Herbatka (Cottoncandy)

141 7 0
                                    

W końcu napisałam coś po dwóch miesiącach nieobecności... Miałam zamiar wstawić tu niezwykle obszerne przeprosiny, ale oszczędzę Wam długich wstępów. Tym razem spróbowałam napisać coś w pierwszej osobie. Mam nadzieję, że się Wam spodoba!


***


Obudziłam się. I to był chyba największy błąd tego dnia.  

W skrócie: czułam się jak gówno. Nie wiem nawet, co złapałam, ale to musiało być coś poważnego: głowa mi wybuchała, zrzuciłam kołdrę na podłogę, bo było mi za gorąco, ale chwilę potem musiałam podnosić ją z powrotem, bo nagle ogarniało mnie przenikliwe zimno. 

Nie miałam siły, żeby wstać z łóżka. Leki przeciwbólowe (jeśli jakiekolwiek były w domu), znajdowały się na dole. 

"No po prostu zajebiście" mruknęłam pod nosem. 

Wszystkie opcje, które brałam pod uwagę, odpadały:

Schodzenie na dół by nie wyszło, bo znając życie, spadłabym z drabinki i już nikt by mnie nie odratował, a mówienie o czymkolwiek matce byłoby najgorszą decyzją tego tygodnia. Tak więc zostało mi tylko leżeć w łóżku i próbować zasnąć. Powieki same mi się kleiły, ale ból głowy był na tyle silny, że ze snu nic nie wyszło. 

Szczerze mówiąc, nigdy nie czułam się aż tak źle. 

A na dodatek miałam plany... To znaczy, spotkać się jak zwykle z resztą "gangu". Niby nic takiego, ale wydurnianie się z nimi od razu poprawiało mi humor. A w tym przypadku, dobijało mnie jeszcze bardziej.

Kołdra znowu wylądowała bezgłośnie na podłodze. Nie wiem, który to raz z kolei ją zrzucałam, ale była zakurzona. Gdybym miała taką możliwość, pewnie bym posprzątała. Choroba robi z człowiekiem dziwne rzeczy...

Coś uderzyło w ścianę mojego pokoju. Dźwięk nie był głośny, ale wystarczył, żebym zwróciła na niego uwagę. Sekundę potem, usłyszałam krzyk z zewnątrz i przez szybę w oknie do wnętrza wpadł kamyk, zawinięty w papierek. Razem z nim, trochę szkła rozbryznęło się po podłodze.

"No tak, mogłam się tego spodziewać... Geniusze... Akurat wtedy, kiedy nie mogę stanąć na nogi..." pomyślałam podirytowana. "Chociaż..."

Spojrzałam na moją szafkę nocną. Na wierzchu była pusta. Zdjęcie moje i Kim leżało w czeluściach szuflady, bezpieczne od kurzu i wzroku pozostałych. Ostatnio zostało wzbogacone o małe serduszko namalowane czerwonym markerem. Wolę, żeby na razie nikt o nim nie wiedział. Gdyby rozniosła się jakakolwiek plotka, rozstałabym oficjalnie wyrzucona z kościoła przez te wszystkie stare baby.

W szufladzie (Bogu dzięki), było wszystko, czego potrzebowałam. Na kartce wyrwanej z zeszytu szybko nabazgrałam kilka słów: "Jestem chora. Zostawcie mnie."

Kartka wyleciała przez dziurę w szybie. Jakimś cudem.

Poczułam, jak podnosi mi się ciśnienie. Skupienie się na jeden moment widocznie było zbyt trudne dla mojej głowy. Opadłam na przepoconą poduszkę.

Przymknęłam oczy, ale słońce nadal raziło mnie, świecąc mi prosto w twarz przez dziurę w oknie.

"Południe, czy co...?" mruknęłam sama do siebie.

Przez to wszystko poczułam się jeszcze bardziej zmęczona. Z kołdrą poszłam na kompromis: przykrywała mi jedynie stopy, żebym nie umierała z gorąca.

I nie wiem, jak to się stało, ale zasnęłam.

...

– Aubrey...?

Omori OneshotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz