Spotkanie

204 5 12
                                    

Jestem obecnie razem z drużyną Raimona na Okinawie i poszukujemy tajemniczego "Płomiennego Napastnika". Dlaczego tu jestem i tu robię? Bo "obcy" zaatakowali Japonię. Nonsens. Od początku nie wierzyłam w tą bujdę. Kiedy tylko "obcy" zaatakowali szkołę i wyzwali chłopaków na pojedynek piłkarski, rozpoznałam w kapitanie "ufoludków" Jordana. On mnie nie rozpoznał. Efekt wcześniejszej gry w butelkę. Kiedy chłopcy wygrali z Gemini Storm, pojawił się Epsilon. Super. Wracając do tematu: jestem na Okinawie. Jest bardzo ciepło, a ja siedzę w bluzie i długich, jeansowych spodniach z dziurami na kolanach. Czy mogło być gorzej? Razem z Shawnem i Bobbym spacerowaliśmy po molo. Matko, za każdym razem, gdy patrzyłam w wodę, miałam ochotę zdjąć tą głupią bluzę i wskoczyć do wody. I co z tego, że pod spodem nie mam żadnej bluzki i ktoś mógłby zobaczyć mnie pół nagą?

- Matko, uduszę się.

- A mówiliśmy ci, żebyś nie zakładała tej bluzy? - powiedział Bobby.

- Ale nie myślałam, że będzie tak gorąco. - jęknęłam niezadowolona. - Za chwilę nie wytrzymam i skoczę do wody!

- Chcesz się przeziębić? - spytał Shawn ze zmartwioną miną, przy czym wyglądał jak maleńkie słodziutkie dzieciątko. Ale i tak Xavier był słodszy. NIE! Nawet nie myśl o tym debilu! Zranił cię i zostawił. Masz o nim nie myśleć!

- Ale chyba się nie obrazicie jak nie będę wam robić jedzenia, nie? - spytałam, chodź wiedziałam jaka będzie odpowiedź.

- Będziemy bardzo obrażeni i tylko dużo dobrego jedzonka nam to wynagrodzi.

- To się zastanowię czy wskoczyć do wody i się przeziębić czy zostać na lądzie, w grubej bluzie i się ugotować. - chłopcy jedynie westchnęli zrezygnowali.

- Dobra, wracajmy. Może dziewczyny mają jakieś ciuchy dla ciebie. - uśmiechnęłam się do nich szeroko.

- Jak wy o mnie dbacie. Tylko uważajcie bym się nie stała rozpuszczoną księżniczką.

Kiedy byliśmy już na boisku, miałam ochotę strzelić sobie mentalnego falce palma. Ja tu się grzeję w bluzie, a ci biegają sobie bez koszulek. Czys - ty skan- dal. Podeszłam do dziewczyn.

- Yyyy... macie coś na zmianę?

- A coś się stało? - spytała Nelly, a ja pokazałam jej mój strój. - A no tak. Dobra, wyskakuj z wdzianka!

- Chyba cię słoneczko pogrzało! Nie publicznie! Chcesz by chłopcy nabawili się depresji w tym wieku?!

- W sumie... Racja. Chodź, idziemy. - poszłyśmy do jakiegoś domku. Tam Nelly ze swojej walizy wyciągnęła sukienki, spodenki, spódniczki i bluzeczki. - Do wyboru, do koloru.

Zaczęła się wielka przymiarka. W końcu wybór padł na krótkie, jasno niebieskie, jeansowe spodenki i białą bluzkę na cienkich ramiączkach. Dół bluzki zawiązałam w pętelkę powyżej pępka. Przynajmniej brzuch, ramiona i nogi mi się opalą. Na nogi założyłam sandałki. Włosy związałam w wysokiego kitka (jeśli masz krótkie włosy, to w niskiego koka). Wyszłam z domku i poszłam się przejść. Po chwili usłyszałam czyjeś głosy. Odwróciłam głowę. Shawn i Bobby. A czego ja się mogłam spodziewać?

- Co? Stęskniliście się za mną? Nie było mnie przecież raptem 15 minut.

- Yyyy... można tak powiedzieć. A gdzie idziesz?

- Przejść się. A co? Martwicie się o mnie?

- No, w końcu nie chcemy by stała ci się krzywda.

Nie chcąc słuchać gadki chłopaków o tajemniczym płomiennym napastniku, włożyłam do uszu słuchawki, puściłam swoją ulubioną piosenkę i ruszyłam przed siebie. W czasie spacerku, zahaczyliśmy o budkę z lodami. Krążyliśmy długo po wyspie. Miałam w telefonie pełno selfie. Mieliśmy iść wracać, kiedy ujrzałam znajomą ciemnoczerwoną czuprynę, która przypominała płomień lub tulipana, jak kto woli. Odwrócił się. Tak jak się spodziewałam. Torch. Ciekawe co tu robi? Odwróciłam się do niego plecami by mnie nie zauważył. Oznajmiłam chłopakom, że muszę zadzwonić do siostry. Kiedy odeszłam, od razu napisałam do Gazella o miejscu pobytu Torcha. Od razu dostałam odpowiedź. Nie wiedział. Po chwili podeszli do mnie zawodnicy Raimona wraz z Tulipanem.

- Ej (T/i), to Claude Beacons. Ponoć jest "Płomiennym Napastnikiem". - powiedział Bobby.

- Na prawdę? Ooo to dobrze. Chodźmy. - Torch patrzył na mnie zdziwiony. Pewnie nie spodziewał się mnie. Posłałam mu spojrzenie mówiące: "Masz mnie nie wydać i udawać, że mnie nie znasz. Inaczej zginiesz tragicznie".

Poszliśmy na boisko. Ja wróciłam do menadżerek, a chłopaki przedstawili "Płomyczka" - jak to miałam w zwyczaju go nazywać - reszcie drużyny. Mark postanowił poddać go próbnemu testu. (nie wiem jak to odmienić) Zaczęłam się im przyglądać. Poziom gry Torcha był wyższy od drużyny Raimona. Czego się można było spodziewać po uczniu Gwiazdy? Po rozgrywce pojawił się Xavier. Pięknie. Jeszcze mi go tu brakowało. Kiedy nasze spojrzenia skrzyżowały się ze sobą, najpierw w jego oczach spostrzegłam zdziwienie, potem smutek, który w końcu zamienił się w obojętność. Ujawnił "prawdziwą" tożsamość ognistowłosego, a potem go zabrał, znikając w jakimś tunelu (?)

Time Skip

Minęło już kilka dni od kiedy zdarzyła się ta dziwna sytuacja i od kiedy Axel - znany bardziej jako Płomienny Napastnik - dołączył z powrotem do drużyny. Właśnie rozmawiałam z Nelly o kolejnym meczu przeciwko "UFO", kiedy dostałam smsa od Gazell'a z prośbą o spotkanie. Od razu pożegnałam się z dziewczyną i czym prędzej pobiegłam w stare miejsce spotkań, czyli plażę. Kiedy dotarłam na miejsce, czekali tam na mnie Gazelle i Torch.

- Hejka chłopaki. Coś się stało? - spytałam.

- Dlaczego nam nie powiedziałaś, że chodzisz do Raimona? Biedny Jordan przez tydzień miał wyrzuty sumienia, gdy się dowiedział, że ci szkołę rozwalił.

- Wo wo wo... No to nieźle... A wracając do waszego pytania. Nic wam nie mówiłam, bo nie uważałam tego za stosowne.

- Co?! Ty chyba masz coś nie tak z głową!

- No nie wiem... Lekarze mówili, że jestem zdrowa... ale nigdy nic nie wiadomo. - zrobiłam na wpół poważną, na wpół rozbawioną minę.

- Nawet tak nie żartuj! Martwiliśmy się o ciebie. Nawet nie wiesz jak bardzo. Każdego dnia prosiliśmy tego kogoś kto tam w niebie urzęduje, byś nie trafiła na jakiś zboczeńców!

- Oooo... Jak słośko... Aż mi się chce płakać. A tak na poważnie. To nawet nie myślcie, że dała bym się im omamić. Dostali by z prawego, potem z lewego sierpowego i było by po sprawie.

- No! Nasza dziewczynka! - wtem usłyszałam czyjeś kroki. A potem ten głos, który z jednej strony kochałam, a z drugiej nie cierpiałam..

- Cześć (T/i)...

- Żegnam. Pa chłopaki. - odeszłam od nich szybkim krokiem. Słyszałam ich krzyki, ale lekceważyłam je. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Widok twarzy zielonookiego, który kilka miesięcy wcześniej był moim chłopakiem, wielką miłością był... nie do zniesienia. Musiałam o nim zapomnieć. Jak najszybciej.

Miłość nie jest idealna. Xavier Foster x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz