Rozdział osiemnasty

269 25 11
                                    

   Zerkam nerwowo na zegarek. Ally spóźnia się dobre piętnaście minut. Zazwyczaj do jej spóźnialstwa mam większą cierpliwość i zawsze biorę poprawkę na jej kwadrans studencki. Tym razem jestem zbyt zdenerwowana, a moje myśli wręcz obsesyjnie  krążą wokół tego, czego mogła dowiedzieć się blondynka

W końcu słyszę jej charakterystyczne dzwonienie domofonem. Potrójny dzwonek, z czego ostatni sygnał jest wydłużony. Wpuszam ją do środka a sama w tym czasie zmierzam po alkohol, którego zapas zdążyłam uszczuplić w czasie oczekiwania na jej przybycie

- Wybacz Camila spóźnienie. Jest tak fatalna pogoda - wzdycha, przekraczając próg . Milczę, że bez obsuwy pogodowej tez potrafi się spóźnić. Wiem, że jestem na tyle zdenerwowana, że mogłabym być złośliwa.

- W porządku, ważne, że dotarłas - rzucam pojednawczo i wyrastam przed blondynką z butelką wina w dłoni

- Widzę, że się przygotowałaś - chichocze, rozradowana widokiem trunku

- Znasz mnie, obiecuję to słowa dotrzymuję - macham brwiami

- Przyda nam się - wzdycha blondynka i wymijając mnie, kieruje się do salonu. Podchodzi do okna - wiesz jak cholernie zazdroszczę Ci tych widoków -  mówi rozmarzonym głosem, powodując u mnie kolejny przypływ irytacji

- Napatrzysz się potem, teraz opowiadaj, czego się dowiedziałaś -  poklepuje skórzaną sofę, przywołując tym samym dziewczynę do siebie. Dziewczyna siada z głośnym westchnięciem

- Alkohol najpierw, ogólnie nie zazdroszczę - podstawia wymownie kieliszek. Drżącymi rękoma nalewam jej porcję wina, po czym szybko dolewam sobie

- Co masz na myśli? - czuję, jak głos mi się łamie. Potrzebuje wiedzieć jak najwięcej  o tej sprawie, ale tak bardzo tez tego nie chcę

- Zbiorowy gwałt ze szczególnym okrucieństwem - rzuca krótko. Zaciskam pięść na kieliszku , który niespodziewanie pęka

- Jezu Camila - dziewczyna podrywa się na równe nogi. Zerkam na swoją dłoń. Wino miesza się razem z moją krwią, powodując szczypanie. Mam ubrudzone spodnie i sofę wokół mnie. Zamiast cokolwiek z tym zrobić, gapię się tępo na swoją rękę. Allyson przybiega z białym ręcznikiem, który momentalnie zmienia barwę na szkarłatną- pokaż mi to, trzeba z tym jechać do szpitala - zerkam na nią i stwierdzam, że jest blada jak ściana

- Nie trzeba Ally - próbuje ją uspokoić. Podnoszę się i zawijając dłoń w ręcznik ,kieruje się do łazienki. Odkręcam zimną wodę i podkładam pod nią rękę. Krew sączy się z podłużnej rany, miesza z wodą i brudzi umywalkę. Szybko oceniam stan rany. To nie jest coś , w czym nie mam pewnego doświadczenia.  Zerkam na Allyson, która stoi w drzwiach, zrównując się kolorem ze ścianą- Naprawdę Allyson, to nic. Mam specjalne plastry - mówiąc to sięgam do szafki, próbując wydostać opakowanie ekspresowych szwów. Dziewczyna staje na wysokości zadania i ignorując widok krwi dzielnie pomaga mi szukać - Okej, dziękuję Ci, poradzę sobie już, ty idź usiądź, bo zaraz będę musiała Cię cucić a mam w domu tylko wino - chichoczę, siląc się na żart

- Jesteś pewna? - pyta głosem, który tak naprawdę chce słyszeć tylko potwierdzenie

- Jasne, nie takie rzeczy się robiło - śmieję się i zębami odrywam bok opakowania. Dziewczyna wychodzi ,a ja biorę głęboki oddech i staram się powstrzymać ciemnienie przed oczami. W momencie wytrzeźwiałam i to na prawdę nie jest najlepsze uczucie. Łączę brzegi ran plastrem, po czym owijam prowizorycznie bandażem. Przepłukuję umywalkę z krwi, a potem wolną dłonią opłukuje twarz. Spoglądam na swoje odbicie w lustrze. Jestem blada ,a pod moimi oczami nagle pojawiły się szare obwódki. W mojej głowie echem odbijają się słowa Allyson. Muszę być silna. Wracam do kobiety, by dokończyć rozmowę. Blondynka wyraźnie zestresowana sytuacja pociesza się alkoholem co widzę po końcówce butelki

Zerkam na ślad na sofie - przyniosę ręcznik - mamroczę sama do siebie widząc plamę krwi

- I od razu drugą butelkę wina - dolewa sobie resztę trunku i macha mi wymownie butelka przed oczami - śpię dzis u Ciebie - chichocze, widze po niej, że jest już wstawiona 

- Domyślam się.. - kiwam głową

Gdy wracam na stoliku leżą akta sprawy, które najwyraźniej kobieta wyciągneła z torebki a wcześniej z archiwum NYPD

- Mówiłam, że należy mi się to wino - śmieje się, rozbawiona alkoholem

- Powiedziałabym, że jestem twoim dłużnikiem, ale już raczej spłaciłam swój dług - wskazuję wzrokiem butelkę, która opróżnia się w zaskakującym tempie. To moja przyjaciółka, ale teraz działa mi na nerwy. Chcę zostać sama i zagłębić się w akta sprawy, a nie adorować ją w tej pijackiej libacji

- Powiedz Camila, będziesz się brała za tę sprawę?- zerka na mnie, unosząc kieliszek do ust

- Jeśli tylko mi ta dziewczyna pozwoli, to sprawię, że cała czwórka zgnije w pierdlu - warczę, pobieżnie przeglądając wzrokiem akta

- Czyli jednak wracasz do kancelarii tatusia - chichot przerywa jej pijacka czkawka

- Nic takiego nie powiedziałam Ally, po prostu chciałabym zając się tą sprawą - wzdycham ciężko

- Dalej się dziwię, że poszłaś pracować do tej speluny. Bunt - zatacza kieliszkiem coś na podobieństwo koła - rozumiem. Odejście od tego despoty z piekła rodem  również, ale po co Ci praca? Mogłaś po prostu wziąć sobie wolne, jechać na wakacje , cokolwiek - czyni nieokreślony gest wolną ręką - Czym się w ogóle kierowałaś w wyborze tego baru? - czka ponownie

- Losowałam - wzruszam ramionami i odpowiadam z powagą

- Ja serio się pytam - śmieje się, najwyraźniej uznając moje słowa za żart

- A ja Ci serio mówię - przymykam oczy, tracąc powoli cierpliwość do kobiety - Ally, Ty sobie tu siedź, czy tam pij - chwytam papiery lewą dlonią - ja muszę rano wstać do pracy - Przeciągam się w geście znużenia. Dziewczyna nawet nie jest zbytnio zainteresowana tym, że sobie idę. Opróżnia do końca butelkę i podchodzi chwiejnym krokiem do okna, by podziwiać widoki roztaczające się z mojego luksusowego apartamentu w centrum Manchatanu
______

Miłego dnia i weekendu♥️

A Different WayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz