Na kolana

1.6K 81 125
                                    

Polecam włączyć sobie do rozdziału :*

Dove

Dębowa trumna opadała powoli coraz niżej, aż w końcu całkowicie zniknęła z oczu. Każda bliska osoba zaczęła podchodzić do głębokiego dołu, w którym spoczywa jedna z najważniejszych dla mnie osób. Gdy przyszła kolej na mnie nabrałam drżącą dłonią garść lekko wilgotnej ziemi, która powoli przesypywała mi się między palcami. Po pięknych słowach księdza i Huntera nie miałam pojęcia co jeszcze mogę powiedzieć, nie chciałam psuć tej dziwnie intymnej chwili. W prawej ręce trzymałam ziemię, a w lewej białą lilię, którą wrzuciłam  do ziemi, po czym dosypałam swoją garstkę gruntu.

Łzy przestały już płynąć, nawet gdybym chciała to nie dałabym rady znów się popłakać. Wewnętrzne źródełko wyschło i szybko nie zostanie napełnione. Gdy podniosłam głowę znad grobu, który zaczął być zasypywany, między ludźmi mignęła mi znana postać. Oddech przyspieszył, a żołądek zrobił fiflaka. W myślach błagałam każde bóstwo, które jest mi znane żeby to nie był on. Jak poparzona odeszłam od grobu i szybkim krokiem, praktycznie biegiem, ruszyłam za tajemniczą postacią. Gdy wyszłam z tłumu, mężczyzna w garniturze wsiadał właśnie do samochodu, odwrócił się, rzucił mi swój klasyczny uśmieszek i ostatecznie trzasnął drzwiami samochodu, który po sekundzie wyjechał z parkingu.

Najgorszy dzień mojego życia? Dwudziesty piąty października dwa tysiące dziewiętnastego roku. Pogrzeb osoby, którą kochałam i powrót osoby, której nienawidzę.

Luke Sunchez na stałe wrócił do Lakewood, szykuje się piekło na ziemi. Jedno mnie zastanawia, po co był na jego pogrzebie?

**

Promienie porannego słońca przebijają się przez rolety, które nie zostały do końca zasłonięte. Otwieram jedno oko i spoglądam rozmazanym wzrokiem na godzinę, szósta dziesięć. Od momentu, gdy dowiedziałam się, że Rayan nie żyje nie zmrużyłam oka na dłużej niż trzy godziny, ciągle nawiedzają mnie koszmary, wszystko przywodzi na myśl jego piękny uśmiech, którego już nigdy nie zobaczę...

Odrzucam od siebie kołdrę i potykając się o swoje nogi idę do łazienki. Za każdym razem, gdy patrzę w lustro, widzę siebie ubrudzoną jego krwią, widzę nas w tej łazience kilka miesięcy temu, widzę to czego nie powinnam widzieć. Nie potrafię spojrzeć na swoje odbicie, a tym bardziej na nagie ciało, obrzydza mnie. Odwracam się tyłem do szkła i z zamkniętymi oczami ściągam z siebie piżamę, najszybciej jak mogę staje pod deszczownicą i odkręcam wodę, tę lodowatą. Kropelki, które są niczym lód spadają na moje ciało pobudzając je swoją temperaturą, namydlam się, spłukuje pianę i myje włosy. Całość nie zajmuje mi więcej niż dziesięć minut. Wychodząc z kabiny niemal natychmiastowo owijam zziębniętą skórę białym ręcznikiem, z włosami robię to samo.

Gdy jestem już ubrana, podnoszę wzrok. Napotykam w nim rudowłosą dziewczynę, jest piękna, ale sztuczna. Włosy zakręcone, na twarzy tona makijażu żeby zakryć sińce pod oczami i wyraźne zmęczenie, mocniej zaciśnięty pasek, aby ukryć sporą utratę wagi i to, że spodnie spadają. To właśnie tą dziewczynę z lustra chcą widzieć inni, nie tą prawdziwą, która z każdą sekundą spada w czarną otchłań, z której nie ma już odwrotu. Wychodzę z łazienki, zgarniam rzeczy, a mój wzrok mimowolnie ląduje na skórzanej kurtce, jego skórzanej kurtce. Psikam się ulubionymi perfumami i zakładam materiał na ramiona, wciąż nim pachnie i nawet mocny zapach wanilii z truskawką tego nie zmieni. Gdy drzwi frontowe się zamknęły, a charakterystyczny dźwięk upewnił mnie w tym, że zakluczyłam drzwi, na twarzy pojawia się dobrze znany mi wyraz. Z kategorii "u mnie wszystko gra". Lekki, nie przesadny uśmiech, uniesione brwi i wyprostowane plecy. Ludzie są zbyt łatwowierni, aby cokolwiek zauważyli.

Waiting For HellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz