Dzień 3

2 3 7
                                    

Gdzie Gilderoy po prostu obraża Alice, ponieważ nie robił tego od dwóch dni

Najwidoczniej historia z poprzedniego dnia zadowoliła Longbottoma na tyle, żeby zdecydował się na bycie trochę milszym dla Lockharta. Praca nad jakimikolwiek nowymi książkami musiała poczekać jeszcze trochę czasu, na szczęście był na tyle genialny, żeby nie musieć się martwić dniem zwłoki, ponieważ bez problemu mógł wszystko nadrobić, oczywiście o ile nagle nie znalazłaby się osoba, która zaczęłaby twierdzić, że to ona dokonała wielkiego osiągnięcia opisanego w książce, a Gilderoy tylko bardzo mocno się tym zainspirował, nie robiąc w rzeczywistości nic.

Cieszył się z tego, że tacy ludzie nie pojawiali się zbyt często, ponieważ po pierwszym miał już dosyć. Rozumiał, że mogli poczuć się urażeni jego małą porażką w kwestii czarów, ale nie oznaczało to od razu, że musieli niszczyć mu pół życia! Nie, żeby któremukolwiek udało się to zrobić, ale takie próby same w sobie były mocno nużące. Miał lepsze rzeczy do zrobienia.

Zabawę z dziećmi można uznać za kolejną dziedzinę, o której Krukon nie miał zielonego pojęcia. Najgorsze było to, że w tym wypadku nie mógł nawet odwoływać się na swoją wielką wiedzę na temat Franka, ponieważ Neville nie miał dziwnych skłonności do robienia wszystkiego, czego nie powinien robić. Jak raz pozorna normalność tego dzieciaka musiała być wielkim zawodem.

— Tata mówił, że próbował zjeść cię kiedyś wilkołak — Lockhart prawie zakrztusił się herbatą po usłyszeniu tego. Wiedział, że Frank gadał głupoty każdemu, kto tylko chciał go słuchać, jednak była duża różnica między rozpowiadaniem o kolorze jego bielizny, co prawdopodobnie robił dla wiernych fanek pisarza, a mówieniem takich rzeczy dziecku. Co prawda obydwu tych sytuacji wolałby uniknąć, jednak gdyby miał wybierać, wolałby już konfrontację z nieokrzesanymi fankami. Z tym przynajmniej dało się walczyć w mniej kulturalny sposób.

— Coś jeszcze ci mówił? — Popchnął nogą samochodzik, który poturlał się w stronę Neville'a. Ten jeszcze nie zaczął kojarzyć, że wydawanie sekretów taty może źle się skończyć. Z resztą i tak mówiłby dalej, ponieważ jednym z przywilejów bycia ulubionym wujkiem dzieciaka było bezgraniczne zaufanie z jego strony.

— Coś o olbrzymach, ale wilkołak... — Było po nim widać, że nie ma zamiaru odpuszczać tak łatwo, zdążył nawet odłożyć wszystkie zabawki na bok.

— To nic specjalnego, wiesz o tym? Pewnie Frank znowu dużo podkoloryzował, żeby wyszło lepiej dla niego i bardziej ciekawie. — Jego stwierdzenie nie spotkało się z prawie żadną reakcją, chłopiec tylko poprawił się na miejscu, żeby móc dłużej wytrzymać w swoim postanowieniu. I czy to tylko wydawało się Gilderoyowi, czy on rzeczywiście nagle mrugał jakoś mniej...

— Prawdopodobnie nigdy nie słyszałeś o wycieczce w góry, na którą wybrałem się z Alice i twoim ojcem, prawda? — było to na tyle nieudane wyjście, że prawie nikt tego nie wspominał, więc był w komfortowej sytuacji i mógł przedstawić całkowicie swoją wersję wydarzeń, bez względu na to, jak bardzo oficjalne ustalenia się od tego różniły. I dobrze, ponieważ nie miał zamiaru całkowicie się ośmieszać, jakby to prawdopodobnie zrobił Wielki Pogromca Wilkołaka.

***

Nie wiem, czyim pomysłem był tamten wyjazd, ale na pewno nie moim. Prawdopodobnie to Alice chciała romantycznego wyjazdu w dwójkę, podczas którego mogliby schować się z dala od świata, jednak na szczęście Frank ma problemy z domyślaniem się w sprawach, które nie są powiedziane mu bezpośrednio, a przynajmniej w naszym przypadku. Głupich Śmierciożerców potrafi przejrzeć od razu, a nie rozumie, kiedy dziewczyna wolałaby nie mieć przyzwoitki w formie najlepszego przyjaciela faceta, z którym próbuje dojść do czegokolwiek.

Oczywiście, jak się domyślasz, zgodziłem się bez żadnego zawahania. Nie ma nic lepszego niż biwak z dwójką najlepszych przyjaciół, którym możesz ufać z całego serca. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że pierwszy raz w życiu zgodziłem się z twoją matką. Konkretniej w momencie, kiedy w ogóle okazało się, gdzie mamy spać, ponieważ obydwoje wyobrażaliśmy sobie coś w stylu romantycznej chaty z kominkiem, a nie jednego namiotu i ogniska. Tak, to właśnie był jeden z tych legendarnych głupich pomysłów.

Alice na początku cały czas tylko narzekała. No wiesz, coś w stylu "blabla, głupie drzewa, blablabla, nienawidzę mokrych kamieni", ale jakimś cudem ją ignorowaliśmy, ponieważ nie chcieliśmy niepotrzebnie zaprzątać sobie głowy rzeczami, które mogły tylko zepsuć nam wyjazd. I nigdy nie pytaj o to taty, ponieważ nie wspomina tamtego czasu zbyt dobrze.

Trzy dni spania z tą dwójką w jednym namiocie były ostatecznym testem mojej cierpliwości. Na początku był normalny, dzięki czemu mogłem ich unikać, kiedy twoja mamusia robiła dziwne rzeczy, ale potem ktoś, oczywiście nie będę tutaj wspominać jego imienia, przypadkiem zepsuł go na tyle, że bezpieczniej było skorzystać z niego jak z tych mugolskich. Tak, dla mnie to też było straszne, nie martw się.

Rzeczą, o której Frank zapomniał na milion procent, było to, że zbliżała się pełnia. A my byliśmy w lesie bez żadnej większej ochrony. Nie trudno się domyśleć, jak mogło się to skończyć.

Tamtego wieczoru było dosyć drętwo. Pani Maruda zaczynała przyzwyczajać się do tego, że nie miała pod ręką wszystkiego, czego potrzebowała. Ja i Frank biegaliśmy po lesie w poszukiwaniu... Cóż, nie mam pojęcia czego, ale wolę udawać, że coś robiliśmy, niż przyznać się do marnowania całego dnia na zabawę.

Właśnie dlatego, kiedy w końcu się położyliśmy, spaliśmy jak niemowlęta. To znaczy to samo, co bardzo mocno. Po prostu tak się mówi, Nev, nie wiem dlaczego. Alice nie miała tyle szczęścia co my, ponieważ obijała się pół dnia, dlatego obudziła się zaraz po usłyszeniu dziwnych dźwięków. Miała na tyle mało instynktu przetrwania, żeby zacząć od budzenia nas. Co było bardzo miłe, ponieważ normalnie obawiałbym się, że zostawi nas samych i ucieknie, zanim zagrożenie pojawi się w okolicy.

Frank bohatersko wyszedł z namiotu pierwszy. Dlaczego pytasz, czy zginął? Przecież... Tak jakby jest twoim ojcem? Alice pierwszy raz od dawna wyglądała na naprawdę przejętą, ale na wszelki wypadek została w środku, przez co ja zdecydowałem się na wyjście, ponieważ w końcu musiałem udowodnić, że jestem lepszy od niej. Tak, wiem, że to głupie.

I potem wilkołak mnie zobaczył, Frank ogłuszył go zaklęciami po tym, jak trochę za mną pobiegał, a potem wróciliśmy do Londynu, ponieważ raczej nie zapowiadało się na to, że będziemy mogli dalej spać w tamtej okolicy.

Koniec.

***

— A opowiesz więcej o wilkołaku? — Neville spojrzał na niego z nadzieją błyszczącą w oczach. W końcu to była kolejna szansa na posłuchanie, jaki wspaniały był jego ojciec, a od tej strony jeszcze o nim nie słyszał.

— Obawiam się, że nie mogę. To było na tyle szybkie, a do tego praktycznie spałem, nie pamiętam zbyt wielu szczegółów — uśmiechnął się, próbując ukryć to, że równie dobrze mógłby wymyślić cały ten opis tylko po to, żeby zadowolić Longbottoma. W końcu to wymagałoby wchodzenia w niewygodne szczegóły, a tego najlepiej było uniknąć przy kimś gotowym przypadkiem zniszczyć jego życie.

— Chodź, czas na kolację. 

BONK||HP FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz