Rozdział 18 Pochówek

7 2 0
                                    

Lance -Co ty odpierdalasz!

Ralph -Przemieniłby się, wiesz o tym.

Lance wrócił do namiotu.

Sheldon -Ryder zabierz wszystkich do środka. Dzieci też.

Ralph -Pomożesz mi?

Sheldon -Jasne.

Ralph i Sheldon wzięli zwłoki Paula i szpadel by parę metrów dalej go pochować. Zaczęli kopać dół.

Ralph -Tu będzie dobrze. Słuchaj nie miej mi tego za złe. On wkrótce by się przemienił.

Sheldon -Jak to kurestwo działa?

Ralph -Masz na myśli przemianę?

Sheldon -Tak, ten wirus.

Ralph -Ugryzienie powoduje stan gorączkowy który sprawia, że się zmieniasz. Tak przynajmniej mi się wydaje. Słuchaj, on... to co mówił... żona zginęła na jego oczach. Miał depresje. Sam dał się ugryźć.

Sheldon -Jak... ale...

Ralph -Gdy wychodziłem z namiotu widziałem jak stał nieruchomo. One się do niego zbliżały. Nadstawił szyję i... sztywny go ugryzł. Biegłem do niego, ale... kurwa niezdążyłem. Za mną był Lance widział jak stałem przy Paulu. Reszte widziałeś.

Sheldon -Nie mogę w to uwierzyć... czy tak to teraz będzie wyglądać?

Ralph -Sam nie wiem. Tyle starczy... łap za nogi.

Sheldon i Ralph ułożyli Paula w dziurze. Zaczęli ją przysypywać a na końcu wbili gałąź w miejsce pochówku.

Ralph -Żegnaj Paul...

Sheldon -Wracajmy, ściemnia się.

Po wejściu do namiotu Lance'a, Ralph zapytał się.

Ralph -Słuchaj...

Lance -Pierdol się.

Ralph -Chcę ci coś wytłumaczyć...

Lance -Myślisz, że kurwa niewidziałem?! Stałeś nad nim a on wydzierał się z bólu!

Ralph -Posłuchaj mnie...

Lance -Nie wiem czy maczałeś w tym paluchy, ale nie pomogłeś mu tylko wypaliłeś z pistoletu w głowę!

Ralph -Wiesz, że by się zmienił!

Lance -Jeb się.

Ralph -Ach... nie przyjmiesz do siebie prawdy co?

Lance położył się ignorując Ralpha.

Sheldon wszedł do namiotu w którym wszyscy już spali. Tak mu się jednak wydawało ponieważ brakowało Joyce. Sheldon wyszedł z namiotu i zaczął się rozglądać w poszukiwaniu córki. Zajrzał więc do trzeciego namiotu. Ujrzał w nim Joyce która rozmawiała z Andrew.

Andrew -Sheldon, jesteś!

Sheldon -Ciszej... nie chcemy obudzić reszty.

Joyce -Tato!

Sheldon -Czemu jeszcze nie śpisz? Wracaj do mamy.

Joyce -Ona śpi.

Sheldon -I ty też powinnaś.

Joyce -A ty?

Sheldon -Ja jeszce trochę posiedzę... chciałem porozmawiać z Andr...

Joyce -Nie... idziesz ze mną.

Sheldon -Ach... skarbie...

Joyce -Dalej.

Sheldon -Widzimy się jutro Andrew. Dobrej nocy.

Andrew -Jasne.

Sheldon wyszedł z Joyce na zewnątrz.

Sheldon -Słuchaj kochanie... to co dzisiaj zobaczyłaś...

Joyce -Nie szkodzi. Rozumiem to.

Sheldon -Jak to...

Joyce -Zrobił to bo musiał. Napewno miał jakiś powód.

Sheldon -Tak, znaczy... takich rzeczy będzie więcej. Nie będę w stanie ciągle cię przed nimi bronić... wiesz o tym.

Joyce -Nawet tak nie mów...

Joyce wróciła do namiotu zostawiając ojca w zamyśleniu.






Beware The Walking Dead Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz