•14•

794 102 71
                                    

Rozejrzał się dookoła, aby upewnić się, że wszystko jest na swoim miejscu. Talerze z dwoma rodzajami ciast (sernik i orzechowiec — tu mama i on nie mieli żadnych sprzeciwów) stały na stole okrytym granatowym obrusem, a zaraz obok nich znajdowały się półmiski wypełnione sałatkami, chipsami i orzeszkami ziemnymi. Napoje chłodziły się w lodówce, do której zajrzał chwilę przed przystąpieniem do krojenia ogórków, a Tenis, który na początku przygotowań chodził od kuchni do salonu za Natanielem lub Joanną, po jakimś czasie się poddał i położył pod stołem. Trzeba było jednak przyznać, że jego właściciel przeliczył się co do tego, jak duży urośnie psiak — chłopak zakładał, że szczeniak będzie mały, zaś prawie półroczny zwierzak nadal rósł i już prawie sięgał mu do połowy łydek. Szczęśliwie wielkość szła w parze z odwagą, bo Tenis nie piszczał i nie zatrzymywał się już na spacerach na widok obcych ludzi. Pod tym względem Nataniel naprawdę się cieszył.

Myślał, że zmiany zachodzące w szczeniaku są dość oczywiste, ale gdy mama podczas nabijania sera na wykałaczki stwierdziła, że sam przeszedł gruntowną przemianę, całkiem go tym zaskoczyła. Może to przez to, że zmiany zachodziły w nim bardzo powoli, odczuwał, jakby zawsze był taki jak w tej chwili? Trudno było mu jednoznacznie orzec, które cechy charakteru dominowały w nim na początku roku szkolnego, choć od pierwszego września minęły zaledwie cztery miesiące. Ale kiedy przypomniał sobie swoją pierwszą pozaszkolną rozmowę z Idą i to, co wtedy myślał, poczuł na plecach zimny dreszcz. Strachu? Obrzydzenia?

Bo dziś nie wyobrażał sobie, że zamiast pocieszać kogoś w trakcie ataku płaczu, po prostu uciekłby z kawiarni, aby obcy ludzie na niego nie patrzyli i o nim nie szeptali.

Milczący od paru dni głosik w jego głowie jakby na zawołanie stwierdził, że Nataniel jest okropny. Jednak z takim samym przekonaniem, jak to oznajmił, chłopak go zignorował i dalej kroił ogórki w kostkę. Westchnął tylko głęboko, zastanawiając się, ile tak naprawdę się w nim zmieniło i czy ta zmiana wyszła mu na lepsze. Pomijając to, że nie był już takim egoistą, aby martwić się jedynie o siebie, niekiedy nadal przekładał swoje uczucia ponad wszystko inne. Tak jak było w trakcie obiadu u wujostwa w Wigilię, albo wtedy, gdy stwierdził, że nie zaprosi do siebie na Sylwestra Darii, mimo iż reszta jego paczki (prócz Idy i wiecznie obojętnego Doriana) wyraźnie by się z tego ucieszyła.

— Nie aż tak drobno. — Usłyszał za sobą głos Joanny, która zerkała mu przez ramię. — I uważaj na palce.

— Tak jest — odparł, chwilę później ledwo unikając rozcięcia na kciuku. O ile pani Jaskólska tego nie zauważyła, nie musiał się tym martwić.

Parę minut później koreczki składające się z kawałków sera, ogórka, pieczarek i pomidorów koktajlowych były gotowe. Kiedy Nataniel układał talerz z nimi na stole w salonie, Tenis podniósł się i usiadł przy jego nogach. Co jak co, ale był wyjątkowo wychowany. Nie bez powodu nastolatek mianował swoją mamę najlepszą treserką psów w okolicy.

— Idź po piłkę — poinstruował go. — Pobawię się z tobą.

Tenis czmychnął do kuchni, aby z posłania wyciągnąć wcześniej wspomniany przedmiot. To, że wrócił z piszczącą kostką, nie grało większej roli.

Nataniel rzucił mu zabawkę zaledwie parę razy, a już usłyszał odgłos dzwonka do drzwi. Dobrze wiedział, kto przyszedł jako pierwszy (a składało się na to coś więcej niż fakt, że ten gość mieszkał najbliżej). Rzucił Tenisowi kostkę jeszcze raz i poszedł otworzyć, a chwilę później ucieszony piesek potruchtał za nim. Gdyby już opanował do perfekcji sztukę przynoszenia rzucanego przedmiotu, byłoby jeszcze lepiej.

Olek ściskał w dłoniach wielką michę sałatki owocowej owiniętej sreberkiem, aby nie napadał do niej śnieg. Policzki miał zaczerwienione, ale uśmiech nie schodził mu z twarzy mimo zimna. Nataniel przez chwilę rozważał możliwość, że jego przyjaciel zamarł z tym uśmiechem z powodu chłodu, jednak znał go zbyt długo, aby tak myśleć.

Kiedy Jaskółka kocha Ziębę ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz