Rozdział 4

62 6 0
                                    

Przez ostatnie dni, Seul opanowały sielne opady deszczu. Obecna pogoda idealnie odwzorowywała uczucia Parka - smutek, rozpacz, gniew... I zmieszanie. Płaszcz szarych chmur nie chciał opuścić stolicy, tak jakby wszechświat zdawał sobie sprawę z bólu i cierpienia młodego mężczyzny. Tak jakby Bogowie się przeciw niemu zmówili i połączyli siły, wywołując gromki deszcz, szloch Bogów i demonów.

Minął tydzień od śmierci babci Jimina, przez cały ten okres czasu nie pojawił się w pracy, co było całkowicie zrozumiane. Nie chciał nawet się pokazywać w teatrze, nie to co Yerin - jej eksploatacji nie było końca, jej myśli krążyły jedynie dookoła występu... Żyła obecnie tylko tym. Tak jakby cierpienie jej męża w ogóle ją nieinteresowało.

Dzisiaj nadszedł dzień przeprowadzki młodego małżeństwa - spakowali wszystkie swoje rzeczy do walizek i kartonów, które zostały zabrane przez ekipę przeprowadzkową.

- Uważajcie na siebie. - Wyszeptała mama Yerin, mocno ją do siebie przytulając. - Pamiętajcie, że zawsze możecie do nas dzwonić, o każdej porze dnia i nocy!

Z oczu kobiety ulotniły się drobne łzy, nie mogła ukryć wzurszenia, które się w niej kumulowało.

- Zawsze możecie do nas przyjeżdżać. - Uśmiechnął się lekko tata Yerin.

Jimin mimowolnie się uśmiechnął na słowa teścia, cieszył się, że od nich takie wsparcie.

- Chodźmy już Yerin. - Mężczyzna złapał ukochaną za dłoń, po czym poszli w stronę samochodu kobiety, która wsiadła za kierownicę i zapięła pasy bezpieczeństwa.

Kiedy Jimin zrobił to samo, kobieta odpaliła silnik i ruszyli w stronę domu zmarłej babci Jimina.

Jimin czuł lekkie podekscytowanie, uwielbiał stare klimaty, jakie nadawało mieszkanie babci; stare meble, obrazy, instrumenty oraz bardzo duży ogródek. Za dzieciaka rzadko kiedy odwiedzał swoich dziadków że względu na to, iż dziadek miał ogromne problemy ze słuchem i wzrokiem... Nie chciał mu wchodzić na głowę. Ale teraz, ciężko pomyśleć, że przyjdzie mu mieszkać w takim wyjątkowym miejscu.

Mężczyzna spojrzał na Yerin, która był całkowicie skupiona na drodze. Na jej policzkach były zaschnięte łzy, przez co Jimin, słabo się uśmiechnął i przejechał kciukiem po jej gładkiej skórze.

- Słyszałaś, będziemy mogli zawsze do nich przyjeżdżać! Poza tym... W końcu tego chcieliśmy. - Powiedział mężczyzna, przerywając cieszę w samochodzie.

Kąciki ust Yerin mimowolnie powędrowały do góry, pokazując jej lekki uśmiech.

- Wiem, masz rację... Ale po prostu... - Wyszeptała, zaciskając dłonie na kierownicy. - To jednak dość ciężkie, no wiesz... Myśl, że już nie będę się z nimi kłócić o nieposprzątany stół po obiedzie. Albo o Twoje skarpetki, z których można ułożyć rzeźbę nowoczesną.

Jimin zmarszczył brwi, zabierając dłoń z jej dłoni.

- Przestań, teraz będę je wrzucał od razu do kosza na pranie. - Oburzył się na co Yerin wybuchnęła ogromnym śmiechem.

- I z czego się śmiejesz?! - Jęknął niezadowolony mężczyzna, jednakże w głębi duszy sam nie mógł powstrzymać swojego śmiechu.

Po dłuższej chwili jazdy, Yerin zatrzymała samochód pod dużym, a jednocześnie starym domu. Pomimo upływu czasu, dom dalej wyglądał w nienaruszonym i czystym stanie.

death song | m.yg x p.jmOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz