Wędrował ze znudzeniem i zniecierpliwieniem pod bramą szkoły rudzielca, a gdy usłyszał zwyczajowy dzwon, oznajmiający koniec wszelkich zajęć, usiadł na środku drogi czekając. Nie ważne ile razy przesiadywał tak w samotności, jak często dreptał u boku Nakahary, uczniowie zawsze szeptali. Minęły go pierwsze osoby, okrążając lisa jakby w obawie, a on tylko wypatrywał chłopca. Tłum rozszedł się w końcu, pozostawiając zwierzę w samotności. Warknął pod nosem, postępując niepewny krok w głąb placu szkolnego, zgarniając karcące spojrzenie nauczyciela, a jednak nie powstrzymał go. Zwąchał chodnik, szukając zapachu rudzielca, podążając za zapachem wiśni, którym go naznaczył. Przeszedł na tył budynku, unosząc łeb na dźwięk głosów. Chuuya opierał się o murek z uśmiechem, niebieskie spojrzenie tkwiło w innym chłopcu, o nieco ciemniejszych, rudawych włosach. Serce lisa zabiło mocniej z wściekłości, a z gardła wydobył głośny, przeraźliwy warkot, wywołujący dreszcz nastolatków. Uczeń odsunął się prędko od niższego, posyłając zwierzęciu zbolałe spojrzenie.
-Twój piesek nas nakrył - burknął, wsadzając dłonie do kieszeni mundurka. - Nie uważasz, że to wymyka się nam spod kontroli?
-To lis - poprawił go prędko Chuuya, kładąc dłoń na łbie pupila - i nic się nie stało, zatrzymałeś mnie nieco dłużej.
-Ukrywamy się przed głupim zwierzęciem - krzyknął, wskazując na demona dłonią. - Naprawdę? - zapytał po chwili, dostrzegając niewzruszenie na twarzy rudzielca. - Nie obchodzi cię to?
-Było miło - wzruszył ramionami - ale Osamu nie jest głupi i nie pozwolę ci go tak nazywać. - Westchnął ciężką, chwytając lekko garść sierści na karku lisa, zmuszając go by ruszył się w stronę bramy szkoły, co zrobił niechętnie. Miał ochotę rozszarpać gardło chłopca, jak robił ludziom od wielu miesięcy, gdy nadto nękali domostwo, oczywiście w granicach rozsądku i jedynie nasyłanych zabójców, ale rozsmakował się w ciepłej krwi na języku. I choć Chuuya zdawał się chłodny i nieczuły wobec chłopca, to jednak jego zachowanie go bolało.
-Było miło - prychnął, machając lekko dłonią, by nastolatek nie mówił już nic więcej i odszedł. Nie było pożegnania, żadnych więcej słów, tylko pogardliwe spojrzenie na zwierzę i jego właściciela. Demon pisnął cicho, jakby w pocieszeniu, i zadrapał pazurami w beton.
-Nie, nie możesz go zabić - mruknął ponuro, doskonale wiedząc co demon chciałby zrobić. - Nie warto. - Usiadł więc, czekając na ruch chłopca, który oparł się ponownie od murek z płytkim oddechem. Trącił pyskiem dłoń rudzielca w pocieszającym geście. - Nie przejmuj się - powiedział spokojnie, gładząc łeb zwierzęcia. - Wracamy do domu? - Osamu przytaknął powoli, chwytając zębami pasek torby chłopca, ciągnąc go w drogę powrotną i nikt ich nie zatrzymał, jakby administrację budynku nie obchodziło ogromne, dzikie zwierzę, ponieważ w tej postaci dosięgał nastolatkowi lekko ponad pas. Palce Nakahary gładziły grzbiet przy każdym kroku i przystanął w końcu przy niskim murku, oddzielającym las od drogi. - Osamu - zaczął powoli i zagryzł wargę. - Jestem żałosny - jęknął ocierając twarz dłonią i kucnął na środku chodnika, pozwalając by zimny nos lisa, muskał delikatnie policzek. - Wszystkie moje wcielenia takie są?
-Żadne nigdy nie było i nie będzie - mruknął, kładąc dłoń na ramieniu chłopca. Gest ten był pokrzepiający jedynie z definicji, ponieważ ciałem rudowłosego wstrząsnął silny dreszcz, łamiący serce demona na kolejne kawałki.
-Nie potrafię kochać, co jest ze mną nie tak? - zapytał, wycierając rękawem nos. - Michizou, on naprawdę się starał ale nie potrafiłem.
-Nie wiem czy kochasz już coś wystarczająco silnie ale kiedyś to znajdziesz i zrozumiesz - mruknął. Mówił przecież z doświadczenia. Nie sądził by odczuwał emocje jak zwykły człowiek, ale Chuuya przecież nim nie był, nie spotkał nigdy dwóch, takich samych osobników, a nastolatek odradzał się cyklicznie i zawsze znajdował to jedno miejsce. Nie wiedział czy kochał jego, czy to w lesie było coś tak magicznego ale każde z wcieleń posiadało coś za co mogło oddać życie.
CZYTASZ
[BSD] Leśne bóstwo - zakończone
FanfictionDazai narodził się jako lisie bóstwo z duszy samobójcy i przez wiele lat nie zdawał sobie sprawy dlaczego odczuwa tak ogromną tęsknotę. Spotyka w końcu rannego samuraja, który przez ostatnie dni dotrzymuje mu towarzystwa. Dostrzega gejszę uciekającą...