Rozdział 3

234 36 16
                                    

Troszkę spóźniony, bo rano pojechałem do szwagra. Mąż mnie wkurwił, ale mniejsza. W planach mam osobną książkę z tego uniwersum ale z perspektywy wszystkich Chuuyi. Co wy na to? Czy na koniec po prostu dodać OVA? (bardzo długie ova, bo skoro każdy rozdział z tego ma 4k słów, to życie każdego Chuuyi z osobna dużo zajmie)

     Był oceniany przez parę, niebieskich, cudownych oczu i drugich, mniej interesujących, przynajmniej dla niego. Skradł kolejny kąsek pieczonego mięsa z misy, z precyzją obsługując pałeczki. Kolejna, ludzka rzecz, która przyszła mu naturalnie, choć nie pamiętał żeby kiedykolwiek ich używał. Był jedyną osobą, która od początku kolacji raczyła się jedzeniem. Wino było cierpkie, popijał suche kąski jedynie w ostateczności, krzywiąc się za każdym razem, a jednak była to miła odmiana od psiego jedzenia i surowego mięsa dzików, czasem wiewiórek. Pieczone ptaki w przyprawach mogły go uzależnić od cudownego smaku. 

-Więc - zaczęła w końcu Kouyou, mierząc, pozbawioną ogona i uszu, postać szatyna. Był przystojny, potrafiła dostrzec jak Chuuya dosłownie ślini się na jego widok. - spotykasz mojego brata co jakiś czas - mruknęła niepewnie.

-Chyba co sto lat znajduje mnie i mój las - odpowiedział spokojnie, odkładając czystą miskę na bok, by podsunąć bliżej siebie talerz z pieczonymi, słodkimi ziemniakami. Kolejny smak, za którym mógłby tęsknić, gdyby teraz musiał odejść od tej rodziny.

-Jestem nieśmiertelny - zawołał radośnie rudzielec. Pociągając spory łyk napoju z puszki.

-Nie, nie jesteś. Przewijałam cię od niemowlęcia - mruknęła, podążając za przykładem brata, popijając wino. - Przynajmniej odkąd nasi nieodpowiedzialni rodzice znaleźli cię na ulicy.

-Co? - Osamu posłał zaskoczone spojrzenie kobiecie. Chuuya był sierotą. Adoptowanie przez rodzinę Nakahara, sprowadzało wiele pytań, ponieważ skoro nie byli jego prawdziwą rodziną, to zagadka pochodzenia ukochanego wciąż była nierozwiązana.

-Porzucono mnie jak szczeniaka - warknął rudzielec, odkładając puszkę z głośnym stukotem na blat. - Nie przeszkadza mi to, bo i tak nie pamiętam tamtego okresu, a rodzina dobrze się mną zajęła. - Wzruszył ramionami i oparł się o stolik na łokciach, z uśmiechem obserwując szatyna. - Więc, jaki byłem?

-Wulgarny - mruknął niepewnie. Ta jedna rzecz nigdy miała się nie zmienić. Nastolatek zawsze miał ciężkie słowa, nawet jako poeta nie stronił od przekleństw. - Samuraj też nie znał swojego pochodzenia. - Z gejszą nie spędził wystarczająco dużo czasu, zmarł tego samego wieczora, w którym go spotkał. Pisarz był tajemniczy, nie rozmawiał o swojej przeszłości, a Architekt, cóż, wydawało się, że do końca wierzył, że jego przybrani rodzice byli prawdziwymi. Nazwisko Nakahara wymyślił sam, przynajmniej tak myślał, gdy w rzeczywistości nie posiadał żadnego. Podpisywał się tak jedynie gdy musiał, a większość budowli oznaczał wymyślonymi imionami. Gdyby tak nie było, miałby prawdziwy dowód swoich słów, że Chuuya Nakahara żył już wcześniej, ba, zbudował dom, w którym mieszkało teraz jego kolejne wcielenie. Choć właściwie, mógł to udowodnić. Wstał prędko, ocierając dłonie o dół kimona. Jak zdążył się wcześniej zorientować, kobieta podczas renowacji nie odnalazła schowka, w którym architekt chował cenniejsze rzeczy. Rudzielec podążył za nim, zaintrygowany nagłym milczeniem i reakcją demona. - Ten dom zaprojektowałeś by czuć się bezpiecznie. Moje tunele prowadzą do każdego pokoju - powiedział spokojnie, klękając na podłodze w gabinecie Kouyou, dawniej architekta - choć u jego boku byłem zwykłym zwierzęciem - mruknął ponuro, usuwając jedną z desek. Kobieta zmrużyła oczy w zaciekawieniu, ponieważ musiała odnowić tę posadzkę, a mimo to nie odnalazła tego schowka. Szatyn wyciągnął w końcu niewielkie pudełko, a po otwarciu również zdjęcie. Nie było może tym czego by teraz pragnął. Zbrązowiała odbitka pokazywała jednak nazbyt znajomą postać, włosy i drobną część twarzy, postaci odwróconej tyłem do fotografa. Na ramieniu mężczyzny siedział lis, owijając jego szyję ogonem, a mądre spojrzenie utkwione było w obiektywie. Każdy kto spojrzał w ten ciemny wzrok mógł dostrzec niechęć do ukrytej postaci, nie był on również zwierzęcym spojrzeniem, posiadał prawdziwie ludzki wygląd. Wargi rudzielca zacisnęły się mocno. Uczucie jakie nim zawładnęło, patrząc na samego siebie sprzed stu lat, było przytłaczające. Zbierało się w dole brzucha niczym ciężar, boleśnie ciągnący całe jego ciało w dół.

[BSD] Leśne bóstwo - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz