•13•

805 102 109
                                    

Nataniel kochał Święta, i to pewnie jedyna rzecz, która nigdy się w nim ani nie zmieniła, ale nie zmieni na przestrzeni lat. Choć większość ludzi miała już zapewne dość świątecznych piosenek, szału w sklepach związanego z prezentami i ozdóbkami na choinki oraz do domu, on uśmiechał się tak szeroko, jak potrafił tylko raz w roku. Nie dręczyły go już żadne negatywne myśli — czy to Daria, ledwo co zdana chemia, a nawet ten denerwujący głos oznajmiający, że właśnie siedzi przy stole obok znienawidzonego kuzyna i swojej równie wrednej ciotki.

Bo liczyła się tylko magia Świąt i pozytywny zawrót głowy związany z niejasnym przeczuciem, że z dnia na dzień staje się lepszym człowiekiem.

— Nałożyć ci ryby, Natanielu?

Głos ciotki wyrwał go z rozmyślań. Zerknął na nią pobieżnie, hamując wredny uśmieszek, który już nasuwał mu się na usta, gdy tylko zobaczył, że kobieta ma na swetrze kawałki bigosu.

— Nie, dziękuję.

Skoro ona nie mogła zdzierżyć jego imienia, uważając je za dziwne i wymawiając je takim pretensjonalnym tonem, to on nie musiał zwracać się do niej per „ciociu".

— A ty, synku?

Patryk kiwnął głową i podsunął jej talerz. Nataniel miał niejasne przeczucie, że coś mu to przypomina. On — wyrzutek bez ojca, traktowany chłodno i nieuprzejmie. Jego kuzyn — wyjątkowo tępy osiłek, a przy tym oczko w głowie wujostwa, które zawsze dostaje to, czego chce.

Ach, no tak.

Był w tym wszystkim Harrym Potterem.

— Jak ci szły przygotowania do Świąt? — zapytała pani Jaskólska, nakładając sobie kawałek makowca. — Bez Adama chyba miałaś sporo na głowie?

Chociaż wujek nie mógł uczestniczyć w obiedzie, bo był na zagranicznym wyjeździe, ciotka uśmiechała się tak, jakby właśnie rezerwował dla nich miejsce w pięciogwiazdkowym hotelu.

Natanielowi coś się przypomniało — parę lat temu, kiedy rozpoczął mu się okres buntu, pożarł się z siostrą mamy o te wyjazdy — zasugerował, że wujek Adam woli pracę od swojej rodziny, co nie było aż takim odbieganiem od prawdy jak sądziła ciotka. Zrobił to jednak z jednego powodu — ta stwierdziła uprzednio, że mama nie daje sobie rady z wychowywaniem go, bo bez ojca stanowiącego przykład do naśladowania Nataniel będzie niekompletny. Cokolwiek to miało znaczyć, bardzo go uraziło. Od tamtej pory nie dość, że nie lubili się jeszcze bardziej, to ciotka Dorota nie wspominała o jego zmarłym tacie, a on z kolei ignorował istnienie wujka.

— Skąd, z Patrykiem jakoś daliśmy sobie radę — odparła, jak zwykle zarozumiale. Może to była wina obecności Nataniela, a może ona była taka nawet dla swojej siostry? — Natanielu, nie smakuje ci? Prawie nic nie zjadłeś.

Spojrzał na nią z uniesioną brwią. Nic? A te dwie porcje bigosu i ciasto to co?

— Przed przyjazdem już trochę zjadłem — skłamał. W domu ciotki on i jego mama mieli prawdopodobnie najmniejsze żołądki, a mimo to nie chciał aż tak bardzo godzić w dumę kobiety. Chociaż gdyby gotowała lepiej, na pewno coś by jeszcze w siebie wcisnął. — Nie jestem głodny.

Patryk, który właśnie skończył pożerać kolejną rybę, zerknął na niego kątem oka. Pewnie każdy, kto wszedłby w tej chwili do pomieszczenia i zobaczył tych dwóch nastolatków siedzących obok siebie przy stole, stwierdziłby, że to nie kuzyni. Nataniel siedział wyprostowany (a raczej spięty, jak zwykle w trakcie odwiedzin u ciotki), był wysoki i szczupły, zaś Patryk pochylał się nad talerzem tak nisko, że prawie dotykał brodą obrusu. O nadwadze i byciu niższym od kuzyna o co najmniej głowę nie wspominając.

Kiedy Jaskółka kocha Ziębę ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz