- Lauren! - brunetka w jednym skoku jest przy mnie , podczas gdy ja , patrzę jak oniemiała na potłuczoną zgrzewkę piwa, którą właśnie upuściłam - Cała jesteś, nic Ci nie jest?
- Cała ..rozglądam się w poszukiwaniu mopa. Nawet nie wiem jakim sposobem skrzynka wypadła mi z rąk. Obserwuję nagłą obrotność Camili, która jest już ze zmiotką, mopem i kuca, ostrożnie odkładając części szkła na zmiotkę. Dopiero ten widok mnie otrzeźwia
- Jezu Camz, zostaw to, bo zaraz bandaży trzeba będzie szukać dla Ciebie - wzdycham i kucam koło niej, by sprzątnąć bałagan
- Zostaw to Lo, najlepiej sobie usiądź, bo jesteś trupio blada - zerka na mnie z widoczną troską
- Nic mi nie jest Camz - kręce głowa i pospiesznie zbieram szkło przed brunetką, przeliczając szybko w myślach ile Soren potrąci mi za alkohol
- Jakoś inaczej to widzę - wzdycha, podnosi się i sięga po mop
- Naprawdę Camila, to był wypadek, nic mi się nie dzieje – zerkam na nią, patrząc jej wprost w oczy na potwierdzenie, że nie kręcę. Nie wytrzymuje jednak zbyt długo tego spojrzenia
- W porządku Lauren - uśmiecha się łagodnie - po prostu gdybyś czegoś potrzebowała to tutaj jestem. Gdybyś się nie czuła na siłach coś robić, to mi powiedz, ogarnę to - pokazuje mi swojej wątpliwej jakości bicepsy - kręce oczami ale sama chichoczę.
- Głupku jeden - kręce na nią głową. To, że teraz pomogła mi ogarnąć bałagan i nic sobie nie zrobiła nie oznacza, że za chwilę nie będę musiała jej opatrywać albo gasić za nią jakiegoś pożaru
- Ten twój głupek Cię rozśmieszył - macha mi zabawnie brwiami
- Mój? - unoszę brew i zerkam na dalej zadowoloną z siebie dziewczynę
- A chcesz? - wypatruje się we mnie tymi wielkimi oczami koloru mlecznej czekolady
- Ponosi Cię już, widzę - warczę a ona chichocze , nagle z tej swojej słodkiej minki jest cała rozchichotana - Lecz się Cabello - wzdycham i kręcę głową
- Na to nie ma lekarstwa Lo - z niedowierzaniem patrzę jak Kubanka kreci piruety z mopem. Wzdycham i kręcę głową, jednocześnie nie umiem powstrzymać lekkiego uśmiechu, który zakradł mi się na twarz
Wracam do domu. Marzę o kąpieli, a oczami wyobraźni już widzę siebie zawiniętą w trzy koce. Mimo zmęczenia to był dobry dzień. Co prawda potłukłam piwo, ale mogło być znacznie gorzej. Na skrzynkę whisky już takim spokojem bym nie zareagowała. Wkładam klucz do zamka gdy za plecami słyszę znany mi głos
- Witaj Lauren
- Abuelita? - mówię z niedowierzaniem, widząc starszą kobietę - jak Ty się tu znal ..- nie dokańczam, gdyż zza jej pleców wyskakuje dziewczynka
- Booo Lauren! - chichocze - niespoodziankaa - śmieje się i wtula się w mój brzuch.
- Tay.. - chwytam małą i ciągnę ją na ręce. Mimo, że jest już duża, nie potrafię się powstrzymać i po chwili mam ją na rękach - Taylor, kochanie - głos mi drży ,a po policzkach spływają strugi łez. Tulę ją mocno do siebie i lekko kręcę nami na boki . Starsza kobieta uśmiecha się promiennie widząc te scenę . Widzę jej wyblakłe, niebieskie oczy zachodzące łzami
- Mam coś dla Ciebie Lauren, zrobiłam Ci prezent - dziewczynka puszcza moją szyję i macha mi przed oczami kartką świąteczną.
- Dziękuję Ci, jest piękna- zerkam pobieżnie, odbierając podarunek - Ja nie mam nic dla Ciebie - wzdycham, rozpaczliwie wyginając brwi. Jestem tak durna. Nawet nie pomyślałam ,by cokolwiek jej kupić
- To nic Lauren, dostałam dużo prezentów. Wolałabym się nimi z Tobą bawić niż dostać kolejny - zerka mi w oczy łamiąc tymi słowami moje serce na tysiąc drobnych kawałków
- Wiem Tay.. też chciałabym się z Tobą bawić - łzy lecą mi strumieniami po policzkach, ledwo widzę twarz małej
- Nie płacz Lauren, kocham Cię - dziewczynka przeciera mi łzy z policzek, po czym mocno się we mnie wtula
- Taylor, kochanie, musimy już iść.. - starsza kobieta upomina dziewczynkę. Stawiam mojego skarba na ziemię. Dopiero teraz czuję jak ścierpły mi przedramiona. Zdrętwiałymi otulam starszą kobietę
- Dziękuję babciu - tulę ją mocno do siebie , płacząc w jej ramionach
- Nie masz za co kochanie, przepraszam, że nie dało się nam wyrwać na dłużej - kobieta kojąco rozciera moje plecy. Nie potrafię pohamować drżenia całego ciała - tak mi przykro Lauren.. - szepcze kobieta łamliwym głosem- Musimy iść..
Wpadam do domu, zalewając się łzami. Osuwam się o ścianę i kulę się w sobie ,szlochając. Przecieram oczy, by jakkolwiek móc obejrzeć kartkę, którą dostałam od Taylor. Gdy dostrzegam, co jest na niej napisane, wybucham jeszcze większym płaczem. Podnoszę się i pędzę do łazienki
- Kurwa, Dinah! - klnę , przeszukując szafkę z lekami – kurwa, kurwa, kurwa ! - klnę i uderzam pięścią w ścianę obok. Czuję nagły przypływ mdłości, nie jestem w stanie powstrzymać żółci podchodzącej mi do gardła. Rzucam się do sedesu i wymiotuję. Gdy spazmy ustają, dalej się trzęsę, wyciągam telefon z tylnej kieszeni spodni. Wybieram numer Dinah, wisząc dalej na toalecie.
'Abonent czasowo niedostępny' Rozlega się z głośnika. Ponownie wybieram numer telefonu
----
Miłego weekendu❤
CZYTASZ
A Different Way
FanfictionLauren ma za sobą mroczną przeszłość i traumatyczne doświadczenia. W jej świecie pojawia się Camila. Czy będzie w stanie zaufać nowo poznanej dziewczynie? Czy Camili intencje są dobre? Będzie dla Lauren wybawieniem czy też tą, która przyniesie dziew...