Jeśli coś w jego wuju było najbardziej przerażające, gdyby tylko miał wybrać, była to jego obsesja na punkcie dzieci. Nie było to oczywiście zboczenie pedofila, ale prawdziwa, rodzicielska miłość do ich posłuszeństwa, a kiedy stał się pełnoletni utracił ten przywilej opiekuńczości Moriego. Teraz mieszał widelcem w talerzu z przesłodzonym deserem, tortem jakim zwykle zajadała się Elise. Żył jeszcze bo dziewczyna tego chciała, bo go lubiła i szanowała jako towarzysza zabaw i jej dzieciństwa, które trwało już od przynajmniej trzydziestu lat, a mimo to blondyneczka wciąż była drobniutka i niewinna. Gdyby ktoś miał ocenić jej wiek właśnie teraz, bez zastanowienia dałby dwanaście lat, zwłaszcza, gdy nosiła na sobie czerwoną, koronkową sukienkę z białymi falbankami i halką. Włosy miała spięte w wysoki kucyk a mimo to wciąż sięgały jej poniżej pasa. Nie obawiał się, że ciasto jest zatrute, to samo jadła jego kuzynka i wciąż dokładała sobie więcej, ale jednak nie miał ochoty, kiedy czuł zdenerwowanie lisa na swoich barkach.
-Chuuya, słyszałem, że jesteś dobrym uczniem w nowej szkole - powiedział w końcu, niby podtrzymaniem rozmowy, a jednak dostrzegał w tych słowach groźbę, że nigdy nie zniknął z czujnego radaru mafii, choć z początku ukrywał się jedynie przed owcami.
-Dobrze mi idzie na japońskim i matematyce, a ostatnio zainteresowałem się historią - mruknął, cóż, nawet nie skłamał. Może nie obchodziła go historia kraju a jego własna, ale mało kto wiedział, że na skraju lasu Jokohamy znajdowała się dzielnica dziwek i gejsz, że miasto powstało na gruzach wioski samurajskiej, że należał do obu frakcji, a jego ciało wciąż pamiętało choć umysł traktował to jako senne wspomnienie. Nikt do tej pory nie potrafił odgadnąć czyja twarz kryła się za nieznanymi nazwiskami architektów, ludzi, którzy wykonali po jednym projekcie i znikali ze świata. On wiedział, znał każdy brudny sekret miasta.
-Dobrze - powiedział wesoło, choć oczy wciąż spoglądały na niego z nienawiścią - a twój pupil? Kouyou zwykle nie była optymistyczna do twoich przybłęd.
-Mieszkał w tamtym domu, gdy się wprowadziliśmy. - Wzruszył ramionami z obojętnością. - Jesteśmy sobie bardzo bliscy - powiedział z dumą, gładząc zwierzę po pysku, odsłaniając ostre kły lisa.
-Tak - mruknął, opierając się głębiej w fotelu, spuszczając wzrok na talerz rudzielca. - Byłeś więc taki sam, na pewno się dogadujecie. - Posłał uśmiech chłopcu, który zacisnął palce na widelcu. Pobielałe kostki zaczęły go piec od siły, a gorąc uderzył w policzki. - Powinieneś być mi wdzięczny, że pozwoliłem cię adoptować, a ty mnie zdradzasz?
-Sam wysłałeś mnie do owiec - warknął, uderzając pięścią w stół. Kryształowe kieliszki zadrżały niebezpiecznie, zmuszając bruneta, by zdjął z blatu wino, jakby obawiał się, że siła nastolatka roztrzaska grube drewno. - Nie masz prawa wytykać mi błędu, gdy sam kazałeś mi udawać. Ostrzegłem cię przed ich planem, a ty wysłałeś donos na mnie do ich rady.
-Nie masz dowodów, że to byłem ja - prychnął, mieszając czerwony płyn w szkle. - Jednak zacząłeś mocniej angażować się w ich sprawy niż rodziny. Mówisz o błędzie - warknął po chwili, poprawiając rękaw marynarki - ale trzeba było pozwolić ci spłonąć jako niemowlę. - Lis zawarczał groźnie, strosząc ogony. Zeskoczył z ramienia rudzielca, przechodząc powolnym krokiem w stronę mężczyzny. Stukot pazurów rozległ się w ciszy, zamienił w ciche kroki bosych stóp demona, a ciemne spojrzenie mafiosa obserwowało przemianę w niezdrowym zachwycie. - Wspaniale, jednak pogłoski były prawdziwe - zawołał, przykładając kieliszek do ust, spijając wytrawny trunek. - Co obiecałeś mu za lojalność?
-On nie lubi, gdy grozi się jego zabawkom - powiedziała spokojnie dziewczynka, kolorując kartkę wyrwaną z zeszytu na czarno. Jej niebieskie spojrzenie uniosło się na demona i Chuuya nie dostrzegał w niej strachu, a jedynie zimną obojętność. Podobną do tej, którą dostrzegał w oczach lisiego demona, gdy skupiał się na opanowaniu swoich krwawych rządzy. Elise wstała powoli, mierząc się wzrokiem z szatynem, gdy postąpiła kilka kroków bliżej kuzyna i zniknęła. Nie upadła, nie kucnęła by schować się za krwistym obrusem, a niemal rozpłynęła się w powietrzu. Wtedy poczuł zimno na szyi i silne szarpnięcie za włosy, by głowa uderzyła w oparcie boleśnie. Dostrzegł wtedy jak dłoń Osamu owija się wokół szyi jego wuja, jak pazury wbijają się w bladą skórę, zbierając na niej drobne krople krwi.
CZYTASZ
[BSD] Leśne bóstwo - zakończone
FanfictionDazai narodził się jako lisie bóstwo z duszy samobójcy i przez wiele lat nie zdawał sobie sprawy dlaczego odczuwa tak ogromną tęsknotę. Spotyka w końcu rannego samuraja, który przez ostatnie dni dotrzymuje mu towarzystwa. Dostrzega gejszę uciekającą...