Will akurat miał przerwę. Nie ciągnęło go do odpoczynku, nawet mimo ciężkiej pracy. Jak na złość, kilkoro dzieci Aresa wdało się w bójkę z dzieciakami Hefajstosa i było kilku rannych, którymi głównie Solace się zajmował. Oczywiście, jego rodzeństwo mu pomagało, ale blondyn jest cholernie uparty i nigdy nie przyjmuje pomocy. Powiedział jednemu ze swoich braci, że idzie nad jezioro i że za jakiś czas będzie. Od środka rozrywało go to, że nie ma kontaktu z Nico. Wiedział, że zapewne panikuje, ale bał się o ukochanego Włocha. Do jego czerwonych od zmęczenia oczu napłynęło trochę łez, których szybko się pozbył. Nie chciał płakać ani okazywać słabości.
- Kogo ja, do cholery, oszukuję? – zapytał sam siebie, opierając się o barierkę na pomoście i patrząc w taflę wody – Nico, brakuje mi cię, gałganie jeden.
Zdjął buty, odłożył je na bok i usiadł. Zamoczył stopy w wodzie, ale szybko je z niej wyciągnął, bo woda była lodowata. Zaczął się przyzwyczajać do chłodu jeziora. Nagle przez jego głowę przeszła najbardziej optymistyczna myśl od ostatnich 2 tygodni.
- Nico na pewno wróci – uśmiechnął się mimowolnie, ale po chwili ten uśmiech zniknął z jego twarzy – Koniec przerwy Solace, pacjenci się sami nie opatrzą.
Założył skarpetki na mokre stopy, po chwili ubrał również czerwone trampki. Wstał i ruszył w stronę Obozu. Zszedł z pomostu. Nagle zatrzymał się. Poczuł, jak kręci mu się w głowie, nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Usiadł na ziemi i złapał się dłońmi za skronie. Nie był w stanie iść dalej, więc zdecydował się krzyknąć z nadzieją, że ktoś go odnajdzie.
- Pomocy! – chciał głośniej, ale coś mu nie pozwalało.
- Solace? – z plaży obok jeziora wychylił się Percy, a zaraz za nim Annabeth.
Oboje podeszli do siedzącego na ziemi syna Apolla.
- Mówiłam ci, żeby za nim pójść – mruknęła Ann, kucając przed Willem – Co się dzieje?
- W głowie mi się kręci, nie jestem w stanie się podnieść – powiedział bardzo cicho, odgarniając z czoła jasne włosy – Pomożecie mi? Albo zawołacie kogoś z infirmerii?
- Pomożemy stary – pokiwał głową zmartwiony Percy – Musisz więcej odpoczywać, bo skończy się jeszcze gorzej – założył rękę Solace'a na swoje ramie, objął jego bok i powoli wstał.
Annabeth podeszła z drugiego boku i złapała blondyna w taki sam sposób. Chłopak nic nie mówił przez całą drogę. Przy infirmerii przejęły go 2 córki Apolla. Położyły starszego brata w jednej z wolnych sal, akurat w tej, w której wcześniej leżał Nico.
- Masz pod żadnym pozorem się stąd nie ruszać – ochrzaniła go Melisa, jedna z nich – Masz odpocząć i nie przyjmuje tłumaczeń, że musisz pracować, bo doskonale wiesz, że zrobimy to co zrobiłbyś ty.
- No ale... – zaczął, ale od razu zamilkł, gdy zobaczył morderczy wzrok siostry – No już dobra, dobra...
- Jakbyś czegoś potrzebował to mów – rzuciła druga z nich, Amelie – Prześpij się, bo dawno się nie wyspałeś. Do zobaczenia!
Dziewczyny wyszły. Will fuknął, czuł się cholernie bezsilny. Nie chciał, aby mu pomagano, był już na tyle dorosły, aby radzić sobie ze wszystkim samodzielnie. Prawda...? Nie wiedział, co ma myśleć. Zamknął oczy i dość szybko odpłynął w objęcia Morfeusza.
=.=.=.=.=.=.=
- Cholerne podróże cieniem – warknął Nico, wyskakując z cienia rzucanego przed sporej wielkości kamień.
Szybko otrzepał ubrania i rozejrzał się po okolicy. Był jakieś 10 minut drogi spacerem od Obozu! Uśmiechnął się szeroko. Obóz Herosów nigdy nie powodował u niego takich emocji, ale teraz wyjątkowo za nim tęsknił. Złapał swoje rzeczy i ruszył w dobrze znanym mu kierunku. Rozglądał się na boki i już nie mógł się doczekać, aż uściska Willa, Annabeth, Hazel, Percy'ego (nIe jEsTeŚ w MoIm tYpIe ~dop. Lunio) i wielu innych herosów. Przy bramie do Obozu zobaczył Piper z jedną z jej przyjaciółek z domku Demeter. Uśmiechnął się szeroko i do nich podbiegł.
- Pipes! – zawołał, kiedy się do niej zbliżał.
Dziewczyna zdezorientowana zerknęła w jego stronę, a gdy go zobaczyła ruszyła w jego stronę.
- Bogowie, Nico! – uścisnęła młodszego mocno, co chłopak odwzajemnił – Gdzieś ty się tyle podziewał i czemu nic nie pisałeś?
- Byłem u taty – mruknął – A z tym „niepisaniem" opowiem wam później, spotkajmy się wieczorem w moim domku. Ja muszę lecieć się spotkać z Willem!
- Leć, leć! – zaśmiała się i pomachała ciemnowłosemu na pożegnanie.
CZYTASZ
Picture on my wall •Solangelo•
FanfictionNico nie lubi wielu rzeczy. Nie lubi kontaktów z ludźmi, wychodzić z domku, kiedy nie musi, ale przede wszystkim - nie lubi siedzieć w infirmerii. Jednak kiedy w końcu zgadza się tam zostać na dłużej niż parę godzin, zostaje wezwany do swojego ojca...