14.

15 1 0
                                    

Happy zatrzymał się pod szkołą, zajmując miejsce parkingowe zaraz przy wejściu. Midtown High nigdy nie było szkołą dla dzieciaków z bogatych rodzin, ale nie trudne było znalezienie tu takich, dlatego uczniowie już dawno przestali zwracać uwagę na samochody podjeżdżające pod budynek.

- Miłego dnia, będę o 15 w tym samym miejscu. - Powiedział kierowca.

- Tak, do widzenia. - Odpowiedziałam wysiadając z SUVa.

Wchodząc po schodach ogarnął mnie strach. Rzeczy, o których nie myślałam rano, nagle zaczęły się pojawiać w mojej głowie. Co jeśli ktoś połączy fakty i odkryje, że to moich rodziców postrzelono? Co jeśli odkryją, że to ja jestem zaginioną księżniczką? Co jeśli Mj obrazi się i więcej do mnie nie odezwie? Co jeśli Peter Parker ma do ukrycia więcej niż ja? 

Złapałam się poręczy czując się zdecydowanie gorzej. Przecież nie mogę zasłabnąć przed szkołą. Muszę się ogarnąć i to już. Powoli usiadłam na schodach, chowając głowę między nogi. Trzy głębokie wdechy i załatwione. Wdech i wydech. Wdech i wydech. Wdech i...

- Hej, wszystko okej? - No nie.

- O, Peter. Yyyy... tak wszystko okej. Po prostu strasznie dzisiaj duszno, nie uważasz? 

- Wiesz yyy... Zbiera się na deszcz, więc dość mocno wieje. Na pewno nic Ci nie jest? Zbladłaś. - Pokręciłam głową trochę z zażenowania swoimi słowami, a trochę ze złości, że akurat kiedy dostałam zakaz to zaczęłam z nim rozmawiać. - Chodź zaprowadzę Cię do pielęgniarki. - Zaproponował.

Peter wyciągnął w moją stronę obie dłonie. Po chwili zawahania złapałam je, a on pociągnął podnosząc mnie do góry. Przecież nic mi nie jest. Nie potrzebuję iść do żadnej higienistki.

- Wiesz co, chyba już mi lepiej. Pójdę na lekcję. Dzięki. - Pomachałam mu na pożegnanie i weszłam do budynku.

Zachowałam się jak ostatni tchórz i nawet nie wiem dlaczego.

Sala biologiczna była jedną z najlepiej wyposażonych w szkole. Zajęcia tam zawsze były przyjemnością, więc wchodząc tu setny raz czuje się tak samo oczarowana jak za pierwszym. Zajmuję swoją ulubioną przedostatnią ławkę pod oknem i rozpakowuje plecak. Klasa zaczyna się powoli wypełniać. Wszyscy którzy przychodzą na te zajęcia planują albo pójść na uczelnie medyczną, tak jak ja, albo studiować coś związanego ze środowiskiem, w tej grupie ludzi nie ma innych opcji. 

Dwie minuty przed rozpoczęciem wchodzi profesor Brown. Wysoki siwiejący mężczyzna z Wielkiej Brytanii koło pięćdziesiątki. Bardzo wesoły człowiek. Ma żonę i dwóch synów, którzy zmusili go do adopcji owczarka australijskiego. Nie ma lekcji, na której nie wspomni o Kangu i o sierści, którą wszędzie zostawia. Teraz stoi obok swojego biurka, na którym zostawił książki i rozgląda się po sali. Wzrok zatrzymuje na mnie. Uśmiecha się szeroko i podchodzi szybkim krokiem do mojej ławki. Trochę dziwne.

- Dzień dobry, profesorze. - Mówię wstając z krzesła.

- Dzień dobry, Zaro. Wspaniale Cię widzieć po tak długiej nieobecności. - Odpowiada ciągle się uśmiechając. - Jednak słyszałem co się stało i chciałem złożyć Ci najszczersze kondolencje. - Zamurowało mnie i to dosłownie. Oparłam się o ścianę od razu czując się słabiej. - Oczywiście wiesz, że bardzo chciałbym żebyś uczestniczyła w moich zajęciach, ale wyjątkowo dzisiaj dyrektor prosił żebyś do niego poszła. Chciał z tobą omówić parę spraw. 

Dyrektor chce ze mną rozmawiać. Nauczyciele wiedzą co się stało, a przynajmniej ten nauczyciel wie. Ominę kolejną lekcję. Czy wszyscy na mnie patrzą?

- Zaro, czy wszystko w porządku? - Zapytał uprzejmie profesor.

- Tak. Oczywiście. Już tam idę. Dziękuję.

Trzęsącymi dłońmi spakowałam swoje rzeczy i wyszłam na korytarz. Wdech i wydech. Wdech i wydech. Idę. Skręciłam w prawo w pierwszy korytarz kierując się prostu na główne schody. Weszłam na drugie piętro i skręciłam w lewo. Na końcu znajdowały się ciemne drewniane drzwi ze złotą tabliczką "Gabinet Dyrektora". Zapukałam do drzwi i zrobiłam krok w tył. Po chwili usłyszałam głośne "Proszę!" i weszłam do pomieszczenia.

- Dzień dobry - powiedziałam.

- Dzień dobry, siadaj. Masz ochotę na coś do picia? Chwilę tu posiedzimy.

- Nie, dziękuję. Dlaczego pan mnie wezwał? - Zapytałam starając się ukryć zdenerwowanie w głosie.

- Posłuchaj, wiem co się stało i musimy ustalić parę rzeczy. Zaczniemy od twojego nazwiska, dobrze? - Kiwnęłam głową przygryzając wargi do bólu. Czemu tak się denerwuję? - Osobiście wygodniejsze by dla mnie i szkoły było gdybyś w dokumentach pozostała jako Hoselle. Policja i inne organy prawne są skłonne przymknąć na to oko, a dzięki temu nie zrobisz wokół siebie szumu jaki osiągniesz podpisując się nazwiskiem Stark. Jeśli jednak zdecydujesz się na zmianę, co oczywiście uszanuję, będziemy zmuszeni wprowadzić dodatkowe procedury ochrony. Twój ojciec zostanie również poproszony o zorganizowanie konferencji prasowej, bądź innego bankietu, a którym oficjalnie przedstawi Cię światu, czego jak sam powiedział nie chce robić.

W końcu skończył mówić zauważając, że trochę się zagalopował i połowę tej wypowiedzi można było obciąć.

- Zostanę przy starym nazwisku. - Oznajmiłam, na co usłyszałam ciche "uff".

- Dobrze, bardzo dobrze. W takim razie kolejna kwestia to kto ile wie. Domyślam się że to zastanawia cię najbardziej. - Zaśmiał się spoglądając na mnie znad papierów, które przeglądał. - Kadra nauczycielska, z którą masz styczność otrzymała informację, żeby przez jakiś czas traktować Cię luźniej ze względu, że to twoją rodzinę zamordowano w ostatnim czasie. O Starkach wiem tylko ja i twój wychowawca.

Odetchnęłam z ulgą. Bałam się, że wszyscy wiedzą o wszystkim. Dyrektor zauważył rozluźnienie na mojej twarzy i ewidentnie źle je zinterpretował, mówiąc:

- Na szczęście twoja chwilowa taryfa ulgowa i sposób jej realizacji przez każdego zostanie potraktowana inaczej, a jako że nie było cię prawie dwa tygodnie, to u nie których na pewno już się skończyła. - Uśmiechnął się "złowieszczo". Spoko, też mogę być nie miła, pomyślałam

- Och to dobrze. Nie lubię być traktowana lepiej niż inni. Może przez ten tydzień ktoś chociaż odrobinę zbliżył się do mojego poziomu wiedzy. Bo z tego co wiem to zostawiłam całą szkołę daleko w tyle, mam rację? - Let's go Zara!

- Tak, oczywiście, w końcu nie każdy zostaje olimpijczykiem z sześciu przedmiotów.

- Ośmiu. W tym roku startuję z hiszpańskiego i włoskiego. - Poprawiłam.

- To nie znaczy, że wygrasz. - Zakpił.

- Nie? Przecież nie celuję niżej.

Zapadła chwilowa nie zręczna cisza. Zagięłam go. O to właśnie chodziło. Chyba odzyskałam odrobinę pewności siebie.

- W takim razie co dalej? - Zapytałam zniecierpliwiona i zdenerwowana

- Dobrze, to może teraz porozmawiamy o hmm... może o twoim bezpieczeństwie. Twój ojciec ostrzegał, że jeśli prawda wyjdzie na jaw to nigdzie nie będziesz bezpieczna, dlatego prosił żebyś nikomu pod żadnym pozorem nic nie mówiła, a co najważniejsze w żaden sposób nie pokazywała, że coś się zmieniło. Oczywiście będzie to trudne, co doskonale rozumiem, ale nadal musisz utrzymywać oceny na wysokim poziomie, żeby należało Ci się stypendium i uczestniczyć w kółkach pozalekcyjnych.

- Z tym nie będzie problemu. 

- To wspaniale. Mam dla ciebie jeszcze jedną rzecz do podpisania.

Wstał i podszedł do drewnianej komody. Z jednej z szuflad wyciągnął niewielki plik papieru następnie kładąc go przede mną. Naprawdę? Umowa bezpieczeństwa w szkole? Szybko przejrzałam całą treść, żeby nie podpisać się pod czymś podejrzanym. Tego nauczyli mnie rodzice, zawsze czytaj pod czym stawiasz własne nazwisko. A właśnie...

- Jak mam się podpisać? - Zapytałam

- Oczywiście Stark. Tak się przecież nazywasz.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 09 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Billionaire also has a heart // AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz