— Dobra, słuchać mnie, bo nie będę się powtarzać — rzuca Mobius. — Idziemy po raz pierwszy w nieznane rozszczepienie, w którym spędzimy na pewno więcej czasu nich dotychczas, dlatego bardzo bym was prosił, byście trzymali się blisko siebie. Jeżeli się pogubimy, możemy szukać wiatru w polu.
— Przestań traktować nas jak przedszkolaki — westchnęła Sylvie, wywracając głową. — Róbmy, co mamy robić i wracajmy z nowym wariantem.
— Zmierzamy do Asgardu — napomknął Loki. — Nie chcę się przechwalać, ale mam największe doświadczenie na tym polu, więc to raczej wy musicie trzymać się mnie.
— Ty nie bądź taki pewny, książę — syknął na niego agent, przejeżdżając palcami po kamieniu czasu. — Nikt nie powiedział, że będzie to ten sam Asgard.
— Tak czy siak, sądzę, że choć w minimalnym stopniu będzie go przypominał.
Mobius wziął głęboki wdech z zamiarem wypowiedzenia ostatnich słów, ale powstrzymał się w odpowiednim czasie.
Cała trójka stanęła w równym szeregu, czekając, aż agent otworzy dla nich portal. Wreszcie w powietrzu pojawiły się pomarańczowe iskry, zaczynające się rozszerzać i coraz bardziej przypominać kształtem neonowe wrota.
— Powodzenia — rzucił Mobius 2.0, stojąc wraz z Głównym Lokim i B-15 po drugiej stornie korytarza.
— Przyda się, dzięki — westchnął drugi agent, przekraczając jako pierwszy próg portalu.
Loki oraz Sylvie wymienili niepewne spojrzenia, po czym także postawili krok w nowym miejscu.
Nagle opustoszały korytarz zniknął im z oczu, tak samo, jak ich przyjaciele. Zamiast tego cała trójka poczuła na twarzach przyjemny powiew wiatru i promienie słońca, łaskoczące ich skórę.
Asgard.
Towarzysze znaleźli się na pałacowym dziedzińcu, z którego mieli wspaniały widok na całe miasto. Jasne ściany przyozdobione były świecami oraz bujną, zieloną roślinnością. Z sufitów spadały lampiony, na których metalowych tackach paliły się wysokie, złociste płomienie. Na samym środku znajdowała się marmurowa fontanna o trzech misach, a z każdej spadała krystalicznie czysta woda.
Podczas gdy Mobius próbował odnaleźć współrzędne na swoim TemPadzie, Sylvie podeszła do zimnej, kamiennej balustrady, przyglądając się widokowi tętniącego życiem miasta, opływającego w złoto i dostatek. Tuż za nim rozciągał się wielkie, błękitne morze, które zmierzało do wodospadów i spadało w nicość. Po niebie latały białe gołębie, ale od czasu do czasu krążyły tu także czarne kruki, płoszące mniejsze ptaki na swojej drodze.
Sylvie złapała szybko powietrze nosem, czując nagle, jak zaczyna jej go brakować. Przycisnęła dłonie do marmuru, słysząc przyspieszone bicie jej serca.
Ledwo pamiętała Asgard ... ale mimo wszystko pamiętała. A teraz odczuwała tak silne déjà vu, że niemal nogi uginały się jej pod poczuciem przynależności do tego miejsca. Jeszcze nigdzie nie poczuła się tak ... komfortowo. Była w miejscu, do którego wiedziała, że chce wrócić.
Ale tkwił w tym szkopuł. Ten Asgard, choćby podobny kropla w kroplę do jej domu, nie był i nigdy nie będzie jej domem.
— Wspomnienia? — zapytał Loki, stając obok niej, z dłońmi splecionymi za plecami. Spojrzał na boginię z ukosa, próbując dostrzec wyraz jej twarzy.
Zmarszczył nieco czoło, zauważając ból w oczach Sylvie. Zupełnie jakby widok Asgardu tylko bardziej ją dobijał, niż napawał szczęściem.
— Sylvie? — szepnął, kładąc dłoń na jej ramieniu.
Kobieta, czując na sobie dotyk boga kłamstw, zamrugała kilka razy, hamując w sobie nieodpartą ochotę na chwilę słabości. Pociągnęła wymijająco nosem, krzywiąc tylko twarz.
— Nie, żadne wspomnienia — zaprzeczyła. — Zwykłe déjà vu.
Loki pokiwał głową, ale nie dlatego, że rozumiał, a że mówił przez to „ładnie próbujesz kłamać". Nie naciskał, skoro widział, że rozmowa na ten temat niełatwo przeszłaby jej przez gardło.
— Szukamy tego Króla Lokiego czy nie? — zapytała, może nieco ostrzej, niż w rzeczywistości zamierzała.
— Nie sądzę, że trzeba go szukać — Loki rozejrzał się po dziedzińcu. — Skoro nie widać żadnej zabawy w mieści, jak znam siebie, będzie w sali tronowej.
— A sala tronowa jest w...? — wtrącił się Mobius, szukając wzrokiem odpowiedniego kierunku.
— W tamtą. — Ręka Lokiego wskazała korytarz po prawej.
Ruszył przodem, torując drogę swoim przyjaciołom. Po pewnym czasie jednak zaczął dostrzegać jakieś dziwne zmiany, zachodzące w korytarzach. Niektóre pomieszczenia były przesunięte o kilka drzwi dalej, inne nawet nie istniały. Jednak według boga kłamstw takie rozwiązania były z pewnością wygodniejsze; rozplanowane tak, jak on sam by to zrobił.
Loki zorientował się także, że on, Sylvie i Mobius powinni zmienić nieco ubiór, żeby nie rzucać się aż tak w oczy. Przechodzące służki albo damy dworu patrzyły się na nich jak na dziwolągi, a bóg kłamstw zaczął żałować braku przygotowań, gdy tylko natknęli się na pierwszą grupę strażników. Biegli w ich stronę, jakby tylko czekali, aż się pojawią.
— To oni! — zawołał jeden z żołnierzy, przystawiając włócznię do twarzy Lokiego.
Brunet odchylił się, unosząc ręce w geście poddania.
— Ostrożnie, jestem książę Loki — syknął na nich wrogo.
— Chyba król — szepnął do niego Mobius.
— Skąd wiedzieli, że tu jesteśmy? — zdziwiła się Sylvie.
Brunet skierował lekko głowę w prawo, dostrzegając kopułę na końcu miasta oraz prowadzący do niej tęczowy most.
— Cholera, Heimdall ich powiadomił — charknął cicho. — A mówiłem, żebyś oddał mi moje stare ubranie — wyrzucił Mobiusowi.
— Miałem ci je posklejać z popiołów? — wycedził przez zęby.
— Ruszcie się, idziecie z nami — rozkazał im jeden ze strażników, dźgając Sylvie w plecy.
Przyjaciele pokornie ruszyli przed siebie.
— Spójrzmy na to z innej strony — dodał agent. — Doprowadzą nas do Króla, więc niejako rozwiązują nasz problem.
— Taa, albo wtrąca nas do lochów — parsknął brunet.
— Zamknijcie się obaj — warknęła na nich Sylvie.
CZYTASZ
Different similarity || Loki (2021)
FanficLoki i Sylvie znaleźli się w zupełnie innych liniach czasu. Odseparowani od siebie próbują znaleźć sposób, aby znów spotkać się w jednym TVA, gdzie przy pomocy Mobiusa przygotują się do obrony Świętej Osi Czasu. Ale dwóch bogów kłamstw i jeden agen...