Rozdział 7 Polityk i Informatyk

12 2 0
                                    

Andrew i Sheldon byli w połowie drogi do supermarketu, ale się ściemniało. Musieli się gdzieś zatrzymać ale nie chcieli.

Andrew -Achh.... przydałby się środek transportu.

Sheldon -Taaa. Uwaga sztywny!

Andrew -Ja się nim zajmę.

Andrew stanowczo podszedł do sztywnego i dźgnął go w łeb. Ruszyli dalej. W końcu doszli ale był środek nocy.

Andrew -Wchodzimy.

W markecie było ciemno ale zapalili latarki. Rozdzielili się. Andrew cicho stąpał. Sheldon zauważył odwróconego trupa, cicho do niego podszedł i dźgnął go w głowę.

Sheldon -Czysto.
Andrew -Dobra. Możemy teraz wszystko przeszukać.

Zapełnili plecaki jedzeniem. Wracali i po drodze jedli tuńczyka.

Andrew -Więc.... teraz wystarczy nam jedzenia na miesiąc.

Sheldon -Tak ale w końcu jedzenie z supermarketu się skończy. Będziemy musieli ruszyć dalej.

Andrew -Racja. Odpowiedz mi na jedno pytanie. Czemu nie wróciliście do swojego domu?

Sheldon -Ja i Elena wiedzieliśmy, że jest już spisany na straty poza tym wciąż rozmyślam co się stało z moją matką i ojcem. Mieszkali w małym miasteczku niedaleko Miami.

Andrew -Nie martw się. Nie spisuj ich na straty.

Nagle coś przykuło uwagę Sheldona. To było to samo światło które widział wcześniej. Migało.

Sheldon -Spójrz!

Andrew -To jakieś światło? Czy to możliwe?

Sheldon -Widziałem je już wcześniej.

Andrew -Czemu nic nie mówiłeś!? Może tam są ludzie którzy potrzebują pomocy!

Andrew zerwał się i pobiegł w stronę wieżowca, a Sheldon za nim. O dziwo ominęli wszystkich sztywnych. Gdy dotarli pod sam wieżowiec odetchnęli i weszli do środka.

Sheldon -Ach, gdzie są schody?

Andrew -Chyba nie ma. Szlag. Jest tylko winda, a raczej szyb windy.

Sheldon -Myślisz że damy radę się wspiąć?

Andrew -Nie sądzę. Wracajmy, nikogo tu nie ma. To światło pewnie się od czegoś odbijało.

Sheldon -Światło było przez kogoś nadawane. Nie trać wiary.

Andrew -Dobra, może nawet ktoś tam jest ale i tak tam nie wejdziemy.

Sheldon -Hmmm... taaa... . Chyba masz rację.

Andrew -Mówiłem.

Andrew i Sheldon mieli już wracać gdy usłyszeli z szybu windy głos.

Nieznajomy -Hej! Czekajcie! Chodźcie dam wam linę!

Sheldon -Ktoś tam jest!

Sheldon z Andrew podeszli do szybu i zauważyli linę zwisającą z szybu.

Sheldon -Czy ta lina wytrzyma?

Nieznajomy -Tak, to gruby sznur wojskowy. Jest zamocowany na drążku.

Sheldon -Dobra ty pierwszy.

Andrew -Achh... myślisz, że to bezpieczne?

Sheldon -Szczerze... nie.

Nieznajomy -Wchodźcie!

Sheldon -Czy to ty puszczałeś światło.

Nieznajomy -Tak. Potrzebowałem pomocy!

Andrew wspiął się. Miał szczęście był lekki.
Nadszedł czas na Sheldona. Złapał się liny i skoczył jednocześnie obejmując ją nogami. Powoli się wspinał. Bardzo powoli, zależało mu na tym by nie zginąć. Plecaki zostawili na dole.

Sheldon -Pomóż mi.

Andrew podał ręke Sheldonowi aby wszedł. Gdy byli na górze Andrew zauważył, że jest ich dwóch.

Andrew -Mówiłeś, że jesteś sam!

Nieznajomy -Achh... okłamałem was.

Beware The Walking Dead Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz