[46]

186 11 0
                                    

Drzwi lekko zaskrzypiały, kiedy bóg kłamstw opuścił komnatę, poprawiając ścisły kołnierz na szyi. Jego elegancki, skórzany strój odbijał promienie w blasku słońca, przez co rękawy i pierś Lokiego przypominały obsypane złotem.

Mobius wyciągnął nos z TemPada, odrywając plecy od ściany i mierząc przyjaciela wymownym, roześmianym spojrzeniem, zaczynając już po chichu chichotać pod nosem.

Loki zlustrował go ostrzegawczym spojrzeniem.

— Skomentuj, a stracisz zęby i wąsy — syknął, wymierzając w agenta palcem.

— Nie zamierzam, bo kompletnie tego nie rozumiem — prychnął. — Wierz mi, mój świat właśnie wali się w gruzy. Dajesz mi kolejny powód by sądzić, że Loki działają poza wszelką logiką.

— Och, już przestań — machnął dłonią. — To, że jesteśmy jedną osobą to czysta teoria, więc nie zadręczaj sobie tej siwej główki naszymi problemami.

— Słuchaj, nie będę tego komentował, ale miałbym do ciebie jedno pytanie. Co ty w zasadzie chcesz zrobić?

Loki zmarszczył czoło, wzruszając ramionami z niezrozumienia.

— Jeszcze przed Asgardem pytałeś się mnie, czy można Sylvie ufać, a teraz co? — rzucił pospieszne spojrzenie w stronę komnaty, gdzie jeszcze za zamkniętymi drzwiami przebywała bogini. — To jakieś twoje śledztwo? Sprawdzasz swoje granice? Ciekawi cię jak daleko możesz się posunąć przy jednoczesnych wątpliwościach?

Bóg kłamstw wziął się pod boki, spuszczając głowę ze zrezygnowaniem. Jeden z jego czarnych loków opadł mu na czoło.

— Rób tak dalej, aż wreszcie nie podniesiesz się po tym psychicznie — dodał agent.

— No i zepsułeś mi dzień — westchnął, zaczesując włosy do tyłu.

— Trudno, wolę ci go zepsuć, niż patrzeć jak popadasz w sieć uczuć, których nie rozumiesz.

— Po co się w to mieszasz?

— Bo jesteś moim przyjacielem. A przyjaciele sobie pomagają. Tego też nie rozumiesz?

Loki przełknął tylko ślinę, zawieszając oddech w płucach.

— Gdzie ona jest? — zapytał Mobius.

— Dołączy do nas później — odchrząknął. — Chodźmy. Niech Wasza Wysokość nie czeka.

***

Sylvie dopięła ostatnią zapinkę w kostiumie, poprawiając jeszcze skórzany rękaw, by ostatecznie przeczesać włosy i schować miecz do pochwy. Zarzuciła prześcieradło na łóżko, by nie wdepnąć w nie po raz kolejny. Odwróciła się w stronę lustra, podchodząc do niego ze skupionym wzrokiem. Niby była taka sama jak zawsze, a mimo to patrzyła na siebie jakby oczami innej osoby. Czuła się jakby bardziej doceniona, bardziej usatysfakcjonowana, jakby ktoś oblekł ją jasną poświatą, sprawiającą, że błyszczy się w promieniach.

Odbicie nagle lekko się rozmyło. Sylvie zmrużyła oczy, próbując zobaczyć w szkle swoją twarz, ale jej kontury były zbyt rozmyte. Nienaturalnie rozmyte.

— Dzień dobry — rozległ się cichy, słodki głos za jej plecami.

Bogini odruchowo chwyciła za rękojeść, odwracając się z mieczem w dłoni. Naprzeciwko niej stała Amora we własnej osobie. Bogini kłamstw ledwo ją poznała, chociażby przez wzgląd a jej ubiór. Nie nosiła już śnieżnobiałej sukni ślubnej, tylko szeroką, zieloną w kształcie leja. Jej jasne, falowane włosy były ściśle upięte w wysoki kok;  jedynie kosmyki najbliżej twarzy pozostawały spuszczone luzem.

Sylvie spojrzała na nią krzywo, opuszczając nieznacznie ostrze.

— Jesteś typem wojowniczki — zauważyła czarodziejka. — Tak podejrzewałam. Twoje wrogie, nieufne spojrzenie cię zdradziło. Widziałam je już na weselu.

— Propos wesela to ono się chyba jeszcze nie skończyło — brew Sylvie uniosła się. — Królewski, asgardzki ślub powinien trwać co najmniej cztery dni. Czyżby tutejsza tradycja była inna od tej mi znanej?

Twarz Amory rozświetlił tajemniczy uśmiech.

— Masz racje, przyjęcie wciąż trwa. W nocy udała się na spoczynek, ale właśnie miałam zamiar wrócić na ucztę.

— To co tu robisz?

Czarodziejka rozplotła dłonie, które do tej pory zwisały przed nią, podchodząc powolnym krokiem, jakby ostrzegającym.

— Chciałam poczekać na mojego męża, ale zauważyłam, że poszli do niego jedynie agent i wariant Lokiego. Stwierdziłam, że musisz być jeszcze w komnacie, więc postawiłam dotrzymać ci towarzystwa.

— Rozczaruję cię, laleczko, ale ja także zamierzała do nich dołączyć, także wybacz, ale nici z twoich planów.

Minęła Amorę, nie szczędząc jej przy tym spojrzenia pełnego pogardy i wrogości. Nie zamierzała się z nią bratać, nie zamierzała nawet z nią rozmawiać. W jej osobie wyczuwała unoszące się w eterze niebezpieczeństwo. Niewinna postawa była tylko przykrywką dla mocy, drzemiącej wewnątrz niej.

Chwyciła za klamkę drzwi, nadal obserwując czarodziejkę, jednak nie przypuszczała, że może być ona tak nadzwyczajnie szybka. Zjawiła się przy niej w ułamku sekundy, a jej ciało emanowało poświatą. Oczy jarzyły się przerażającą, świetlistą zielenią. Zakleszczyła palce na dłoni Sylvie — tej, którą otwierała drzwi.

— Chyba jednak będę nalegać — szepnęła prosto w jej twarz.

Cisnęła w boginię zaklęciem, które posłało ja na przeciwległą ścianę. Sylvie uniosła wzrok, niemal w tej samej chwili odwdzięczając się jej pociskiem za pocisk. Czarodzieja zręcznie ominęła kulę energii, ale nie znała jeszcze możliwości swojej przeciwniczki. Bogini podbiegła do Amory, zamachując poziomo mieczem, raniąc tym samym czarodziejkę w ramię. Żona Króla cofnęła się, wydając krzyk bólu.

— Chcesz więcej? — syknęła Sylvie.

Nie czekała na jej odpowiedź. Rzuciła się z ostrzem na przeciwniczkę. Amora zwietrzyła okazję, dzięki czemu zniknęła nagle z jej pola widzenia, a pojawiła się tuż za nią, posyłając na jej plecy ogromne pokłady mocy, które zdołała zgromadzić w rękach. Bogini została rzucona na ścianę, i tym razem już tak szybko się nie podniosła.

— Wybacz, że cię tak traktuję, ale nie pozwolę odejść Lokiemu w nieznany świat, z którego może nie wrócić — syknęła. — Nie martw się, nie zabiję cię. Ale twój stan kupi mi trochę czasu. A może i zmieni zdanie twoich towarzyszy.

Sylvie zauważyła, jak kamienny wazon, z którego zeszłego popołudnia wyrzuciła kwiaty, unosi się w powietrze, a pod wpływem zaciśnięcia przez Amorę pięści, rozkrusza się na mniejsze kawałki.

— No chyba, że nie jesteś tak twarda, za jaką cię uważam — dopowiedziała siarczyście czarodziejka.

Jej ręka wykonała szybki ruch, jakby czymś rzuciła. Sylvie zobaczyła tylko zieloną poświatę, nawet nie wiedziała, czy nie były o tylko przywidzenia. Ale gdy po jej brzuchu rozszedł palący bólu, nie miała już wątpliwości. Jęknęła, zaciskając zęby. Uniosła dłoń do zaczarowanej strzały, tkwiącej w jej brzuchu.

— Ty suko — charknęła.

Amora wyciągnęła rękę przed siebie. Kawałki wazonu ruszyły z dziką szybkością w stronę Sylvie dotąd, aż kobieta straciła przytomność.

Different similarity || Loki (2021)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz