Nie pomyliłam się w jednej kwestii - opowiedziano mi bzdury o "biologicznych" rodzicach. Ja rozumiem, że sprawa "zaginionej księżniczki" ciąży im na reputacji, a argumenty "za" mają jakieś podstawy, ale ja na pewno nie jestem córką Starka
- Zaro?
- Tak?
- Musimy się przenieść do innego pomieszczenia i tam przeprowadzić kilka badań. - Spojrzałam zaskoczona na policjanta. Robili mi już badania. - Test na dna, głównie. Do tego badania krwi i coś w stylu bilansu.
- Nie mogę się nie zgodzić prawda?
- Niestety nie. - Odparł. - Zapraszam - dodał podchodząc do drzwi i je otwierając.
Przeszliśmy kilkanaście korytarzy, zanim dotarliśmy do małej sali, zwanej "policyjną przychodnią". Zimne światło, białe ściany i plastikowa wykładzina. Z lewej strony stało stare zielone łóżko, a z prawej gabloty pełne sprzętu medycznego. Usiadłam pod oknem na krześle, gdzie pani pielęgniarka zmierzyła mi ciśnienie, zwarzyła, sprawdziła wzrok i inne tego typu pierdoły. Po jakimś czasie zaczęli testy dna i badania krwi, na których mi się odpłynęło.
***
Dwa dni później ponownie wsiadam w taksówkę i jadę na komisariat. Teoretycznie dzisiaj powinna się zakończyć cała sprawa "Roszpunki" ale zostało jeszcze rozgryzienie morderstwa. Nie mogę się przyzwyczaić do bycia pozostawioną samej sobie. Cisza jaka panuje w domu jest nie do zniesienia. Nie ma krzyczącej mamy. Nie ma taty, który za głośno krząta się w kuchni. A co najważniejsze nie ma Maxa. Mojego młodszego brata. Małego filozofa i przyszłego piłkarza. Tęsknie za nimi strasznie.
- 15$ proszę - usłyszałam znudzony głos kierowcy
- Już chwilka
Podałam mężczyźnie banknoty i skierowałam się do drzwi na komisariat. Powitał mnie wiecznie uśmiechnięty, starszy pan z portierni. Wypisał mi "bilecik" upoważniający do wejścia. Bez niego, ochrona nie przepuszczała nikogo. Nie ma znaczenia wiek, zdrowie, wygląd, po prostu bez głupiego kawałka papieru nie przejdziesz i tyle.
Po kilku minutach usiadłam w poczekalni, nudząc się niczym mops. Nie zabrałam ze sobą książki, ani słuchawek, więc obejrzeć czegoś nie nie za bardzo było jak.
- Zara Hoselle - podniosłam głowę, szukając źródła dźwięku. - Tutaj - zaśmiał się policjant, który opowiadał mi historię o zaginięciu.
Podeszłam do niego, patrząc zdziwiona, że nie idzie nigdzie dalej. Po prostu stoi, obok biurka recepcjonistki i czeka.
- Pan Stark odmówił przyjazdu na komisariat i zaprosił panią na kolację do Migliore, dzisiaj o 20:00. - Szepnął na co napotkał moje zaskoczone spojrzenie
- I to tyle? Mógł mi to pan przekazać telefonicznie. - Powiedziałam z niezadowoleniem wymalowanym na twarzy. - Ekstra, nie dość, że zmarnowałam dwadzieścia minut, żeby tu przyjechać, to jeszcze niepotrzebnie wydałam 15$ na taksówkę
- Właściwie - spojrzał na zegarek. - Za 20 minut kończę zmianę i mogę cię odwieźć. Jeśli chcesz i poczekasz.
- Dobrze - odpowiedziałam i usiadłam z powrotem na swoim miejscu.
Wyszliśmy dokładnie 25 minut później, co oznaczało, że po przyjeździe do domu będę miała jakieś 30 minut na ogarnięcie. Nie jest to dużo, ale dla mnie wystarczająco.
- Czemu muszę tam jechać? - Zapytałam policjanta
- Nie wiem - odparł. - Pan Stark zadzwonił około 17:30, że zarezerwował całą restaurację i nie będzie przyjeżdżał na komisariat. - Odpowiedział. - Jeśli cię to pocieszy, to jadę z tobą.
Nie wiem czemu niektórzy ludzie zostali obdarowani pięknym uśmiechem a inni nie. Ten policjant, był aktualnie jedyną osobą na ziemi, która potrafiła mi dodać otuchy.
***
- Boisz się? - Zapytał policjant, kiedy ponownie wsiadłam do jego samochodu, w drodze na spotkanie
- Nie... może? Nie wiem. Nie mam tak naprawdę czego się bać. Wiem, że to spotkanie to formalność. Dowiemy się czy jestem ich córką czy nie, ale nawet jeśli to nie było ich przez ostatnie szesnaście lat mojego życia. Może i są moimi rodzicami w "prawdziwych" papierach, ale nie w rzeczywistości. Mam na nazwisko Hoselle, czy mi się to podoba czy nie. Jestem włoszko-meksykanką z urodzenia i wcale nie mam nieskończonych zasobów pieniędzy.
- Zaro, posłuchaj mnie. To nie jest proste dla nikogo, szczególnie tak młodego jak ty. Niestety w życiu zdarzają się i takie chwilę, kiedy nie pamiętamy jak się oddycha. Nic nie jest piękne i kolorowe przez cały czas. Zapamiętaj jedno "każdy kolor, kiedyś wyblaknie".
Dlaczego mnie przydarzyło się coś takiego? Musiałam trafić do rodziny porywaczy-agentów? Nie mogłam urodzić się w najzwyklejszej wesołej Amerykańskiej rodzince, z dala od Nowego Jorku i super bohaterów?
Natłok myśli przerwała asystentka mojej mamy, pukająca w szybę pasażera. Najwyraźniej dojechaliśmy. Szybko otworzyłam drzwi wysiadając z samochodu. Przytuliła mnie, bardzo bardzo mocno. Nie widziałyśmy się od filmowego after party. Kiedy byłam młodsza Martha była moją a'la nianią. Pracuje tu od samego początku. Zawsze odrabiała ze mną lekcje, uczyła składania serwetek, czy kultury w obsłudze klienta. Nie miała nigdy dzieci, ani partnera. Odkąd ją znam była sama. Teraz obie byłyśmy same.
- Stark wynajął całą restaurację - szepnęła - prosił, żeby nikogo oprócz was nie wpuszczać i pilnować, żeby nikt was nie zobaczył. Chce chronić twoją prywatność, ale jednocześnie boi się afery jaka wybuchnie. Nie mogę uwierzyć w to co się tu dzieje.
*Tony*
- Pep?! Jest sprawa!
- Tak? - Zapytała blondynka wchodząc do kuchni. - Coś się stało?
- Nie, tylko mamy bombę atomową w windzie, która wybuchnie za, 5... 4... 3...
- Dobra, teraz na serio - powiedziała ze śmiechem
- Znaleźli dziewczynę, która może być naszą córką.
- Och Tony! To wspaniale! Kiedy możemy się z nią zobaczyć?
Przyznam, że nie spodziewałem się takiego entuzjazmy ze strony Pepper. Wielokrotnie rozmawialiśmy na temat naszej córki i przez pierwsze kilka lat kończyło się płaczem, później zdenerwowaniem, ale ostatnimi czasy, po prostu brakiem nadziei. Żadne z nas nie wierzyło, że kiedykolwiek odnajdziemy "Roszpunkę", a to powodowało, że nie zwracaliśmy wystarczająco dużo uwagi na szczegóły, które dawno naprowadziłyby nas na jej trop.
- Tak na prawdę to już trzeba by wychodzić
Wyraz twarzy Pepper zmienił się diametralnie. Z uśmiechu, na załamanie i wściekłość. Wiedziałem, że dzisiaj ma spotkanie dotyczące, nagrań kursów internetowych i nie może ich sobie odpuścić.
- Tak mi przykro - powiedziałem całując ją w czoło.
- Nie dało się tego w żaden sposób przesunąć? - Zapytała, na co pokręciłem głową. - Baw się dobrze.
CZYTASZ
Billionaire also has a heart // Avengers
FanfictionŻycie jest za krótkie, żeby martwić się błędami przeszłości. Jest za krótkie, żeby zadawać pytanie: Co by było gdyby... Życie trzeba przeżyć. Szczęśliwie czy nie, ale trzeba. Wszystko co najważniejsze, to: tu i teraz, a nie kiedyś i za ileś. Gdyby...