Piąta kwarta 3/3

155 13 40
                                    

18+

Dziwnie było mu opuścić mury starej sali gimnastycznej. Jeszcze dziwniej — stanąć naprzeciw Damiano. Cisza, gęsta jak powietrze przed burzą, wisiała między nimi. Najłatwiej byłoby teraz odejść bez słowa. Ethan pomyślał, że może nawet tak byłoby właściwiej. Emocje, dzikie i kotłujące, szukały ujścia. 

Teraz, w żółtym świetle latarni, na przyszkolnym parkingu, gdy byli zupełnie sami, Ethan widział je w jego oczach. Głośno wypuścił powietrze. 

Damiano zbliżył się o krok. 

— Powinienem chyba... — zaczął, po czym umilkł. Wciąż paczył mu w oczy. Niemal natarczywie, tak, jakby chciał przejrzeć go na wylot. 

— Podziękować Marcii, że zapomniała kodów? — Ethan uśmiechnął się niepewnie. Teraz to on zrobił krok w jego stronę. 

— Właściwie nie wiem, co powinienem — rzekł Damiano. I on się uśmiechnął. Szczerze, rozbrajająco. Wyciągnął paczkę malboro z kieszeni. — Zapalimy?

Ethan poczęstował się papierosem. Usiedli z Damiano na skraju boiska. Między nimi zamajaczył blask zapalniczki. Ethan zdziwił się, że nie spowodował wybuchu. 

— To jest trochę... — Spróbował mówić. — Szalone.

— Tak — zgodził się Damiano. 

Nie było już tak, jak wtedy, na sali gimnastycznej. Jeśli wówczas czuł, że musi mówić, teraz równie silnie potrzebował ciszy. I jego. To było naprawdę szalone. Tak, jakby przez te miesiące, kiedy próbował go nienawidzić, coś urastało. Może kiedyś bałby się to nazwać, czy nawet o tym myśleć. Ale teraz... Chciał czuć to całym sobą, zatonąć w tym. Nie zamierzał dłużej walczyć z prądem rzeki. 

Siedzieli więc i dopalali papierosy. Tylko tyle.

Damiano skapitulował jako pierwszy. Spojrzał na Ethana jeszcze raz. Wstał i wdeptał niedopałek w murawę boiska. 

— Mogę? — zapytał.

Ethan kiwnął głową.

Nie miał pojęcia, o co chodzi Damiano, ale właściwie zgodziłby się na wszystko. Gdy poczuł jego dłoń we włosach, z trudem stłumił westchnięcie. Rozpuścił je, pozwolił, by swobodnie opadły na ramiona. Przeczesywał je palcami. 

Ethan patrzył w jaskrawożółte światło latarni. Czuł, że gdyby poddał się dotykowi całkowicie, coś rozsypałoby się w nim na dobre. Wpatrywał się więc uparcie, jak marynarz, który wie, że inaczej straci z oczu bezpieczny port. Tylko, że morze kusiło o wiele bardziej. Było wszechpotężne, nieokiełznane, a ląd boleśnie przewidywalny. 

Wstał. Nawet jeśli miał zatonąć, chciał poczuć to całym sobą. 

Odwrócił się i spojrzał na Damiano. Pomyślał, że obaj są tym samym cholernym morzu. Zbliżył się do niego o krok. 

To Damiano był bardziej szalony. To on nigdy się nie wahał. Przynajmniej jeśli chodziło o boisko. Ale teraz, gdy...

Wreszcie, nie mogąc czekać ani chwili dłużej, wyciągnął dłoń w jego stronę. Odgarnął mu włosy za ucho. Ethan nie mógł tego znieść. Złapał go za rękę. 

— Znowu chcesz mnie wykończyć? — zapytał. 

Przyciągnął go do siebie. Usta Damiano były ciepłe i miękkie. Z trudem stłumił cichy jęk, gdy Damiano przygryzł jego wargę. Gdy jego pocałunki zeszły niżej. Ethan czuł, że nie może tłumić tego w sobie ani chwili dłużej. Ujął go za podbródek i stanowczo wpił się w jego usta. 

Nocne kino ||18+|| Damiano David x Ethan TorchioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz