Rozdział 40

4.3K 143 103
                                    

Miłego czytania!!

—Naprawdę wielkie dzięki.—skierował po raz setny swoje słowa do mnie chłopak.

—Poważnie nie masz za co.—odpowiedziałam i złapałam psa do rąk.

—My się lubimy, będzie fajnie.—zwróciłam swoje słowa do Luny.

—Napewno nie masz żadnych planów i nie będzie ci przeszkadzała?—zapytał blondyn.

—Nie przeżywaj już tak Janek. Przecież umawialiśmy się na początku, że będzie mógła ze mną zostawać.—zapewniłam.

—No okej, bo Janusz był już dość wkurzony, zagryzła poduszkę jednego razu.—zaśmiałam się lekko.

—Dobra to zmiataj, bo Agata czeka.—puściłam mu oczko i uśmiechnęłam się.

—Jeszcze raz wielkie dzięki, daj znać jakby coś lub gdybyś już miała jej dość.—powiedział przez żart.

—Poradzimy sobie.—spojrzałam na Lune która myrdała ogonem bardzo niewinnie.

Janek poszedł i odjechał, miał w planach spotkać się z Agatą, nie miałam okazji jej poznać ani zobaczyć. Ale widze jaki jest szczęśliwy, wnioskuje więc że jest super dziewczyną i mam nadzieje że będę miała okazje zamienić z nią chociaż dwa słowa.

—No to co robimy?—westchnęłam do psa, ponieważ byłam sama w domu, rodzice jak zawsze w pracy.

Rzuciłam się na kanapę, a Luna wskoczyła za mną i zaczęła mnie lizać po twarzy. Standard.

Uwielbiałam tą psinkę, Janek też potrzebuje trochę spokoju, a mi jest to wręcz na rękę, bo nie przesiaduje sama.

W przedpokoju rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.

—Kto to może być Luna? Otworzysz?—mówiłam do psa która tylko kręciła głowa na boki w bardzo uroczy sposób.

Nie czekałam na nikogo, tym bardziej nikogo się nie spodziewałam.

Rodzice? Co tak wcześnie? Nie to nie możliwe.—pomyślałam.

Otworzyłam drzwi, a przede mną stanął Michał we własnej osobie.

—Cześć. Wejdź.—rzekłam odruchowo.

—Dzięki.—powiedział, uścisnął na przywitanie i posłał piękny uśmiech.

—Widzę, że nie jesteś sama. Cześć ślicznoto.—przykucnął i zachwycał się Luną.

—Mamy babski wieczór.—zaśmiałam się.

—Widzę że przeszkodziłem.—zaśmiał się.—Ona raczej nie jest zła z tego co widzę, a ty?—skierował swoje słowa kolejno do psa a potem do mnie.

Stałam z założonymi rękami, kpiącym uśmiechem i nic nie odpowiedziałam.

—No nie bądź zła.—podniósł się do pozycji stojącej  i teraz był blisko mnie, trochę za blisko.

Poczułam mocny zapach perfum, japierdole...

Niech mnie ktoś uszczypnie.

—Coś chcesz czy się droczysz?—zaczęłam lekko podirytowana. Jednak podobało mi się to.

—A gdybym tak przyszedł cię tylko podenerwować?

—To ci strzelę z liścia.—zagroziłam,  na co brunet wybuchł charakterystycznym śmiechem.

—Zbieraj sie, to znaczy zbierajcie.—dodał spoglądając na Lunę merdającą ogonkiem.

—Nigdzie się nie wybieramy.—teraz to ja chciałam go wkurzyć.

—Chodź noo, jest mała posiadówka u Franka, stwierdziłem, że po ciebie wpadnę.

—No nie wieeeemm.—przeciągnęłam i nie ruszałam się z miejsca.

—Rusz dupe Kwiecińska.—podirytował się i bardzo dobrze, ma za swoje.

—Nie.—zaczęłam już trochę się śmiejąc.

—To ja ci pomogę jeśli chcesz.—w tym momencie ruszyłam biegiem w stronę salonu, nie wiem gdzie chciałam uciec, ale nie udało mi się, bo chłopak zwinnym ruchem złapał mnie i upadliśmy na podłogę.

Tak, że teraz ja byłam na nim, a on mocno objął mnie rękami tak, że nie mogłam się uwolnić z uścisku.

—Jesteś taki irytujący.—warknęłam mu prosto w twarz.

—A ty taka głupia że myślisz że odpuszczę.—odpowiedział, a ja tylko przewróciłam oczami.

W pokoju panował półmrok, gdyż zaświecona była tylko lampa która dawała jedynie lekkie światło.

—Może mnie już puścisz?—spytalam z nadzieja chociaż nie wiem na co liczyłam.

Brunet podniósł tylko brwi, a jego wyraz twarzy wyrażał oczywistą odpowiedź-nie.

—Co tak patrzysz?—zapytałam, bo wzrok bruneta wbity był w moje oczy.

pov Matczak

—Co tak patrzysz?—usłyszałem cichy głos blondynki która leżała na mojej klatce piersiowej. Była lekka więc ta pozycja wogóle mi nie przeszkadzała, wręcz odwrotnie.

Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że wpatruje się jej zawzięcie w oczy.

Piękniejszych oczu w życiu nie widziałem.

Mój wzrok zjechał teraz na jej usta.

Kurwa Matczak co ty odpierdalasz. Ostatnio już przesadziłeś. Miałem tylko po nią przyjechać i jechać do tego jebanego Wygusia.

Jednak spostrzegłem, że dziewczyna robi to samo. Nie wiem czy dam radę się powstrzymać od posmakowania jej pięknych malinowych ust.

Kurwa, w momencie w którym się pierwszy raz pocałowaliśmy, potrzebowałem bliskości i to tyle. Czuje się kurewsko źle, że wykorzystuje Oliwie gdy jestem podłamany... Ona nie zasługuje na takie traktowanie.

Kurwa Matczak jesteś zjebem.

Przekroczyliśmy już tą granice i nie umiem się teraz oprzeć. Kurwa...

—Pierdole to.—mruknąłem i wpiłem się w jej usta, niespodziewanie Oliwia zaczęła oddawać pocałunek i nie odtrąciła mnie tak jak ostatnim razem. Muskaliśmy swoje wargi nawzajem z delikatnością.

Kurwa jak ona zajebiście całuje...

Oderwaliśmy się od siebie gdy zabrakło nam tlenu.

Blondynka wstała i skierowała się do swojego pokoju.

Bez słowa.

Czy ja znowu zjebałem?

pov Oliwia

Znowu to zrobił, przekroczył tą jebaną granice. Kurwa czemu tego nie zatrzymałam.

A może ja tego właśnie potrzebuje? Jego bliskości? Nie my się przyjaźnimy. Przecież nie możemy zepsuć tego przez jakąś głupotę.

Myślałam, że ostatnio postawiłam sprawę jasno, najwidoczniej nie wystarczająco. Ale o co ja się oburzam sama oddałam pocałunek kurwa.

Poszłam do łazienki. I spojrzałam w lustro. Wyglądałam przystępnie, nie najlepiej nie najgorzej jednak worki pod oczami były widoczne.

Wiedziałam, że muszę pojechać z brunetem chociaż nie miałam najmniejszej ochoty.

Ubrałam jakieś bardziej wyjściowe ubrania i rozpuściłam włosy.

Otworzyłam drzwi i zeszłam na dół.

Na kanapie czekał brunet, wpatrzony był w telefon. Gdy mnie zobaczył wstał i ruszył do drzwi.

Ubraliśmy kurtki, chwyciłam Lunę w dłonie, zakluczylam drzwi uprzednio sprawdzając czy zgasilam wszystkie światła.

I opuściliśmy mój dom bez słowa...

SZAFIR || MATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz