12.

26 2 0
                                    

Te pół godziny, które zostały mi do wspólnego posiłku z "rodzicami" wykorzystałam na sprzątaniu. Czasami w mojej głowie włączał się tryb pedanta i każdy najmniejszy szczegół miał ogromne znaczenie, tak więc ogarnęłam wszystkie kartony z ubraniami, których w sumie nie było tak dużo i zaczęłam ustawiać dodatki, takie jak książki, zdjęcia, świeczki itp. W większości przypadków jestem minimalistką i perfekcjonistką, więc rozpakowywanie moich rzeczy nie było czasochłonne, jako że najzwyczajniej w świecie było ich mało. Nie wiedziałam co mam robić przez kolejnych 20 minut. Chciałam usiąść na łóżku i wyczyścić głowę, jakąś szybką medytacją, ale nie wiem jak to się tak do końca robi. Później postanowiłam przejrzeć wyposażenie szuflad w łazience jakie zakupił ktoś oddelegowany do tego przez Starka. Jednak w drodze do łazienki moją uwagę odwróciły trzy ramki wiszące po prawej stronie drzwi. Pierwsza od góry zawierała zdjęcie przedstawiające zmęczoną, ale uśmiechniętą panią Stark, patrzącą na trzymającego niemowlę pana Stark. Uśmiechał się od ucha do ucha, a oczy mu się świeciły. Było widać że jest dumny ze swojej żony, a dziecko stało się całym jego światem.

To ja byłam tym dzieckiem.

To ja byłam całym światem państwa Stark.

A może tylko przez chwilę? W końcu zostałam porwana a oni nie postarali się na tyle by mnie odnaleźć. Pan Stark jest multimiliarderem, a nie miał serca żeby wydać trochę więcej swojego majątku na odnalezienie jedynej córki. Jakby na to nie patrzeć mieszkałam w Nowym Jorku tak jak on. Spędzałam praktycznie cały wolny czas w restauracji znajdującej się zaraz pod jego wieżowcem. Chodziłam do szkoły w której miał wtyki i wpłacał nie małe pieniądze. Nie zmieniłam imienia, a byłam jedyną Zarą w szkole. Moi "rodzice" byli zwykłymi ludźmi, a przynajmniej tak mi się wydawało, więc odnalezienie mnie nie było trudne. Wystarczyło otworzyć oczy.

Negatywne emocje zaczęły uderzać we mnie falami. Czułam wściekłość, że mężczyzna który podaje się za mojego ojca nie postarał się wystarczająco żeby na ten tytuł zapracować. Było mi przykro, że kobieta wpisana w moim akcie urodzenia nie potrafiła nagłośnić sprawy zaginięcia tak jak kariery męża. Nie zależało im na mnie tak jak powinno. Ale kogo ja oszukuję? Mi też na nich nie zależy.

Przez tyle lat spędzonych z przewrażliwioną matką nauczyłam się perfekcyjnie ukrywać emocje, dlatego wyszłam z pokoju z przyklejonym do twarzy szerokim uśmiechem. Skręciłam w prawo prosto do pokoju dziennego. Od razu rzucił mi się w oczy pan Stark, siedzący przy stole, przeglądał dokumenty, które pani Stark krążąca po kuchni opisywała. Jestem na 90% pewna że nie powinnam wiedzieć o czym są, dlatego też wchodząc powiedziałam:

- Dzień dobry

- Cześć, kochanie. Dobrze że jesteś. - Odpowiedziała pani Stark. - Nie masz na nic alergii prawda?

- Nie mam - odpowiedziałam - ale są produkty za którymi nie przepadam. - Dodałam niepewnie.

- Każdy czegoś nie lubi - odezwał się pan Stark.

Bardzo trafna i zbędna uwaga, pomyślałam. Chyba nie będziemy najlepszymi przyjaciółmi.

- Dobrze, usiądźmy już. Umieram z głodu. - Zaśmiała się kobieta.

Wyłożyła na stół dwie miski, w jednej znajdowało się puree ziemniaczane, a w drugiej brukselka w sosie na bazie octu balsamicznego i cebuli. Jako ostatnią przyniosła patelnię grillową, na której leżały usmażone piersi z kurczaka. Prawdopodobnie w słodkiej papryce - tak wnioskuję po zapachu i kolorze.

Pan Stark zaczął nakładanie od swojej żony. Później przeszedł do mnie, a na koniec do siebie. Nie pytał nikogo na co ma ochotę, czy ile danej potrawy nałożyć. Koniec końców proporcje mniej więcej zgadzały się do tych zalecanych w książkach o zdrowym żywieniu, czyli 1:1:2. Kiedy tylko usiadł, gotowy do jedzenia, zapadła cisza. Zaczęliśmy jeść, a wysoka kultura osobista nie pozwala na rozmawianie i przeżuwanie jednocześnie, prawda? Starałam się patrzeć w talerz, żeby uniknąć nie przyjemnie badawczych spojrzeń państwa Stark. Czułam się obserwowana, a atmosfera była dosyć mocno niezręczna.

- Jak ci minął dzień? - Zapytała mnie pani Stark.

- Dobrze, razem z Henrym posprzątaliśmy mój dom i spakowaliśmy wszystko. Happy oprowadził mnie po wieżowcu i pokazał gdzie mam zakaz wstępu. - Odpowiedziałam omijając inne ciekawe aspekty tego dnia, jak na przykład nie doszła strzelanina na piętrze biurowym.

- Henry to bardzo dobry chłopak - zauważyła. - I do tego przystojny - dodała ze śmiechem.

- Niby tak, ale mnie nie przebija - dodał pan Stark ze stoickim spokojem, jednak jego rozbawienie zdradziły świecące oczy.

- Oczywiście, że nie, ale jest dobrym materiałem na partnera dla Zary

Lekko się speszyłam, bo aktualnie nie szukam kandydata na męża, ale postanowiłam kontynuować rozmowę, żeby nie zagęszczać atmosfery bardziej niż to konieczne.

- A pani jak minął dzień? - Zapytałam.

Spotkałam się ze zdezorientowanym spojrzeniem pani Stark. Nie wiem co zrobiłam nie tak, ale wydaje mi się, że zauważyłam w jej oczach smutek. Jednak zaraz potem znowu się uśmiechała.

- Bardzo dobrze kochanie, bo w końcu nasza rodzina jest w komplecie. - Zrobiła krótką przerwę, na pozbieranie myśli po czym kontynuowała odpowiedź. - Kochanie, wiem że to nie będzie dla ciebie proste i od razu się nie przestawisz, ale chciałabym żebyś spróbowała zwracać się do mnie "mamo". Imieniem, też będzie okej. Tylko nie per pani, kojarzy mi się to z pracą, a ty nią na pewno nie jesteś moją córką.

Wydaje mi się czy po raz pierwszy nazwała mnie wprost córką? Wiedziałam, że zaboli ją mówienie "pani", ale nie udzieliła mi wcześniej zgody na zwrot imienny.

- Dobrze, przeprasza. Spróbuję to zmienić.

Pan Stark mimo, że w wywiadach zawsze taki gadatliwy, tu milczał. Nie skomentował naszej rozmowy w żaden sposób, ani też nie wykazał nią większego zainteresowania.

Resztę posiłku, czyli jakieś dwadzieścia minut, spędziliśmy w ciszy. Pomogłam Pepper posprzątać ze stołu, podziękowałam za posiłek i uciekłam do siebie. Co prawda jest dopiero po osiemnastej, ale ten dzień był wyczerpujący zarówno psychicznie jak i fizycznie. Weszłam do garderoby i wyjęłam z niej piżamę. Mimowolnie rzuciłam okiem na lustro kryjące diademy. Sprawa zaginionej księżniczki zdefiniowała moje życie. Mimo, że myślałam o sobie jako zwykłej nastolatce, znalazłam się w sytuacji, o której nie śniłam. Moja historia dopiero się zaczynała, a już zaszedł największy plot twist i nie wygląda na to, że będzie ostatnim. 

Skierowałam swoje kroki w stronę łazienki. Potrzebuję wziąć długi prysznic i oczyścić głowę. Wyjęłam z szafy dwa ręczniki, bawełniany do ciała i bambusowy do włosów. Trzy półki niżej znalazłam wszystkie potrzebne kosmetyki. Rozebrałam się i weszłam pod gorącą wodę. Zaskoczył mnie brak przejścia z lodowatej do ciepłej - od razu poleciał wrzątek. 

***

Czysta i zagrzana weszłam do łóżka. Włosy nadal miałam wilgotne, bo nie lubię się z suszarką, a ciało czerwone ze względu na zbyt wysoką temperaturę wody. Zgasiłam lampkę nocną i obróciłam się na prawy bok, w kierunku ściany. Zamknęłam oczy chcąc zasnąć i nie myśleć o niczym, ale wtedy pojawiły się wspomnienia. Ciała rodziców i Maxa na podłodze, całe we krwi. Trawiłam ten obraz od tygodnia, ale nadal mnie prześladował. Nie mogłam spać. Wylewałam oceany łez. Zrzucałam winę na siebie. Gdybałam.

Teraz też tak było.


Billionaire also has a heart // AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz