Może i akta nie potrafiły podać Sylvie odpowiedzi, ale jeśli Loki naprawdę sądził, że się go posłucha, to był w bardzo, ale to bardzo grubym błędzie. Jeśli będzie trzeba, przetrząśnie całą tą agencję do góry nogami i sprawdzi każde przejście, aż wreszcie dopadnie Amorę i wymierzy sprawiedliwość.
TVA nie miało już tak rygorystycznej ochrony, więc przechodzenie z jednego korytarza do drugiego było dziecinnie proste. Bogini wypatrywała jedynie, czy na którymś z zakrętów nie czai się Główny albo B-15. Nie miała najmniejszej ochoty na sprzeczki z nimi, dlatego oglądała się za siebie i przed siebie, prąc naprzód. Otwierała każde napotkane drzwi, za którymi znajdowały się cele.
Gdy kładła już dłonie na ostatnim przejściu w tym korytarzu, pojawiła się na nich siatka, zbudowana z wiązek zielonozłotej magii. Sylvie cofnęła się na krok. Westchnęła tylko, wiedząc, że już zdążyła narazić się wariantowi. Ostentacyjnie odwróciła się, biorąc pod boki.
— A ty co, mój pies obronny? — syknęła.
— Grzeczniej — skarcił ją, śląc piorunujące spojrzenie. — Głucha byłaś, gdy kazał ci nie szukać guza?
Zachichotała szyderczo.
— Czyli jednak jesteś tu w roli mojego psa obronnego. Co on ci powiedział? Że masz mnie chronić? Loki słucha się innego Lokiego?
— A on może nie słucha się ciebie? Mogłabyś się czasem odwdzięczyć. To nie boli.
Sylvie uniosła brwi, jakby Główny mówił do niej w jakimś starokosmicznym języku.
— A kim ty jesteś, żeby prawić mi takie morały?
— Bez obrazy, ale pochopne działanie nigdy nikomu nie wychodzi na dobre. Jeśli chcesz, proszę wchodź i daj się zabić. Tylko idiota by się do tego posunął, no ale przecież ty to co innego. Nic cię tu nie trzyma, prawda?
Bogini zmrużyła oczy, zastanawiając się, czy na pewno stoi przed nią Główny wariant. Niby gadał jak zawsze, dużo i czasem bez sensu, ale jednak z drugiej strony kierowała nim... jakaś troska. Nie, to kompletnie bez sensu. Jedyne, o kogo mógłby się troszczyć, to o samego siebie.
— Mówisz tak, bo boisz się Lokiego? — zaczęła konkludować. — Jeżeli coś mi się stanie, on odeśle się znów na statek, do Thanosa. Tego się obawiasz, prawda?
— Twój Loki może mi naskoczyć.
— On nie jest „mój". Jeśli za tymi drzwiami jest Amora, muszę tam wejść. Jeśli tak bardzo trzęsiesz portkami, możesz wejść ze mną i pilnować.
— Przyznaj, że po prostu nie umiesz usiedzieć na miejscu.
— Tu nie ma do czegoś się przyznawać! Otwieraj te drzwi!
— Dobra.
Główny Loki zacisnął dłoń w pięść i przesunął w stronę twarzy. Wiązki zniknęły, a Sylvie mogła wreszcie wejść. Otworzyła z impetem drzwi, aż te uderzyły o ściany i wparowała do środka, gotowa zatłuc wiedźmę na miejscu.
Wryło ją w ziemie, gdy zobaczyła, że poza stołem, dwoma krzesłami i rzutnikiem nie było tu absolutnie nikogo. Rozejrzała się dokładnie, ale naprawdę nie znalazła Amory. Towarzyszył jej tylko cichy śmiech Lokiego.
— Gdzie ona jest? — warknęła na granicy furii.
— No — wzruszył ramionami — na pewno nie tutaj.
— Ty draniu, gadaj, gdzie ją przetrzymujecie.
— No i co byś zrobiła? Pogadała z nią czy od razu rzuciła się z magią i tłukła do nieprzytomności.
W odpowiedzi cisnęła w niego zieloną wiązką, ale Loki zrobił niewielki unik, nie musząc nawet poruszać nogami. Nie były to jakieś zabójcze pokłady mocy, a raczej śmiesznie mały zielony dymek, który co najwyżej mógłby przyprawić o zwrot głowy.
— Widzisz? — powiedział spokojnie. — Choćbyś nie wiem jak chciała, nie dasz jej rady. Nie w tym stanie.
— Zamknij się, nie masz prawa mnie oceniać!
— Ja tylko mówię, co widzę.
— To przestań.
— Sylvie, bądź rozsądna. Nie jesteś jeszcze gotowa.
— Przestań prawić kazania. Zachowujesz się jak on.
— Jakby nie patrzeć, dzieli nas jakieś sześć lat różnicy. Jesteśmy do siebie baaardzo podobni. Nie odciągnę cię, jeśli będziesz chciała ją zabić, ale Amora jeszcze może nam się przydać.
— Niby do czego?
Loki zbliżył się o krok, posyłając jej tajemniczy uśmiech.
— Zamierzamy ją trochę zresocjalizować.
— Resocja... ŻE CO?!
Krzyk bogini poniosły ściany, przez co jej głos niemal wstrząsnął murami.
— Nie mój pomysł, tylko drugiego mnie.
— Ale to... Jak... Nie możecie tego zrobić?! Ona jest wariatką! Nie można jej ufać!
— A tobie już można, tak?
— A co to miało znaczyć?
— Jesteś trochę za bardzo spięta. Pozwól, że przypomnę ci, jak bardzo można ci zaufać.
Usłyszała dźwięki bardzo podobne do tego z TamPada. Nim się spostrzegła, konsola już błyszczała w dłoniach Lokiego a pod nią pojawił się portal, obramowany czerwoną poświatą. Sylvie spadła, gdy tylko osunął jej się grunt pod nogami.
— Choć przez chwilę będzie z nią spokój — westchnął.
CZYTASZ
Different similarity || Loki (2021)
FanfikceLoki i Sylvie znaleźli się w zupełnie innych liniach czasu. Odseparowani od siebie próbują znaleźć sposób, aby znów spotkać się w jednym TVA, gdzie przy pomocy Mobiusa przygotują się do obrony Świętej Osi Czasu. Ale dwóch bogów kłamstw i jeden agen...