Rozdział XXVIII - III retrospekcja

4.5K 206 23
                                    


 Lato 1996

- Draco, Draco, Draco... - To był szept, lecz dla niego, brzmiało to gorzej niż najgłośniejszy krzyk.

- Tak? – zapytał, odrywając wzrok od pawia, spacerującego leniwie, po skąpanym w słońcu ogrodzie.

- Taki młody, a już spotkał cię tak wielki zaszczyt... - oddech Bellatrix owinął jego ucho, gdy stanęła tuż za nim i oparła swój szpiczasty podbródek na jego ramieniu.

Musiał zebrać całą swoją siłę, by się od tego nie wzdrygnąć.

- Jestem naprawdę za to, niewymownie wdzięczny – odpowiedział gładko, spoglądając z ukosa na ciotkę. – Możliwość odkupienia hańby mego ojca, to wielka łaska dla całej naszej rodziny.

- Chciałabym wiedzieć, czy mówisz mi prawdę – Bella zmrużyła oczy, przyglądając mu się dociekliwie.

- Spróbuj jeśli masz więcej czasu, który chciałabyś na to zmarnować – Draco uśmiechnął się drwiąco. Przez ostatnie kilka dni, Bella raz po raz usiłowała wedrzeć się znienacka do jego głowy. Na szczęście jego oklumencja wytrzymywała wszystkie jej ataki.

- Nie wiem, kto cię wyszkolił, ale zrobił to dobrze. – Jej pochwała była raczej niechętna.

- Co takiego oczekiwałaś tam zobaczyć, ciociu? Naprawdę jesteś ciekawa, jak głęboka jest moja lojalność wobec naszego pana? A może chciałaś tylko sprawdzić, czy mam jakąś słabość, dzięki której mogłabyś mnie łatwiej kontrolować? – spytał prowokacyjnie.

Sam przed sobą, uczciwie przyznawał, że obawiał się Belli. Była kompletnie szalona i nieobliczana. Wiedział jednak, że jakiekolwiek okazanie jej strachu, mogłoby tylko mu zaszkodzić. Postanowił być butny i hardy, jak na Malfoya przystało. Jakie miał wyjście? Największy psychopata w historii magii, mieszkał obecnie w jego domu i spał w najlepszej gościnnej komnacie. Całe tabuny śmierciożerców wchodziły tu jak do siebie, niszcząc swymi buciorami ich drogie dywany i próbując ukraść, co cenniejsze rodzinne pamiątki. Na szczęście matka i skrzaty obłożyły wszystko, co zdołali klątwami odpychającymi. Draco nakazał również noszenie Narcyzie, specjalnej kolii, która raniła każdego, kto próbowałby dotknąć jej ze złym zamiarem. Już kilku tych brudasów miało od tego poparzone palce. Jego matka była piękną kobietą, a większość sług Voldemorta miało niewiele lepsze maniery od dzikich zwierząt.

Wiedział jednak, że to wszystko jest tylko tymczasowym rozwiązaniem...

Bał się. Nie spał. Prawie nie jadł. Nie mógł nawet się upić – musząc zachować stałą czujność i nigdy nie opuszczać, nawet na chwilę, barier swojej oklumencji.

Życie jego i jego rodziny było zagrożone i to tak bardzo, że chciało mu się dosłownie od tego wyć z rozpaczy. Wiedział jednak, że nie miał innego wyjścia, jak poddać się wszystkiemu, co dla niego przygotowano. Musiał działać zgodnie z wolą Voldemorta. Musiał - jeśli chciał, by jego matka przeżyła.

Jego wizją rozpraszającą w oklumencji był korytarz. Długi i ciemny - podobny do tego, jakie były w lochach dworu. Na całej jego długości, znajdowały się setki drzwi. Za tymi drzwiami kłębiły się jego myśli, lęki, marzenia, plany i pragnienia.

Na samym końcu korytarza, za największymi, najcięższymi i najbardziej zaryglowanymi ze wszystkich drzwiami, Draco ukrył wszystko, co kiedykolwiek myślał i wszystko, co kiedykolwiek czuł do Hermiony Granger.

Miał nadzieję, że te drzwi na zawsze pozostaną przed wszystkimi zamknięte.

- Słabość nie jest czymś, na co możesz sobie pozwolić w tych czasach, mój chłopcze – szydziła ciotka, odsuwając się od niego i uśmiechając się demonicznie.

Dramione - Przyrzeczona [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz