13.

20 1 0
                                    

- Dzień dobry, jest godzina 8:30 rano, temperatura na zewnątrz to 75°F, przewidywane lekkie zachmurzenie koło godziny 17:00. Państwo Stark oczekują panienki o 9:00 w kuchni. - Usłyszałam komunikat F.R.I.D.A.Y.

Nie powiem lekko się przestraszyłam, szczególnie, że nagle odsłoniły się wszystkie okna wpuszczając ogromną ilość światła padającego prosto na mnie. Lekko zdezorientowana podparłam się na rękach rozglądając dookoła z przymrużonymi. Pudrowo różowa pościel była rozkopana na wielkim dwuosobowym łóżku. Część poduszek leżała w nogach, część na podłodze,  a część na swoim miejscu. Faktycznie kiedy koło północy zdenerwowałam się na własne myśli zaczęłam nimi rzucać gdzie popadnie. Na szczęście nic nie zniszczyłam. 

Na stoliczku nocnym po mojej lewej leżała szklanka wody i cytryna na talerzyku. Na pewno sama tego nie przyniosłam. Wzięłam łyk napoju od razu wyczuwając w nim miód i odrobinę imbiru. Dziwne. Szybko obróciłam głowę w prawą stronę przypominając sobie, że nie widzę swojej przytulanki. Na szczęście pluszowy królik leżał tam gdzie powinien. Dostałam go jeszcze jako małe dziecko i od tamtego czasu się z nim nie rozstawałam. Dałam mu na imię Kevin, po moim ulubionym bracie Jonas.

Lekko obudzona podniosłam się do pozycji siedzącej, a następnie przesunęłam do krawędzi łóżka i wstałam. Skierowałam swoje kroki do garderoby. Złapałam za klamkę z czytnikiem linii papilarnych czekając na "kliknięcie". Wczoraj jedynie pobieżnie obejrzałam ubrania zakupione przez Starków, więc teraz miałam okazję je przymierzyć. Wybrałam szerokie jasne dżinsy z wysokim stanem i obcisły biały t-shirt. Nic specjalnego, wiem, ale taki styl mi najbardziej odpowiadał. Poszłam do łazienki i stanęłam przed dużym lustrem. Oczy podpuchnięte od płaczu, włosy napuszone i powykręcane każdy w inną stronę. Przynajmniej zaczerwienienie na skórze zeszło. 

Ogarnęłam się na tyle na ile to było możliwe, bez nakładania makijażu ani niczego takiego. Ubrałam się, od razu zauważając że wszystko pasuje idealnie, a to nigdy się nie zdarzało. Wróciłam do garderoby w poszukiwaniu dodatków. Znalazłam kilka prześlicznych złotych pierścionków i parę białych okularów przeciwsłonecznych, dzięki którym mogłam ułożyć włosy we względnie nie ruchomej pozycji. 

Spojrzałam na zegarek. 8;50. Wróciłam do sypialni w celu posprzątania bałaganu jaki wczoraj zrobiłam. Nie ukrywam, że najwięcej czasu zajęło mi znalezienie i poukładanie wszystkich poduszek. Usiadłam na pościeli biorąc do ręki szklankę ze stoliczka. Wow, to chyba pierwszy poranek od dawna kiedy nie rozmyślałam. Może za dużo bodźców, żeby skupić się na przeszłości i lękiem przed przyszłością?

Posiedziałam jeszcze parę minut, po czym poszłam na śniadanie z "rodzicami". Muszę sprawdzić definicję słowa rodzic, zanotowałam w głowie. Skręciłam w lewo zauważając taką samą sytuację jak wieczór wcześniej. Pani Stark stała przy blacie krojąc coś, a pan Stark siedział przy stole czytając jakieś dokumenty. 

- Dzień dobry - powiedziałam z największym uśmiechem na jaki mogłam się zmusić.

- Dzień dobry, kochanie. Jak się spało? - Odpowiedziała kobieta.

- Dobrze, dziękuję. Woda z imbirem pomogła mi się ocknąć po szoku jakiego mi przysporzyła F.R.I.D.A.Y. - zaśmiałam się. Chciałam być jak najmilsza.

- Wolisz żeby cię nie budziła? - Zapytał Stark podnosząc na mnie wzrok. - Ładnie wyglądasz - dodał.

- Dziękuję - uśmiechnęłam się tym razem szczerze. - F.R.I.D.A.Y. mi nie przeszkadza, ale muszę ją poprosić, żeby nie odsłaniała całych okien tylko na przykład połowę.

Gadka szmatka z nimi okazała się być bardzo przyjemna dlatego kiedy siadaliśmy do stołu zastawionego różnymi warzywami, dwoma rodzajami chleba, owsianką malinową na deser i innymi specjałami, Pepper nadal opowiadała nam swój sen. 

Jeśli się nie mylę dzisiaj jest czwartek. Lekcje zaczynam co prawda dopiero o 10, ale żadne z rodziców nie wygląda jakby się tym przejmowało. Po raz pierwszy omijałam szkołę na więcej niż tydzień i nie czułam się z tym dobrze. 

- Co z moją nauką? - Zapytałam przerywając chwilową ciszę jaka zapadła.

-Cóż... Chcesz tam wracać? W sensie do szkoły. Po co? - Odpowiedział Stark

- Tony! - Zgromiła go wzrokiem Pepper. - Zastanawialiśmy się, czy nie lepiej by było gdybyś poszła do prywatnej placówki. - Zwróciła się do mnie

- Dlaczego? - Nie mam ochoty na kłótnie, a w samej Midtown nie trzymało mnie nic, więc czekałam na sensowne argumenty.

- Bo twoje życie staje się zagrożone kiedy tylko przekraczasz próg tego budynku. - Wtrącił się ojciec. - Na razie wiedzą o tobie tylko poszczególne jednostki, taki jak Avengers i rodzina Pepper. No i oczywiście policja.

- Chcemy jak najdłużej chronić twoją tożsamość. - Dodała kobieta. - Nie możemy stracić cię kolejny raz, więc nie chcemy ryzykować.

- Nie uważacie, że trzymając mnie tutaj ściągacie uwagę dyrekcji MHS i prasy? Wszyscy widzieli zdjęcia rozpakowywanego vana, bo nie chronicie terenu przed dronami. Wyśledzenie mnie jest kwestią kilku dni. Nigdy też nie opuszczałam lekcji na tak długo, co od razu stawia mnie na piedestale zagadek do rozwikłania. Nie będę się upierać przy powrocie do liceum, ale jeśli mogę mieć wybór to wolę iść tam.

Zapadła krótka nie zręczna cisza. Szybko spojrzałam na zegarek dostrzegając godzinę 9:30. Robi się późno. Albo teraz albo wcale.

- Za 30 minut zaczynam biologię. Mogę iść? - To moja ostatnia szansa.

- Idź, ale mamy parę zasad. - Westchnęła Pepper. - Happy przedstawi Ci je w samochodzie. Biegnij się spakować i umyć zęby, a ja przygotuję ci drugie śniadanie. Tony zadzwoń do Hogana proszę.

Dziesięć minut później zjeżdżałam windą na parking, na którym miał czekać na mnie kierowca. Chwilę wcześniej w pośpiechu zrzuciłam na ramiona znalezioną w szafie kurtkę dżinsową, a na stopy włożyłam biało -niebieskie superstary. Patrząc w lustro nałożyłam na usta odrobinę błyszczyku i gotowa wybiegłam na dwór. Odnalazłam czarne audi Q7 i wsiadłam na tylne siedzenie. Czytając internetowe portale plotkarskie dowiedziałam się, że Tony Stark przekłada audice ponad wszystkie inne auta i kocha je najbardziej na świecie. 

- Dzień dobry - powiedziałam.

- Dzień dobry, Zaro. Kierunek Midtown High School, tak? - Odpowiedział mężczyzna.

Kiwnęłam głową i wyjrzałam przez okno. Szybko wyjechaliśmy z terenu bazy wjeżdżając najpierw na mniejsze drogi, a finalnie na autostradę. Krajobraz zmieniał się dynamicznie, dzięki czemu się nie nudziłam. Happy spoglądał na mnie co jakiś czasy, jakby obawiał się, że wyskoczę przez okno. 

- Rodzice mówili o jakiś zasadach których mam się trzymać poza bazą. - Przerwałam ciszę.

- Racja, Tony coś wspominał. Ogólnie chodzi o twoje bezpieczeństwo. Po pierwsze zawsze po lekcjach odbieram cię osobiście. Jeśli chcesz gdzieś podjechać dajesz mi znać, a ja jadę z tobą. Tu masz mój numer telefonu. - Podał mi wizytówkę, którą od razu sfotografowałam. - Po drugie nie rozmawiasz z nikim kogo nie znasz, nie ma znaczenia jak wygląda. Ograniczasz się do swoich znajomych i nauczycieli. Po trzecie twój telefon jest pod stałą obserwacją, więc każdy twój ruch jest śledzony. Po czwarte, pod żadnym pozorem nie rozmawiasz z Peterem Parkerem. To chyba tyle.

- Dlaczego mam nie rozmawiać z Peterem? Nie żebym chciała, ale to dosyć dziwna reguła, nie uważasz? - Zapytałam.

- Nie moje zasady, musisz porozmawiać z ojcem. - Ciarki przeszły mnie na samą myśl

Billionaire also has a heart // AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz