Falling In Love (Mari x Schody)

237 25 17
                                    

Przepraszam

Uwaga, bardzo low effort, ale się poprawię, obiecuję. 

(Mam nawet przygotowanego fluffa i pewnie wstawię go już niedługo, też krótki, ale bardzo przyjemnie się go pisało) 

***

Mari była niczym niewyróżniającą się nastolatką, mieszkającą w piętrowym domu. (Fakt, który bardzo mocno wpłynął na jej życie).

Schody były zwyczajnymi, codziennie używanymi schodami, które były całkowicie zadowolone ze swojej egzystencji. Przeżyły już wiele lat i znały buty wszystkich mieszkańców domu.

Zazwyczaj nie zwracały uwagi na ludzi, którzy przechodzili po ich stopniach: zawsze ci sami, niczym niewyróżniający się. Mówiący językiem, którego schody nie mogły zrozumieć, jednak z często powtarzających się zwrotów, można było wywnioskować imię każdego z mieszkańców.
To jednak nie zmieniało faktu, że schody nie zwracały na nich zbyt wielkiej uwagi, tak samo, jak oni na schody.
Naturalny układ rzeczy.

Ale wkrótce coś miało się zmienić…

Schody odkryły jeden fakt: Mari, starsza z rodzeństwa grała na pianinie. Muzyka była przyjemna dla uszu, których schody nie miały, ale miała jedną zaletę - była uniwersalna. Jedyna rzecz, którą mebel mógł zrozumieć.
Tak więc, każdego wieczoru, schody przysłuchiwały się melodii dochodzącej z pokoju obok. Z czasem, do pianina doszły skrzypce. Wtedy, muzyka przestawała być tak płynna i piękna, ale nadal przyjemna.

W pewnym momencie, delikatne i pełne gracji kroki Mari zaczęły przyprawiać schody o drżenie ich drewnianego serca (zwłaszcza, jeśli dziewczyna kierowała się do pokoju z pianinem) i w końcu zrozumiały...

To była prawdziwa miłość. 

Nieodwzajemniona i ukryta, ale miłość.

Mimo braku możliwości ruchu ani mowy, wiedziały, że Mari kiedyś zrozumie, że jest kochana. W końcu to uczucie było tak silne, że można było poczuć je, gdy tylko weszło się na hol.

Ale dziewczyna wydawała się o niczym nie wiedzieć.

Zapraszała do domu swoich przyjaciół, bawiła się ze swoim bratem, robiła mnóstwo, mnóstwo innych rzeczy, ale żadne z nich nie miało związku ze schodami.

Mebel bardzo pragnął, żeby w końcu stało się coś, co zwróci na niego uwagę.

I w końcu, zgodnie z jego życzeniem, coś się stało.

Zaczęło się niewinnie: Mari i jej młodszy brat wyszli ze swojego pokoju nieco spóźnieni. Próby odbywały się zawsze o tej samej godzinie, więc schody za każdym razem oczekiwały ich ze zniecierpliwieniem.

Potem zaczęła się kłótnia, z której schody nic nie zrozumiały, ale gdyby tylko mogły, poparłyby dziewczynę we wszystkim co mówiła.
W następnej sekundzie, Mari spadła. Schody czuły jej ciężar, pod którym nieznacznie uginały się ich stopnie i krzyczały w duchu ze strachu, z rozpaczy, z bezradności. Nie mogły zrobić niczego by pomóc ukochanej, ale jednocześnie czuły ogromne poczucie winy, przybijające je do ziemi.

I wtedy, wydało się im, że słyszą cichy szept dochodzący spod nich:

– Wybaczam ci… Zawsze będę cię kochała…

Schody były pewne, że te słowa były skierowane właśnie do nich. Ból stał się lżejszy, żałoba zniknęła.

Mari odwzajemniła ich miłość.
I tylko to się teraz dla nich liczyło…

***
Bruh.
Kiedyś to stąd usunę.
Napisane w ciągu godziny, chyba mój rekord...

Omori OneshotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz