Udało się. Wattpad w końcu zaakceptował dłuższy rozdział, albo nie zapłaciliśmy za Internet w pracy.
Chuuya był zdrowym i aktywnym piętnastolatkiem, może zbyt nerwowym w swym zachowaniu, jednak nie mógł go winić za to w jakim świecie przyszło mu żyć. Posiadłość powoli wracała do swej świetności pod wpływem działań kobiety, siostry jego wybranka, i ta, w swej dobroci, wystawiała mu rankiem misę z wodą i, o z grozo, kocią karmą, choć bliżej było mu do psa. Jadł jednak, a właściwie udając, by nastolatek nie bał się przejść obok niego, uważając lisa za zbyt zajętego jedzeniem, by mógł go ugryźć. Gdy rudzielec był już w dole schodów werandy, unosił łeb, by móc odprowadzić go wzrokiem, dopóki ten nie zniknął za linią drzew. Siedział wtedy na ścieżce, gdy Kouyou, jak miała na imię kobieta, wyjeżdżała do pracy. Wracała późnym wieczorem wraz ze swym bratem i dostawał smakołyk, psie ciasteczko. Robili to każdego dnia odkąd wprowadzili się do jego domu, a gdy nastał weekend czekał jak zwykle na werandzie, aż chłopiec wyjdzie. Jednak nie nastąpiło to, choć kobieta wykonała swą rutynę. Ze zniecierpliwieniem obszedł ściany domostwa, odnajdując otwarte drzwi letniej kuchni i zajrzał do środka z zaciekawieniem. Pomieszczenie wydawało cichy pomruk, nie było już paleniska i wiklinowych koszy. Ścianę pokryły urządzenia wydobywające z siebie denerwujący hałas.
-Mówiłem ci, że jak będziesz go dokarmiała to w końcu wejdzie nam do domu - krzyknął Chuuya, gdy lis położył łapę na błyszczących kafelkach. - Idź sobie - warknął w stronę zwierzęcia, chwytając najbliższy sobie mop z rogu pomieszczenia. - Sio!
-Nie krzycz na niego - mruknęła Kouyou, popijając kawę, zapatrzona w ekran swojego laptopa. - Był tu pierwszy i jest ciekawy.
-Pewnie roznosi choroby - powiedział wściekle, jednak odłożył kij na swoje miejsce, a lis wsunął się niepewnie do środka. Siedział w przejściu, bojąc wchodzić głębiej, jednak rudzielec ze wściekłością obrócił się w miejscu i wyszedł z pomieszczenia wgłąb domu. Kobieta obserwowała jak zwierzę podkula ogon pod siebie i drepta powoli za jej bratem.
-Chuuya, chyba cię lubi - krzyknęła za chłopcem i zacmokała wściekle dostrzegając jak ten wyłania się z salonu w kurtce i torbą na ramieniu.
-Gówno mnie to - warknął i pisnął z przestrachem, potykając o cielsko zwierzęcia. - Wezwij hycla. Pozabija nas we śnie.
-Nie słuchaj tego nerwusa - mruknęła kobieta z westchnieniem, masując skroń, słysząc silnik skutera rudowłosego. - Jest wściekły, bo zostawił chłopaka w Tokio, a ten zerwał z nim kilka dni temu. - Dazai mógł to znieść, bo skoro nastolatek był zły z tego powodu, oznaczało to, że był równie smutny, a on potrafił rozweselić Chuuyę. Zawsze mu się udawało, był w tym wręcz znakomity. Zamachał więc radośnie ogonem, układając już plan, jak mógłby uspokoić rudzielca i wywołać jego uśmiech. Ten wrócił późnym wieczorem, niemal nocą, poprowadził skuter po podjeździe, by nie zwracać na siebie uwagi siostry, nieświadomy, że obserwuje go brązowy, mądry wzrok zwierzęcia. Zauważył go dopiero, gdy wszedł na werandę, a lis czekał cierpliwie pod drzwiami domostwa.
-Czego chcesz? - warknął, chwytając klamkę i sapnął zaskoczony, gdy ostre kły wbiły się w pasek jego torby. Osamu pociągnął chłopca wzdłuż budynku, ignorując przerażony krzyk, gdy znaleźli się w ciemnej, nocnej części ogrodu. Z niewielkiego wzniesienia widać było las, rozciągający się za płotem, a wiśnię oświetlał księżyc w pełni, i choć część płatków opadła już na ziemię, wciąż zapierała dech w piersi. Chuuya uspokoił się na moment, a lis wykorzystując to, puścił pasek torby i przeskoczył przez polankę, by położyć się pod swym drzewem, posyłając błagalne spojrzenie rudzielcowi. - Chyba jednak nie jesteś tak głupi jak myślałem - mruknął, postępując ostrożny krok bliżej demona. - Nie ugryziesz mnie? - zapytał cicho, ze wściekłością, że przyszło mu rozmawiać ze zwierzęciem, lecz lis uniósł głowę i pokręcił nią w zaprzeczeniu, wprawiając chłopca w prawdziwe osłupienie. Obejrzał się w stronę domu ostrożnie, rzucił torbę na ziemię i podszedł odważniej już do lisa. - W szkole mówią, że dom jest nawiedzony - powiedział niepewnie. - Jeśli to twoja wina, to dosypię ci trutki do karmy - warknął i jęknął, gdy zwierzak położył uszy na łbie, posyłając nastolatkowi przepraszające spojrzenie. - Wiesz co? Przerażasz mnie - mruknął siadając na ziemi, opierając o wiśnię. Widok ten był bolesny dla demona. Poprzedniemu nie pozwalał tu przesiadywać, zbyt wystraszony, że będzie to ostatnie wspomnienie jakie z nim miał. Właśnie w tym miejscu stracił najwięcej, a teraz młodzik siedział sztywno, gdzie wcześniej umierali jego poprzednie wcielenia i nie wyglądał na chorego czy martwego, jedynie wystraszonego. Odważył się nawet położyć łeb bliżej uda chłopca, a ten delikatnie musnął białe ucho. - Jesteś dziwny - powiedział przeciągle i ziewnął głośno. Zamruczał pod nosem przyjemnie, gdy puszysty, ciepły ogon okrył jego biodra i milczał. Siedzieli tak w ciszy, patrząc w gwiazdy i Osamu chłonął tę chwilę niczym ostatnią deskę ratunku dla swej ponurej przeszłości. Chuuya zasnął w końcu, zbyt leniwy, by powstać z kojącego ciepła, i opadł na ciało lisa, wtulając policzek w jego bok. Szatyn westchnął ciężko w swej ludzkiej formie, utrzymując głowę rudowłosego na kolanach i wstał ostrożnie, podnosząc nastolatka niczym dziecko. Ten owinął ramiona wokół szyi mężczyzny, nieświadomego, że niebieskie spojrzenie otworzyło na moment przez zmianę pozycji, lecz dostrzegając plątaninę ogonów zniknęło ponownie za ciężkimi powiekami. Wiedział, gdzie jest sypialnia chłopca, czasem zaglądał do niej zaciekawiony głośną muzyką i obserwował jak ten skacze w miejscu w jej rytm, a gdy orientował się, że jest obserwowany zasłaniał okno. Położył więc go w łóżku, przykrywając kolorową kołdrą, a torbę, wcześniej zgarniętą z ziemi, położył na biurku. Pokój znajdował się na poddaszu, gdzie mógł się łatwo dostać, i choć wyglądał na odnowiony zgodnie z aktualną, dziwną dla niego, szarą modą, nie wyglądał na ponury. Widywał Chuuyę głównie w mundurku szkolnym, lecz na szafie wisiała, krwistoczerwona bluza, na haczyku kapelusz i kask. Na podłodze leżał puszysty, biały dywanik, na ścianach wisiało kilka rolek starych obrazów, choć nie były malowane na płótnie, zdawały mu się jednolite wraz z materiałem. Nachylił się lekko nad chłopcem, by otulić go w cieple, gdy drobna smuga światła wdarła się do sypialni. Usłyszał zduszony wdech kobiety i skrzypnięcie podłogi, a gdy zapaliła się naga żarówka, przybrał postać lisa, jaką przysięgał utrzymywać jeszcze za czasów architekta. Pisnął cicho, przechodząc przez pokój, podkulił ogon, który również musiał pokazywać, by nie wystraszyć śmiertelnych w nowych, pozbawionych magii czasach i przeskakując przez biurko, wyszedł na dach domostwa. Jak co rano czekał na swoje śniadanie pod drzwiami kuchni, trącając łapą miskę, wywołując niepotrzebny hałas, by zwrócić na siebie uwagę. Widział przez szkło dwie postacie, przechadzające się po pomieszczeniu i zadrapał w drzwi w zniecierpliwieniu, by w końcu przykuć uwagę drobniejszego domownika. Drzwi otworzyły się lekko, pozbawione wcześniejszej wściekłości rudzielca. Na ustach był nawet przyjemny uśmiech. - Nie kupiłaś karmy? Myślałem, że chcesz go adoptować - mruknął do siostry, gładząc łeb zwierzęcia.
CZYTASZ
[BSD] Leśne bóstwo - zakończone
FanfictionDazai narodził się jako lisie bóstwo z duszy samobójcy i przez wiele lat nie zdawał sobie sprawy dlaczego odczuwa tak ogromną tęsknotę. Spotyka w końcu rannego samuraja, który przez ostatnie dni dotrzymuje mu towarzystwa. Dostrzega gejszę uciekającą...