Nie rozłączam nawet połączenia, po prostu wciskam telefon do kieszeni pośpiesznie wkładanej kurtki. Głos Lauren brzmiał tragicznie, po prostu nie wiem czego się spodziewać na miejscu. Co mogło się stać, przecież widziałyśmy się niedawno, miała nawet jak na nią niezły humor. Próbuję skoncentrować się na drodze, ale przerażenie o stan szatynki nie pozwala mi zebrać myśli. No dalej, dalej - poklepuję kierownicę jak gdyby to miało sprawić, że czerwone światło zamieni się na zielone w przyspieszonym tempie. Wciskam mocno gaz gdy tylko światło się zmienia. Cieszę się, że aby raz udało mi się zapamiętać drogę. Bo od Lauren w tym stanie niewiele informacji bym wyciągnęła. Poza chyłkaniem, niewiele można było zrozumieć. Na szczęście jest gdzie zaparkować, pędzę do jej mieszkania co sił w nogach. Dziękuje Bogu, że domofon nie działa i wystarczyło szarpnięcie klamki. Po chwili jestem przed jej drzwiami. Naciskam kolejną klamkę, licząc na podobny fart. Przysięgam, jeśli nie zadziała, wyważę te drzwi. Na szczęście nie ma takiej potrzeby.
- Lauren? - wołam ,przekraczając próg posępnego mieszkania. Dostrzegam uchylone drzwi do łazienki. Od razu się tam kieruję - Lo... - wzdycham z przejęciem gdy widzę zapłakaną szatynkę leżącą pod umywalką - co się stało? - klękam przed nia , po czym wciągam ją na siebie. Ku mojemu zdziwieniu dziewczyna w żaden sposób nie protestuje. Wtula się we mnie niczym bezbronna dziewczynka. Gdy ostatni raz próbowałam ją ogarnąć z ataku paniki ,cała sztywniała pod wpływem mojego dotyku. W tej chwili bezgranicznie mi się oddała. Cała drży w moich ramionach. - Spokojnie Lauren, jestem tu, nie dam Cię nikomu skrzywdzić - całuję jej włosy, które dalej mają zapach zadymionego baru - no już, Maleńka, płacz sobie jeśli potrzebujesz. Ja tu jestem i zadbam o Ciebie - mówię do niej kojąco. Nie wiem co się stało, ale przysięgam, rozszarpię tego, co ją skrzywdził. Na moje słowa dziewczyna wybucha jeszcze większym płaczem i wtula się we mnie wręcz rozpaczliwie. Gładzę kojąco jej plecy i pozwalam się jej wypłakać, cały czas kojąco do niej szeptając .
- Pójdziesz się położyć czy mam Cię zanieść?- pytam, gdy trochę się uspokaja. Próbuję zajrzeć w jej oczy, ale kryje się, zawstydzona - Zaniosę - chichoczę gdy nie słyszę odpowiedzi. Szatynka podskakuje momentalnie, schodząc z moich kolan
- Tego brakowało - mamrocze, przecierając zapłakaną twarz. Podnosi się i ze spuszczoną głową, twarzą zasłoniętą włosami kieruje się do sypialni i szybko rzuca się na łóżko, zwija się w kłębek i zasłania twarz przedramieniem. Zwracam uwagę na ilość koców . Nie ma kto grzać mojego Maluszka. To mnie akurat cieszy. Chwytam jeden z pledów i szczelnie nim otulam szatynkę
- Mogę się koło Ciebie położyć? - zerkam na zawiniątko, które kiwa głową. Biorę kolejny koc i przykrywam nim nas obie, po czym przytulam od tyłu dziewczynę. Nie protestuje. Idę o krok dalej i delikatnie gładzę jej ramie. Mój gest nie spotyka się z żadnym sprzeciwem. Dopiero po chwili dochodzi do mnie, że zielonooka śpi. Zostaję z nią, nie przerywając drobnej, czułej pieszczoty.
Budzę się szczelnie wtulona w szatynkę. Przez chwilę leżę spokojnie, nie chcąc w żaden sposób naruszać spokojnego snu dziewczyny. Jednak coraz bardziej chce mi się siku. Wysuwam się więc powoli spod koca, zerkając bacznie czy dziewczyna jest dobrze przykryta. Najciszej jak potrafię ,udaję się do łazienki. Po drodze dostrzegam kartkę leżącą pod drzwiami. Podnoszę ją. Czerwone tło ozdabia piękny, odręcznie malowany renifer. Otwieram, by zajrzeć do środka kartki , na której widnieje napis' Wesołych świąt mamo, Kocham Cię, Tay'
Uchylam usta z wrażenia, próbując jakoś połączyć fakty. Czyżby Lauren miała dziecko? W dodatku na tyle podrośnięte , że pisze? Pospiesznie obliczam wiek malucha w porównaniu do dwudziestodwulatki
- Mówiłam Ci, że powinnaś dać sobie ze mną spokój - słyszę za plecami zachrypnięty głos Lauren. Odwracam się. Wygląda fatalnie. Blada bardziej niż zwykle, z makijażem rozmazanym po twarzy. Oczy ma zapuchnięte od płaczu, usta pogryzione, z widocznymi ranami. Z trudem powstrzymuję się przed doskoczeniem do niej i wzięciem jej w ramiona
- Lauren, idę do łazienki i nigdzie indziej - wzdycham, pokazując, że informacja może i mnie zaskoczyła ,ale na pewno nic nie zmieniła w tym co czuję. Odkładam kartkę na szafkę z butami i wchodzę do łazienki. Gdy z niej wychodzę ,ekspres do kawy już pracuje. Lauren mija mnie bez słowa, nie obdarzając najmniejszym spojrzeniem i wchodzi do łazienki. Po chwili słyszę dźwięk wody z prysznica. Rozglądam się po kuchni w poszukiwaniu jedzenia. W lodówce znajduję jajka, pieczarki i masło. Postanawiam z tego zrobić jajecznicę
- Dalej tu jesteś? - stwierdza, wyraźnie zaskoczona moim widokiem. Widze jak zerka na przygotowane talerzyki i kubki z parującą kawą. Wygląda znacznie lepiej. Nawet odzyskała minimum koloru
- Chciałam zjeść z Tobą, ale skoro Ci nie pasuje to wyjdę - mówię, licząc , że zrozumie żart
- Nie o to mi chodzi Camz - odpowiada pospiesznie,zastawiając mi drogę, wyraźnie zmieszana
- Siadaj Lauren. Musisz pojeść - wzdycham, chwytam patelnie i łyżką wskazuje jej miejsce. Dziewczyna o dziwo nie protestuje. Widzę jak ochoczo zabiera się za posiłek
- Smakuje? - uśmiecham się i biorę kęs jedzenia, podczas gdy w buzi szatynki ląduje już kolejna porcja. Jestem zaskoczona jej apetytem. Tak dobrze mi na to patrzeć.
- Bardzo - kiwa głową i nawet na mnie nie zerka
- Lauren, to , że masz syna , nic nie zmienia dla mnie - dziewczyna unosi głowę, spogląda na mnie z rozbawieniem, obdarzając mnie swoim wzrokiem pierwszy raz tego dnia
- Córkę. Taylor to dziewczyna - wbija z powrotem wzrok w pusty już talerz - pozmywam - chwyta go i kieruje się z nim do zmywaka, który już jest zapełniony naczyniami. Idę za nią
- Córka mi też nie przeszkadza Lo - gładzę jej plecy , dostrzegając, że po jej policzku zaczyna płynąc łza
- Camila, to nie tak, to wszystko nie tak - widze jak nerwowo zaczyna szorować talerzyk, który wcale tego nie wymaga - Ja nie mam praw do mojego dziecka - kręci głową i zaczyna na nowo płakać. W momencie mam ją w ramionach, odbieram talerzyk, wkładam go z powrotem do zlewu, zakręcam kran i nie bacząc na to, ze szatynka ma mokre ręce mocno ja do siebie tulę
--------
Miłego weekendu moi drodzy♥️
CZYTASZ
A Different Way
FanfictionLauren ma za sobą mroczną przeszłość i traumatyczne doświadczenia. W jej świecie pojawia się Camila. Czy będzie w stanie zaufać nowo poznanej dziewczynie? Czy Camili intencje są dobre? Będzie dla Lauren wybawieniem czy też tą, która przyniesie dziew...