Dzień 6

2 2 2
                                    

W którym chłopcy przypominają sobie, że wypada coś zrobić w związku z zimą

Neville obudził się rano z postanowieniem, że nadal powinien zajmować się Lockhartem, ponieważ mężczyzna wyglądał na upartego na tyle, żeby przemilczeć ewentualny zły humor po małym wypadku. Co prawda na dzisiaj nie miał już pomysłu na bajkę, chociaż prawdopodobnie nie była ona chciana przez nikogo. Skoro Gilderoy używał trudnych słów, żeby opisać swoje wrażenia, równie dobrze mógł wywalić tę część z planu dnia i zająć się całą resztą, czego i tak było sporo, ponieważ tatuś dawał mu dobry przykład.

Nadal nie mógł zrobić połowy koniecznych rzeczy, głupie wysokie szafki, dlatego zamiast zacząć od śniadania, jak to zazwyczaj było w jego przypadku, znalazł najlepszy zamiennik tego, jaki potrafił wymyślić. I nie żeby coś, ale uznał zastąpienie posiłku ciastkami za genialne i miał zamiar wykorzystywać to za każdym razem, kiedy tylko natrafiłaby mu się okazja.

Po tym poszedł do sypialni wujka, która co prawda była zarazem jego taty, ale skoro jego obecnie nie było w domu, chyba można było ją uznać za bardziej lockhartową. Bez pukania wparował do środka, nie przejmując się tym, że może jakkolwiek przeszkadzać i wdrapał się na łóżko, kładąc opakowanie tuż obok głowy czarodzieja i szturchając go palcem, żeby ten w pełni się obudził. W końcu starsi też zawsze robili mu coś takiego bez względu na to, jak się czuł, dlatego uznał, że to ważna część zajmowania się kimkolwiek.

— Wstawaj! Spadł śnieg! — z ekscytacji już prawie skakał, co powodowało dodatkowe trzęsienie materaca, ale Krukon dzielnie stawiał opór wszelkim przeciwnościom losu i tylko przekręcił się na drugi bok, podciągając kołdrę wyżej.

— Był już wczoraj, ale go zignorowałeś — wymamrotał niewyraźnie, przyciskając policzek do poduszki z wyraźnym zamiarem spania dalej, jednak metoda dzieciaka była na tyle skuteczna, że postanowił w końcu się podnieść, ponieważ i tak powoli zbliżała się jego pora. — Dlaczego wstałeś tak wcześnie? Jesteś głodny?

Główną odpowiedzią było dalsze bujanie łóżka, przez co Gilderoy sięgnął po ostatnią możliwą metodę walki z osobami mającymi zbyt wiele energii i połaskotał Longbottoma, w końcu odwracając się w jego kierunku. Przez to w oczy rzuciły mu się ciastka, które zdecydowanie nie należały do typowego wyposażenia jego sypialni. Nie miał pojęcia, co się miało stać, ale zdecydowanie mu się to nie podobało.

— Trochę. Chodź ulepić bałwana! Tata zawsze mówił, że idzie ci to lepiej niż jemu, a nigdy tego ze mną nie robiłeś, prooooszę — nadal niewiele rozumiał, ale informację o tym, że Frank wymyślał jakieś głupoty na jego temat, potrafił wyłapać w każdym momencie swojego życia, a kilka dni z Nevillem stanowiły jedynie dodatkowy trening, ponieważ dowiadywał się od niego czegoś praktycznie co chwilę. Gdyby tylko mógł mieć pewność, że to nie wymysły dzieciaka, który zdecydowanie miał za bardzo wybujałą wyobraźnię i uznawał za oczywiste wiele rzeczy, które dla dorosłych były nierozwiązaną od wielu lat sprawą. No chyba, że to też była wina tego, że ktoś znowu zrozumiał coś źle, przekaz został przekręcony osiem razy i finalnie wychodziła z tego informacja, która była równie realna co pokonywanie skrzatów domowych latających w statku, który wydawał z siebie dziwne dźwięki.

— Najpierw śniadanie — przetarł oczy, ostrożnie wstając z łóżka, jakby obawiając się tego, że, z uwagi na wczoraj, tam też została zastawiona pułapka, jednak kiedy zorientował się, że Neville prawdopodobnie nie ma zamiaru robił mu krzywdy dla własnych celów, znacznie się uspokoił.

— Przyniosłem ci ciastka, żebyś miał co zjeść.

To ewidentnie kwalifikowało się jako przekupstwo, jednak nie dał się złapać na tak prostą sztuczkę i spojrzał na małego rozrabiakę z twardszą miną, żeby pokazać swoją nieustępliwość.

BONK||HP FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz