12. Epilog: Ostatni letni pocałunek

194 21 66
                                    

Było mu z nim dobrze. 

Ethan wiedział, że nic nie jest dane na zawsze, że życie funduje nieliczne etapy szczęścia i całe eony, które okazują się najwyżej znośne. Ale nie myślał o tym. Nie teraz, kiedy miał przy sobie Damiano, kiedy szedł z nim do domu, który wreszcie stał się czymś więcej niż tylko fasadą ozdobioną pozorami. 

— A ty... dlaczego chcesz być ze mną? 

Ethan rzucił Damiano zdumione spojrzenie. Nie sądził, że może usłyszeć coś podobnego. Zwłaszcza od niego. Miał przez chwilę wrażenie, że jego przyjaciel po prostu sobie żartuje. 

— Poważnie pytam — rzekł Damiano, dobrze odczytując jego wyraz twarzy. — Dlaczego chcesz być akurat ze mną? Bo trafiłem ci się w kinie, kiedy miałeś nieudaną randkę? 

— Bo... — Ethan zawahał się. Nie potrafił mówić o swoich uczuciach, nigdy tego nie robił. Ukrywał je pod obojętnością. Miał wrażenie, że chowa w ten sposób coś niezwykle delikatnego, coś, co może potłuc się jak szkło, które spada na ziemię ze zbyt dużej wysokości. 

Chciał po prostu go pocałować. Pokazać to, czego nie potrafił wyrazić słowami. Ale Damiano odsunął się od niego o krok.

— Powiedz mi — wyszeptał. 

Ethan spuścił oczy. Miał wrażenie, że jedyna odpowiedź, która naprawdę przekaże jego uczucia, jest zbyt górnolotna. Ale nie znalazł żadnej innej.

— Bo przy tobie poczułem, że żyję.

Damiano uśmiechnął się do niego. Gładził jego policzki chłodnymi palcami, lecz Ethan miał wrażenie, że jego skóra płonie. 

— Kocham cię — dodał jeszcze, zanim go pocałował.

Poczuł, że Damiano się uśmiecha. Dotyk jego ust, dłoni, które coraz śmielej wplatały się w jego włosy... to było nierealne i wspaniałe. Słońce zachodziło, a oni tkwili tak, jakby reszta świata nie istniała.  Damiano raz po raz przyciągał go do siebie, jakby nigdy nie chciał przestać go całować. 

O tym, że zatrzymali się nieopodal drogi, przypomniał im dopiero dźwięk klaksonu. I słowo, którego Ethan zawsze bał się usłyszeć. Damiano pozdrowił kierowcę środkowym palcem. Zamarli. Samochód po chwili odjechał, jednak zdawać by się mogło, że trwało to całą wieczność.

— Ja pierdolę — mruknął Ethan. — I daj mi pół powodu, by lubić ludzi.

— Stary, sfrustrowany pierdziel — skwitował Damiano. — Czasem po prostu... bywa i tak. 

Ethan milczał. Nie wiedział, jak powinien zareagować. Miał wrażenie, że jakaś część jego duszy pęka na dwoje. Dlaczego go to spotkało? Kilka miesięcy temu spodziewałby się wyłącznie takich reakcji, jednak Damiano założył mu różowe okulary i zabrał do swojego świata. Teraz musiał się przebudzić. To było jak kubeł zimnej wody. 

— Czy już wcześniej zdarzyło ci się, że... — zaczął niepewnie. 

— Kilka razy. Lej na takie akcje ciepłym moczem. — Damiano wreszcie się uśmiechnął, jednak radość nie obejmowała jego oczu. — Na czym to stanęło? Mówiłeś, że mnie kochasz?

Znów zbliżył się do jego ust. Znów wdarł się do nich, znów przyciągnął Ethana do siebie. 

Ten jednak czuł, że jego ciało zamiera. Bo choć bliskość Damiano była jak plaster na ranę, w tym przypadku był to plaster aplikowany na otwartą tętnicę. 

— Prze... przepraszam — mruknął, odrywając się od niego. — Chodźmy już do domu.

***

Nocne kino ||18+|| Damiano David x Ethan TorchioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz