•10• cz. 2

739 111 34
                                    

Impreza ledwo minęła punkt kulminacyjny, zjedzono tort i zdmuchnięto świeczki, a Nataniel już odprowadzał go do toalety, bo zrobiło mu się niedobrze. Sam nie stał prosto, ale miał to szczęście, że po alkoholu rzadko brało go na wymioty. Olek zaś już ledwo kontaktował.

— Jak z dzieckiem — zrzędził mu nad uchem, przytrzymując go za jedno ramię. Dokazywanie trochę polepszało mu nastrój. — Na twojej osiemnastce pewnie będziemy wpłacać kaucję do aresztu?

Olek nieprzytomnie pokiwał głową i od razu złapał się za usta.

— Nie tutaj! — syknął Nataniel, przyspieszając kroku. — A najlepiej to wcale! Ile wypiłeś?

— Czy...

Chłopak zanotował w myślach, żeby pozwalać Olkowi tylko na jedną, opcjonalnie dwie szklanki. Kiedy widział go jednak w takim stanie, nie mógł powstrzymać się przed nieszkodliwymi zaczepkami. Aleksander był uroczy. Mógłby mu to nawet powiedzieć, a on by przytaknął, zasnął i na drugi dzień nic nie pamiętał. Pijany stawał się także marionetką w rękach innych. Nie zadawał pytań, nie kwestionował rozkazów, tylko robił, co mu kazano. Czasami był to minus. Ale gdy na jednej z imprez ktoś rzucił, aby chłopcy zdjęli koszulki, Olek jako pierwszy zaczął świecić klatą, zachęcając innych. I na to Nataniel nie narzekał.

Nareszcie trafili do toalety, przed którą stała para dziewczyn. Spojrzały na pijanego nastolatka i zachichotały, a trzymający go przyjaciel tylko poprawił uścisk i uśmiechnął się do nich czarująco. Potem wepchnął Olka do jednej z kabin.

— Droga wolna. — Wskazał na muszlę, ale jego towarzysz zmrużył oczy i nic nie odparł. Nawet się nie pochylił. — Chciałeś wymiotować, tak? — przypomniał mu.

A Olek pokiwał głową — bo tylko do tego był zdolny. Nie rozszerzając powiek, zerkał to raz na Nataniela, raz na sedes.

— Nie...

— Nie wierzę — przerwał mu przyjaciel. — Raz powiedziałeś, że nie chcesz, a potem odkupywałeś jakiejś dziewczynie buty. Zostaniemy tu, póki serio ci nie przejdzie.

No i czekali. Dobre pół godziny, może trochę więcej.

Przez ten czas rzadko kiedy spuszczali z siebie wzrok, Olek zbyt niekontaktowny, a Nataniel za odważny na odwrócenie spojrzenia. Do toalety wchodziło co jakiś czas parę osób. Niektórzy zwracali na nich uwagę, ale szybko gdzieś ona znikała. Dla komfortu swojego i innych postanowili stanąć pod oknem, by nie zajmować kabiny. I Nataniel, mimo że podpity, uśmiechnął się w którymś momencie. Dawał dobry przykład starszego brata, opiekując się Olkiem. On mu da młodszą siostrę.

Ze stanu zawieszenia wyrwał ich wchodzący do toalety Czarek. Nataniel rozpoznał go bardziej przez uśmiech niż jakieś kontury jego postaci. W końcu tylko on uśmiechał się nieustannie od początku imprezy.

— Nareszcie was znalazłem! Chodźcie, gramy w pijaną butelkę. Zero wymówek!

I, choć Cezary miał zdecydowanie mocniejszą głowę w porównaniu do Olka (a taką chyba ma każdy), też zwykle przesadzał. Najwyraźniej jednak postanowił przestrzegać własnej zasady i zapamiętać urodziny jako zabawę, a nie rzyganie do toalety.

Nataniel spojrzał na Aleksandra i stwierdził, że może wszystko będzie dobrze. Po tak długim czasie chyba już nie zwymiotuje.

No i poszli za prowadzącym ich nie wiadomo gdzie Czarkiem.

Impreza powoli przygasała. Parę osób upiło się tak, że wcześniej wrócili do domu albo leżeli teraz pod ścianami i na tarasie. Pozostali nie tylko najwytrwalsi, ale również ci, którzy woleli się bawić i miło spędzać czas, nie zaglądając do kieliszka.

Kiedy Jaskółka kocha Ziębę ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz