W końcu nastał ten dzień. Mecz Raimon kontra Akademia Aliusa. Mark kontra Xavier. Przyglądałam się im. Oni robili to samo, zastanawiając się kim jest tajemnicza zawodniczka Akademii. Jako członkini drużyny Genesis nosiłam pseudonim Supernova. Tą ksywę wymyśliły mi dziewczyny z drużyny. Nosiłam strój Gai, włosy w kolorze (u/k) z pasemkom w kolorze (jakiś kolor). Nosiłam soczewki kontaktowe, w innym kolorze niż moje oczy oraz dorobiłam sobie bliznę, która przechodziła przez moje prawe oko. Teraz stałam w grupie. Gran tłumaczył plan gry, a wszyscy słuchali. Oprócz mnie. W końcu znałam go na pamięć. Zamiast tego, wciąż rozmyślałam nad tym jak trafiłam do klubu.
________________________________________
- Proszę cię, zgódź się! - stałam razem z moim chłopakiem pod opuszczonym mostem. Zielonooki chciał bym dołączyła do jego drużyny. Jednak wahałam się.
- Gran! Nie wiem czy mogę! To moi przyjaciele!
- A my?! Już nimi nie jesteśmy?! Zapomniałaś o nas?!
- Nie! Ale czego ty nie rozumiesz?! Nie mogę się od nich odwrócić w tej chwili! Potrzebują mnie!
- My też (T/i)! Proszę cię! To może być nasz ostatni mecz! Musisz nam pomóc! - jego głos brzmiał jak wołanie o pomoc przed śmiercią.
- Nie wiem... nie naciskaj na mnie, nie wywołuj presji...
- Proszę cię... Tylko o to... Potem możesz o nas zapomnieć... - jego głos choć przepełniony błaganiem, gdzieniegdzie objawiał nutę poddania.
- Dobrze... Pomogę wam. Ale tylko podczas pierwszej połowy. A teraz wybacz, muszę pomóc chłopakom w przygotowaniach do meczu.
______________________________________
Stanęłam na swojej pozycji (napastnika/ pomocnika/ dośrodkowującego/ obrońcy). Sędzia gwizdnął. Rozpoczął się mecz. Mimo iż byłam rozdarta, starałam się być skupiona na grze. Podanie, przejęcie. Minęła 30 minuta meczu. Piłka trafiła pod moje nogi. Uśmiechnęłam się. Wystrzeliłam jak z procy. Nikt z Raimona nie mógł mnie dogonić. Dopiero kilka metrów przed bramką Marka stanęłam. Wyrzuciłam piłkę do góry, a wraz z nim pojawiło się błękitne światło. Zrobiłam pół-przewrót w przód (czy tam w tył, poprawcie mnie jeśli źle napisałam). W koło mnie pojawiły się różne gwiazdy, które tworzyły drogę. Kopnęłam piłkę krzycząc: "Droga Mleczna". Strzał był na tyle potężny, że Mark nie zdołał go obronić i prawie rozerwał siatkę. 2:0 dla Akademii. Znów gwizdek. Sędzia wznowił grę. Piłka znowu wylądowała pod moimi nogami. Rzuciłam Kim i Bellatrix porozumiewawcze spojrzenie. Kiwnęły głową na znak, że rozumieją. Wybiegły przede mnie i wzbiły się w powietrze. Podrzuciłam piłkę do góry i również skoczyłam do góry. W powietrzu podałam do Belli, ona podała do Kim. Kopałyśmy ją tak do siebie, a wokół nas zaczęły pojawiać się znaki zodiaku. Kopnęłyśmy we trzy piłkę, krzycząc: "Zodiakalny trójkąt". Znaki zodiaku wraz z piłką, poleciały w stronę bramki. Mark próbował ją zatrzymać "Ręką Majina". Nie udało mu się to. Piłka trafiła prosto do siatki. Kolejny punkt dla nas. Gwizdek sędziego. Skończyła się pierwsza połowa. Przybiłam piątkę z drużyną i zeszłam z boiska. Poszłam do szatni, przebrałam się w swoje codzienne ciuchy. Ściągnęłam perukę z głowy, wyciągnęłam soczewki kontaktowe, zmyłam makijaż. Wyszłam z pomieszczenia, idąc na trybuny. W końcu obiecałam drużynie Raimona, że przybędę na drugą połowę. Kiedy tylko przybyłam na miejsce, rozległ się gwizdek rozpoczynający drugą połowę. Mecz trwał w najlepsze. W drugiej połowie Raimon odzyskał siły. Powoli wyrównywał. Widziałam ten ogień w oczach obu drużyn. Mecz toczył się zażarcie. W końcu jednak po bardzo zaciętej walce, wygrała drużyna Raimona z wynikiem 5:6. Zeszłam z trybun by pogratulować obu drużyną.
CZYTASZ
Miłość nie jest idealna. Xavier Foster x Reader
Short Story!Uwaga! Kilka rozdziałów przenoszę z innej swojej książki, która znajduje się na innym koncie. (Więc to nie plagiat) Po prostu: moja własna, wymyślona historia czytelnika z czerwonym kosmitą.