Chapitre Huit

571 25 1
                                    

👠

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

👠


     Nadal nie potrafiła uwierzyć w to, że udało jej się dotrzeć na bal, a pani Tremblay okazała się najserdeczniejszą, najlepszą osóbką pod słońcem! Spełnienie swojego marzenia zawdzięczała wyłącznie jej; temu, że ofiarowała jej swoją sukienkę, pomogła się przygotować i jeszcze zapłaciła za przewóz do pałacu. Obiecała sobie, że kobieta będzie pierwszą osobą, której opowie o tym wspaniałym wieczorze. Przechadzała się ogrodami, oglądając rzeźby, formy wycięte z drzewek, a także inne, bardzo indywidualne i tak bardzo krzyczące o królewskim pochodzeniu elementy, które zdołała dojrzeć, zanim spotkała Austina. Austina, kuzyna króla Alexandra, który podstępem zaciągnął ją do zamku na bal. Nie miała tam się pokazywać. Przecież Rosemary mogłaby bez problemu rozpoznać swoją przybraną córkę wśród dworskich gości. Ella miała tylko nadzieję, że być może jej wygląd — niecodzienny; wydanie, w jakim jeszcze nikt jej nie widział — nieco ogłupi macochę, a ona będzie mogła przejść obok niej bez rzucania się w oczy. 

     — I jak ci się podoba, partnerko? — zapytał chłopak przy jej boku. 

     Uśmiechnęła się delikatnie, obracając głowę prawym profilem w stronę Austina. Stał prosto, po dżentelmeńsku trzymając swoją dłoń na jej, która spoczywała w zgięciu jego łokcia.

     — Jest przepięknie — odpowiedziała, ponownie rozglądając się bo sali. — Przyznam, że nie żałuję, że dałam ci się tutaj zaciągnąć. Moje pytanie brzmi, czy twoja rzeczywista partnerka nie będzie zła?

     — Przecież nie jesteś iluzją, skarbie — zażartował, prowadząc ją w sobie znaną stronę. 

     — Ja…

     — Nie przyszedłem tutaj z nikim konkretnym, Ell. Nie przejmuj się, nikt nie zwróci na nas uwagi. 

     — Jesteś księciem, Austin, już zwrócili — mruknęła pod nosem. 

     — Spokojnie, piękna. Chcę cię tylko komuś przestawić, nic wielkiego. 

     Już chciała odpuścić, ale dokładnie w tym samym momencie zauważyła, dokąd Austin ich prowadził. Spięła się. Doskonale poznała barwę włosów nawet z drugiego końca sali. Nie mogła się do nich zbliżyć! Lindsay od razu by ją rozpoznała, a wtedy zacząłby się prawdziwy dramat. Nieelegancko szarpnęła chłopakiem, zatrzymując się w miejscu. Pociągnęła go w drugą stronę; tam, gdzie było więcej ludzi. Dziwiła się, że nie protestował. Stanęła w miejscu, odwróciła się do niego przodem i z uśmiechem na ustach, lekko przed nim dygnęła. Widziała, jak chłopięcy uśmieszek rozświetlił jego twarz, zanim się skłonił, a następnie wyciągnął rękę i przyciągnął ją do siebie w chwili, gdy tylko ujęła palce wysuniętej dłoni. Potknęła się niefortunnie o suknię, a rumienień wstąpił na jej policzki. 

KopciuszekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz