Prolog

3K 106 8
                                    


Harry patrzył na Quirrella marszcząc brwi. Nie rozumiał dlaczego miałby mu wierzyć. Przecież wszyscy wiedzieli, że Voldemort zabił jego rodziców. Ten szaleniec musiał kłamać by ratować swoją skórę. Tak.. to na pewno to... ale z drugiej strony, dlaczego miałby się bać jedenastoletniego chłopca, który znał zaledwie kilka zaklęć? Przecież Harry nie uczył się jakoś wybitnie. Nie miał na to czasu. A przynajmniej taką miał wymówkę. Mógł przecież mniej grać z Ronem w różne gry. Mógł nie szlajać się po zamku tylko grzecznie przestrzegać regulaminu. Mógł mniej skupiać się na quidditchu, a więcej na nauce magii... mógł... ale coś mu na to nie pozwalało. Jakiś wewnętrzny głos, który brał za oznaki rozleniwienia. Chociaż nie mógł nazwać siebie leniwym. Gdyby taki był... jego wujostwo dawno by się go pozbyło. Przynajmniej on w to wierzył.
- Bredzi pan, profesorze... Dumbledore jest dobry, a Voldemort zły. 
-Harry... Wysłuchaj mnie, proszę... Wszystko ci wyjaśnię...
- Zabij go! 
Usłyszał w swojej głowie i złapał się za bliznę. Dlaczego tak mocno go bolała? Działał jak w amoku. Nie kontrolował tego co robi. W jednej chwili rozmawiał z profesorem, w drugiej miał przed oczami dziwną twarz znajdującą się z tyłu głowy nauczyciela i zabijał go swoim dotykiem.

*

Siedział po turecku w Komnacie Tajemnic i słuchał... Z zaciekawieniem słuchał tego, co duch z dziennika miał mu do powiedzenia. Tom Marvolo Riddle był niezwykle inteligentnym młodym czarodziejem, a właściwie wspomnieniem czarodzieja z ogromną pasją do magii i dużą wiedzą na jej temat. Harry uwielbiał poznawać przeróżne historie związane z życiem tego czarodzieja, zapisane na kartach dziennika, a ukryte przed wzrokiem wielu osób. Rozmawiał z Tomem od kiedy w jego ręce wpadł dziennik. Wiedział, że ten w przyszłości miał być Voldemortem, ale ten duch jeszcze nim nie był. Harry nie mógł odpuścić sobie zdobywania tak przyjemnej wiedzy. Przychodził do Komnaty już kilka razy, bo tu było im najlepiej rozmawiać. Nikt ich nie podsłuchiwał...
Nagle zgiął się w pół i złapał za głowę. W jego głowie zaczęły pojawiać się obrazy związane z siostrą jego przyjaciela Rona, Ginny. Nie wiedział dlaczego wyobraża sobie ją umierającą przy nogach jego przyjaciela, będącego jedynie wspomnieniem. Duch mówił mu coś o horkruksach, ale Harry niewiele z tego rozumiał i wolał myśleć, że to po prostu zaawansowana magia. W końcu niewiele się mylił. Krzyknął cicho, gdy przed oczami pojawił się bazyliszek. Dziwnie rozjuszony bazyliszek, z którym do tej pory rozmawiał spokojnie przy każdej wizycie w komnacie. Potem działał automatycznie. Z oczu ciekły mu łzy, gdy przebijał węża mieczem, a następnie niszczył dziennik. Potem nastała ciemność....

*

Harry wpatrywał się z nierozumieniem na drzwi od wrzeszczącej chaty. Nie rozumiał jakim cudem pozwolił temu szczurowi uciec. Przecież jego pierwszą myślą było związanie go magicznymi sznurami, nie pozwalającymi na użycie animagii i zaprowadzenie do dyrektora by ten poprowadził go przed oblicze aurorów i ministra magii. Dlaczego więc nie wypowiedział tego zaklęcia skoro miał go na końcu języka? Znów bolała go głowa. Nie rozumiał co się stało. Po chwili jednak całkowicie zapomniał co chciał zrobić ze zdrajcą. Umysł podsunął mu obrazy, które wydawały się logiczne i łączyły się w spójną całość.

*

Harry nienawidził swojego życia. Biegł przez ten cholerny labirynt mając nadzieję, że przeżyje to głupie wyzwanie. Nie chciał brać udziału w tym Turnieju! Ale jak zwykle nie miał nic do powiedzenia w tym temacie. Musiał podporządkować się zasadom... i akurat tym razem dyrektor nie pozwolił mu ich złamać. Przeklął pod nosem, gdy potknął się o wystający korzeń. Miał dość. Walczyli nie tylko o wygraną ale też o życie. A przynajmniej on miał takie wrażenie, bo nikt oficjalnie by tego nie potwierdził mimo tych wszystkich niebezpieczeństw. W końcu razem z Cedrikiem złapali za puchar i znaleźli się w dziwnym miejscu, które Harry skądś kojarzył. Usłyszał zaklęcie usypiające i obserwował jak Cedrik pada na ziemię pod wpływem magii. Przed nim stanął osłabiony Voldemort, który jakimś cudem odzyskiwał swoją moc. Wokół niego stało kilku czarodziejów, których chłopak nie rozpoznawał. Automatycznie złapał za różdżkę, patrząc przerażony na to małe zgromadzenie. Wiedział, że Voldemort coś do niego mówił. Próbował rozszyfrować co, ale nic nie rozumiał. Chociaż nie... Rozumiał, nawet odpowiadał na pytania, ale był tak przerażony i tak mocno bolała go głowa, że niewiele potem z tego pamiętał.
W końcu upadł na kolana przy śpiącym koledze ze szkoły i przeniósł się na boisko za pomocą świstoklika. Nie wiedział co się dzieje. Zobaczył w tłumie zielone światło i z przerażeniem stwierdził, że Cedrik nie żyje. Wpadł w panikę. Potem niewiele pamiętał. Dopiero, gdy podszedł do niego dyrektor w jego głowie wszystko zaczęło się układać. Nie rozumiał dlaczego widzi w głowie swoją walkę z Voldemortem skoro tylko rozmawiali. Nie rozumiał też dlaczego w jego głowie rozbrzmiewały słowa "Zabij niepotrzebnego"...

*

Harry patrzył na kulę z przepowiednią i nie był pewien czy chce usłyszeć słowa, przez które jego życie było piekłem. Nienawidził swojego życia tak bardzo... miał nadzieję, że przyjdzie tutaj z misją samobójczą. Że przyjdzie tutaj sam, zginie i wszystko się skończy. Jego przyjaciele jednak musieli pokrzyżować mu plany i przybyć do ministerstwa razem z nim. Nie miał odwagi skrzywdzić siebie sam i nie mógł ich narażać... Wziął w końcu kulę do ręki stwierdzając, że przynajmniej będzie wiedzieć dlaczego to wszystko wygląda tak a nie inaczej...

Oto nadchodzi ten, który ma wielką moc

Będący połączeniem równowagi i chaosu

A narodzi się z tej, która nie zna swego dziedzictwa

I  połączy się z wielkim Panem by dokonać zmian

Bo żaden Pan nie będzie mógł działać sam,

A z nim będzie mógł opanować świat

Oto nadchodzi ten Który będzie miał wielką moc....

Przełknął cicho ślinę nie rozumiejąc o co chodzi. Nic nie wskazywało na to, że to on. Ok, teraz wiedział, że przepowiednia dotyczy jego bo tylko wtedy mógłby ją odczytać. I możliwe, że jego matka nie była mugolakiem, a po prostu nie znała swojego pochodzenia. Przecież mogli przed nią ukrywać jej pochodzenie, mogła być adoptowana lub urodzona ze zdrady... Nie znał historii swojej rodziny i nie mógł na pewno stwierdzić dlaczego uznano, że to właśnie o niego chodziło... Nagle poczuł ogromny ból głowy, a w głowie usłyszał inne słowa przepowiedni, które wyparły te usłyszane przed chwilą.... 

Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana........

Potem wszystko działo się jakby w chaosie. Nie wiedział co robił. Jakby był kukiełką, marionetką w teatrze. Bolało, gdy z tym walczył. Poddał się. Co ma być to będzie...

*

Harry krzyknął głucho i usiadł na łóżku spocony. Dawno nauczył się rzucać na siebie niewerbalne i bezróżdżkowe silencio. Dzięki temu uniknął wielu kar od wujostwa, a później pytań swoich współlokatorów. Objął drżącymi ramionami swoje kolana i westchnął cicho. Znów śnił o śmierci Syriusza...

Ofiara losuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz