy przez to przejść, rozumiesz? - Oczywiście, że rozumiem, płaczę przez to jeszcze bardziej - Bede przy Tobie, nie pozwolę  Cię skrzywdzić - nawet nie wiem kiedy zaczyna mnie tulić. Tonę w jej ramionach - Słuchaj Lo, wszystko się ułoży. Zajmę się Tobą. Ja.. ja nie spalam całą noc i już wszystko wiem - gładzi moje plecy i mocno dociska mnie do siebie

- Co wiesz Camila? - zerkam na nią, ledwo ją widzę przez zapłakane oczy

- Odzyskamy Tay - gładzi policzek i uśmiecha się przez własne łzy

- Jak? Przecież jestem wariatką, która leczy się psychiatrycznie i nie mam ani warunków w, których mogłoby mieszkać dziecko ani pieniędzy, by te warunki stworzyć - zaczynam drżeć na wskutek emocji - żaden rozsądny sędzia nie oda dziecka - patrzę na nią, rozpaczliwie

- Mówię Ci, że ja już wszystko obmyśliłam- uśmiecha się szeroko, wcale nie adekwatnie do sytuacji - Zatrudnię Cię jako moją asystentkę. Będziesz mieć porządną pracę, dobrze płatną. A leczenie nie jest problemem. Nie jesteś niepoczytalna- kwestia dobrego rozegrania w sądzie, a tym się już zajmę - uśmiecha się szeroko

Na jej słowa wybucham gwałtownym płaczem. Straciłam całą nadzieję, że kiedykolwiek odzyskam Taylor. Rodzice zabrali mi wszystko, nawet możliwość widywania się z nią. To powodowało jeszcze większa moją rozpacz. Mając małą przy sobie , miałabym siły do walki każdego dnia. Brunetka daje mi właśnie nadzieję, że jeszcze wszystko może się ułożyć

- Lauren zaopiekuje się Tobą, wiesz, że to zrobię -  tuli mnie do siebie-  Nawet jeśli ty mnie nie chcesz i tak przy tobie będę - szepcze

- Chce Cię Camila, chcę -  szlocham w jej ramionach - w pierwszej chwili sama się dziwię, że pozwoliłam swoim myślą ujrzeć światło dzienne

- Lauren.. - brunetka unosi mój podbródek, by zajrzeć mi w oczy

- Camila.. ja.. - uciekam wzrokiem przed najpiękniejszymi oczami, jakie w życiu widziałam. Oczami, w które mogłabym się ciągle wpatrywać - ja naprawdę nie jestem nikim dobrym dla Ciebie - staram się do końca chronić brunetkę przed sobą, choć własne słowa mnie ranią - mogłabyś mieć każdą Camz.. każdą .. - szlocham, błagając w myślach ' nie zostawiaj mnie'

- Ale chcę Ciebie Lauren, tylko Ciebie - zaczyna obcałowywać moją twarz a ja jej na to pozwalam. Rozkoszuję się jej ciepłymi ustami, których pełny kształt czuję z każdym muśnięciem.  Nikomu nie pozwoliłam na taką bliskość. Brunetka łamie każdą moją linię obrony, które stworzyłam przed światem. Tak bardzo się tego wszystkiego boję. Tego, że mnie skrzywdzi a ja się nie podniosę. Tego, że ja ją skrzywdzę, choć tak bardzo nie chcę. Tymczasem ona, scałowuje każdą moją łzę, gładzi moje policzki. Przez jej czułość płaczę jeszcze bardziej. Tak bardzo tego potrzebuję, tak bardzo potrzebuję jej. Jej czułości, jej troskliwości. Tego jak kojąco na mnie wpływa. Tego, jaka stanowcza potrafi być gdy tego sytuacja wymaga. Tego jak potrafi mnie rozśmieszyć gdy tego potrzebuję. Jakby czytała mi w myślach, znała na wskroś. Jest tym, czego zawsze chciałam w życiu. Chciałam być po prostu kochana

- Camz.. proszę.. - zerkam na nią - ja jestem człowiekiem, który przeszedł przez piekło.. Wiem, że przez to jestem ciężka w obyciu - łączę rozpaczliwie brwi

- Zdążyłam zauważyć Lauren - chichocze

- Camz... ja mówię poważnie.. - mam ataki paniki, koszmary, jednego dnia się jakoś trzymam innego rozsypuję na kawałki.. to może Cię w końcu zmęczyć - odsłaniam się przed nią, przyznaję, jak słaba jestem. Boję się, kurewsko boję, że ona tego nie wytrzyma, że mnie w końcu zostawi

- A brałaś pod uwagę, że przy mnie możesz się lepiej czuć? - unosi brew - Lauren.. widzę, że moja obecność Cię uspokaja. I muszę przyznać, że cholernie mi dobrze z tym, że uspokajasz się w moich ramionach. Słońce, powiedz.. masz teraz atak paniki? - uśmiecha się czule. Kręcę głową, sama zdając sobie z tego sprawę, że w innych okolicznościach musiałabym brać garść tabletek - no właśnie - cmoka mnie w nos  - mówiłam, że się tobą zajmę - przenosi się z pocałunkiem na moje czoło - Ułoży się Lo, wszystko się ułoży - tuli mnie do siebie mocno - nie dam Cię skrzywdzić - szepcze, a ja tak bardzo jej wierzę

- Camz.. jeszcze jest coś.. - zerkam na nią

- O co chodzi? - gładzi mój policzek , nieprzerwanie patrząc na mnie z ogromną czułością

- Ja .. ja chyba nie umiem.. dać .. bliskości.. - jąkam się - W sensie.. z nikim.. tak.. normalnie- - mamroczę nieskładnie w obawie, że teraz brunetka zmieni zdanie, że to będzie  dla niej już za dużo

- Poradzimy sobie z tym Lo, ze wszystkim sobie poradzimy - obcalowuje moją twarz, kojąc przy tym mój kolejny wybuch płaczu

A Different WayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz